Wypowiedź Jacka Żakowskiego o podzieleniu się wpływami w mediach publicznych wywołała wściekłość wśród liberalnych elit. Niesłusznie. Triumfująca koalicja trzech partii chce za wszelką cenę odzyskać media publiczne. To konieczne, gdyż po ośmiu latach płynącej z TVP rządowej propagandy z publicznych mediów pozostał publiczny wstyd. Jacek Żakowski z pewnością nie będzie bronił braku bezstronności dziennikarskiej wielu adeptów tej sztuki, którzy pracowali na Woronicza. Zauważył jednak coś, co wydaje się oczywiste. Widzowie utożsamiają się z tymi mediami, które wyrażają ich poglądy, a bezstronność i apolityczność są czymś niezrozumiałym. Lubimy po prostu oglądać, słuchać i czytać to, z czym się utożsamiamy. Bardzo trudno dziś znaleźć znaczącego publicystę, który zachowałby zdrowy dystans wobec wszystkich partii. Niektórzy nazywali ich symetrystami, co oznaczać miało branżowe odrzucenie. Nie można przecież być bezstronnym, to niemożliwe w tak podzielonym społeczeństwie jak polskie. I zdaje się nie być naturalne we współczesnej demokracji. To problem z którym nowa władza powinna się zmierzyć. Ale raczej tego nie zrobi.