Wcale nie podważam zaufania do komisji wyborczych
Przewodniczący PKW sędzia Sylwester Marciniak tłumaczy swoje
stanowisko tym, że obowiązuje go prawo, czyli wspomniane
rozporządzenie ministra Janusza Cieszyńskiego. Dlaczego jednak nie
dostrzegł opisywanych przeze mnie problemów na etapie konsultacji?
Lektura
rozporządzenia nasuwa kolejne wątpliwości. Wynika z niego bowiem,
że adnotacje w spisie wyborców dokonywane są w sytuacjach zmiany
miejsca zamieszkania, głosowania korespondencyjnego czy głosowania
przez pełnomocnika, nic nie ma natomiast o sytuacji odmowy przyjęcia
karty referendalnej. Czy 3 sierpnia 2023 r. minister Cieszyński
jeszcze nie wiedział, że wybory i referendum mogą być
zorganizowanie w tym samym dniu? A jeżeli wiedział, to dlaczego nie
zadbał o uregulowanie tej kwestii w sposób niebudzący wątpliwości?
PKW twierdzi, że
były już przypadki odmowy przyjęcia karty i utrwaliła się
praktyka odnotowywania ich w spisie wyborców. Tylko że dotyczyło
to zupełnie innej sytuacji. Nieprzyjęcie karty wyborczej do Sejmu
lub Senatu było zapewne bardzo rzadkie i nic nie mówiło o
przekonaniach politycznych wyborców. Obecnie mamy jednak do
czynienia z dwoma autonomicznymi procesami wynikającymi z
innych podstaw prawnych – wyborów do Sejmu i Senatu oraz
referendum – które łączy jedynie to, że są one zorganizowane
jednego dnia. Nie ma więc żadnej praktyki, bo taka sytuacja
występuje po raz pierwszy, dlatego wymaga właściwego uregulowania.
Słowa przewodniczącego PKW, przy całym szacunku dla jego osoby,
nie są moim zdaniem wystarczającą podstawą, z której można
wywodzić, jak mają postępować komisje wyborcze w tej
kontrowersyjnej sprawie.
Przy dobrej woli można jeszcze znowelizować rozporządzenie ministra cyfryzacji tak, by rozwiać powyższe wątpliwości. Należałoby dodać punkt, że w sytuacji, gdy wybory i referendum odbywają się tego samego dnia, spis wyborców wydrukowuje się w dwóch egzemplarzach – jeden dla wyborów, drugi dla referendum. Wtedy wyborcy potwierdzaliby swoim podpisem, najlepiej w dwóch różnych punktach, odbiór właściwych kart.
Piotr Semka twierdzi, że podważam zaufanie do komisji wyborczych,
które są dodatkowo kontrolowane przez mężów zaufania. Ja
tymczasem nigdzie nie kwestionuję ich uczciwości. Twierdzę wręcz,
że są one stawiane w niezręcznej sytuacji. Zmusza się je bowiem
do proponowania wyborcom pobrania karty referendalnej, a w
wypadku odmowy – odnotowania tego faktu w spisie wyborców.
Przecież akt głosowania powinien być wolny, a nie być odpowiedzią
na propozycję komisji, która może być odbierana jako rodzaj
presji. Dla wielu członków komisji może to być wręcz sytuacja
niekomfortowa. Zapewne nie chcieliby wiedzieć, którzy z ich
sąsiadów czy znajomych nie odebrali karty referendalnej, bo
przecież jest to informacja, że najprawdopodobniej nie głosowali
na PiS. Oznaczać to też będzie, że tajność oddania głosu nie
zostanie zachowana.
Wątpliwe referendum a środki na Krajowy Plan Odbudowy
Semka zarzuca mi wieszczenie, że powyższe zasady wyborcze mogą
zostać zakwestionowane w Brukseli. Podobnie minister Szymon
Szynkowski vel Sęk zarzuca mi, że poruszam się daleko od
rzeczywistości, a sam nie widzi żadnych możliwości, by wynik
wyborów został zakwestionowany. Nie podzielam jednak jego
pewności.