Przemysław Prekiel: My, symetryści

Odwołanie „debaty symetrystów” z udziałem Grzegorza Sroczyńskiego na Campus Polska Przyszłości to strzał w stopę Platformy Obywatelskiej. Zarazem zjawisko niebezpieczne, które przybliża rządzące Prawo i Sprawiedliwość do trzeciej kadencji.

Publikacja: 21.08.2023 18:09

Przemysław Prekiel: My, symetryści

Foto: PAP/Stanisław Rozpędzik

Inicjatorem otwartych debat jest prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. W zapowiedzi wszystko wygląda tak, jak należy: dyskusje, panele, warsztaty, emanacja demokracji, której istotą jest spór i polemika. A to wszystko jest przecież ważnym elementem kształtowania otwartych postaw i wartości demokratycznych, zwłaszcza dla młodego pokolenia, które buduje społeczeństwo obywatelskie.

Niestety, dla radykalnej części Platformy Obywatelskiej dyskusja i spór z red. Grzegorzem Sroczyńskim, wrogiem numer jeden Silnych Razem, to za dużo. Wolą dyskusję we własnym sosie, przypominającą „debaty” w TVP Info dla najbardziej zatwardziałego elektoratu, gdzie sprzyjający władzy publicyści spierają się o to, czy Donald Tusk jest zły, bardzo zły, a może jednak jest Niemcem.

Czytaj więcej

Sroczyński, #SilniRazem i tropienie symetrystów, czyli śmierć debaty publicznej w Polsce

Niemniej najlepszym argumentem, nawet w ostrej batalii politycznej, jest wyłożenie swoich racji. Powinni to wiedzieć zwłaszcza ci, którzy na co dzień najgłośniej bronią konstytucji i zasad państwa prawa.

Campus Polska Przyszłości ofiarą Silnych Razem

Sprawa budzi emocje już od dłuższego czasu. Tak zwani symetryści stali się dla części wyborców PO i sprzyjających jej dziennikarzy większym wrogiem niż aktualna władza. Dlaczego? Nie kupują oni bowiem wszystkiego, co starają się przedstawić liderzy Platformy, zwracając uwagę, że tak z Prawem i Sprawiedliwością się nie wygra, że można inaczej, że walka z PiS to nie walka z jej elektoratem, że lepiej przekonać tych, których oczarował Jarosław Kaczyński. Obrażanie się na wyborców, że nie wybrali opozycji, nie doprowadzi PO do powtórnego przejęcia władzy. Wyborcy wcale nie są wini temu, że politycy nie potrafili przekonać ich do swoich racji, swojego programu, swojej wizji państwa.

Rzecznikiem prasowym ataku na symetrystów jest redaktor Tomasz Lis, pełen młodzieńczej werwy i chłopięcej pasji, bombardujący na swym profilu na portalu społecznościowym wszystkich tych, którzy z PiS chcą walczyć inaczej, nie przekreślając wszystkiego, co udało im się zrobić. W końcu nie wszystko u tej władzy było takie złe, skoro dwukrotnie udało im się wygrać wybory parlamentarne. A twierdzenia o „kupowaniu wyborców” są prawdziwą emanacją takiej postawy, wyrażającej się pogardą skierowaną do najsłabszych wraz z pogardą skierowaną w stronę samego państwa, podważającą zaufanie do jego instytucji, w tym do pomocy społecznej.

Grzegorz Sroczyński należy dziś do ginącego gatunku dziennikarzy nieulegającego presji własnego środowiska, który podaje w wątpliwość tezy głoszone przez liderów PO, wytyka im błędy, zadaje trudne pytania.

Grupa zwolenników PO, skupiona pod znakiem Silni Razem, stała się dla partii Donalda Tuska wyznacznikiem demokracji i debaty publicznej. Organizatorzy Campus Polska Przyszłości i Sławomir Nitras, wystraszyli się zapewne konsekwencji takiej debaty. Okazałoby się bowiem, że co prawda PiS to dyktatura, z którą trzeba wygrać, ale nie wszystkie pomysły i tezy Donalda Tuska są trafione. Jak choćby koncepcja tzw. babciowego, która jest oczywiście racjonalna, nie jest żadnym rozdawnictwem. Co innego 800+, od samego początku poddawana krytyce przez polityków PO, twierdzących jednocześnie, że tego sztandarowego programu PiS nie zlikwidują. Niestety, jest to ewidentny wyraz niekonsekwencji oraz strachu przed wyborcami.

Grzegorz Sroczyński kontra Tomasz Lis

Wywieranie presji na dziennikarzu Marcinie Mellerze, żeby odwołał jednego z uczestników debaty (Sroczyńskiego), gdyż nie jest on mile widziany, to próba posłużenia się cenzurą. A przecież takie metody miał stosować wyłącznie PiS. W efekcie cała debata się nie odbyła. Prawdopodobnie dla organizatorów ciekawsza byłaby „dyskusja”, na której Adam Michnik rozmawia z Tomaszem Lisem, a o gospodarkę „spiera” się Leszek Balcerowicz z Ryszardem Petru. Natomiast o roli mediów polemizują Dominika Wielowieyska z Katarzyną Kolendą-Zaleską. Zapewne byłyby to dyskusje na wysokim poziomie, ale czy wnoszące coś nowego, wywołujące głębszą refleksję?

Czytaj więcej

Badania: Większa nienawiść po stronie zwolenników opozycji niż PiS

Grzegorz Sroczyński należy dziś do ginącego gatunku dziennikarzy nieulegającego presji własnego środowiska, który podaje w wątpliwość tezy głoszone przez liderów PO, wytyka im błędy, zadaje trudne pytania. Nie opowiada się po żadnej stronie sporu, ponieważ nie to jest rolą dziennikarza chcącego przede wszystkim poznać rację obu stron.

Dla Tomasza Lisa i Silnych Razem to stronniczość, choć dla innych uczestników debaty jest to przejaw pluralizmu. Nie można zatem mówić, że red. Grzegorz Sroczyński jest sprzyjającym władzy dziennikarzem. Taką tezę może wysnuć jedynie ktoś wyjątkowo złośliwy. Ponadto, aby wygrać z obecną władzą, należy zaproponować coś więcej od totalnej krytyki wszystkiego i zamykania ust tym, którzy opowiadają się za inną drogą do zwycięstwa.

Grupa skupiona wokół Silnych Razem przypomina oblężoną twierdzę, do której nie docierają żadne argumenty, a każda nawet najmniejsza próba wejścia w polemikę kończy się hejtem, będącym wyznacznikiem społecznego ostracyzmu. Kto nie popiera Tuska i PO, jest z automatu zwolennikiem PiS, zamordystą i autokratą. Padają wówczas epitety wchodzące, niestety, na stałe do debaty publicznej, ponieważ media społecznościowe już od dawną są częścią, choć bywają przeceniane i traktowane na wyrost.

„Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli” – głosi nasza konstytucja. Podzielone polskie społeczeństwo, w coraz bardziej zaostrzającej się polaryzacji, nie potrafi już ze sobą rozmawiać, dyskutować, spierać się na argumenty. Dominują epitety, wyzwiska, pogarda okraszona hejtem i werbalną agresją. Nie jest to wina wyłącznie polityków, chociaż to na nich spoczywa największa odpowiedzialność. Środowisko dziennikarskie również powinno szczególnie dbać o jakość debaty publicznej, stojąc na straży jej powagi i kultury wypowiedzi.

Marcina Mellera też zapiszą do PiS-u

Odwołanie „debaty symetrystów” nie jest ani końcem wolności słowa w Polsce, jak zapewne chciałby PiS, ani zapowiedzią działań władzy w przyszłości. Ale powinno zmusić do myślenia liderów PO, którzy ulegając radykalnej części swoich wyborców, torują Jarosławowi Kaczyńskiemu drogę do ponownego objęcia władzy. Silni Razem bowiem odpychają, dzielą opozycję, nie przekonują, lecz psują debatę. W końcu stosują odpowiedzialność zbiorową, nie różniąc się w zasadzie niczym od czytelników pism braci Karnowskich czy Tomasza Sakiewicza.

Może trudno w to uwierzyć, ale ostatnie badanie z 2018 roku przeprowadzone przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego wykazano niezbicie, iż to zwolennicy partii opozycyjnych żywią bardziej negatywne uczucia wobec sympatyków PiS niż na odwrót. W większym stopniu ich dehumanizują i mają do nich mniejsze zaufanie. A przy tym sami są błędnie przekonani, że są bardziej dehumanizowani przez swoich oponentów politycznych.

Wydaje mi się, że gdyby podobne badanie przeprowadzić dziś, jego wynik byłby jeszcze bardziej niekorzystny dla wyborców opozycji. Duża w tym zasługa Silnych Razem, którzy w najbliższym czasie zapewne zapiszą Marcina Mellera do PiS. Na szczęście opozycja ma jeszcze czas, aby zatrzymać to szaleństwo.

Demokratyczna opozycja, w tym Rafał Trzaskowski, mająca ambicje przejąć władze w Polsce jesienią, nie może posługiwać się podobnymi metodami jak PiS. Zniechęca to skutecznie wyborców, którzy na PiS nie zagłosują nigdy, ale oddadzą głos na Platformę jedynie, jeśli potraktuje ich poważnie oraz zaproponuje rzetelną ofertę programową. Wyborca chcący głosować na opozycję musi mieć pewność, że nie tylko będzie inaczej, ale też zachowane zostaną odpowiednie standardy debaty, gdzie spór wygra z propagandą.

Doskonale rozumiem niechęć do władzy, to w demokracji rzecz absolutnie naturalna, lecz ta niechęć nie może przeobrazić się w nienawiść. Nawet wówczas, gdy druga strona stosuje odstręczające i godne potępienia metody. Można się różnić, można się spierać. Jednak nie wolno się nienawidzić, jak mówił były premier Tadeusz Mazowiecki. Z każdym dniem jego apel staje się coraz bardziej aktualny.

O autorze

Przemysław Prekiel

publicysta, politolog, autor biografii Stanisława Dubois i Ludwika Cohna

Inicjatorem otwartych debat jest prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. W zapowiedzi wszystko wygląda tak, jak należy: dyskusje, panele, warsztaty, emanacja demokracji, której istotą jest spór i polemika. A to wszystko jest przecież ważnym elementem kształtowania otwartych postaw i wartości demokratycznych, zwłaszcza dla młodego pokolenia, które buduje społeczeństwo obywatelskie.

Niestety, dla radykalnej części Platformy Obywatelskiej dyskusja i spór z red. Grzegorzem Sroczyńskim, wrogiem numer jeden Silnych Razem, to za dużo. Wolą dyskusję we własnym sosie, przypominającą „debaty” w TVP Info dla najbardziej zatwardziałego elektoratu, gdzie sprzyjający władzy publicyści spierają się o to, czy Donald Tusk jest zły, bardzo zły, a może jednak jest Niemcem.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Każdy może być Marcinem Kierwińskim. Tak zmieniła się debata
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Emmanuel Macron w swych deklaracjach jawi się jako wizjonerski lider Europy
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię