Podczas weekendowej konwencji Lewica ogłosiła swoje abecadło. We wspólnej deklaracji Nowej Lewicy i Razem opisane są podstawowe wartości, które mają budować całą formację: solidarność, stabilność, współpraca, demokracja i przyszłość. Same hasła są dość ogólne. Tajemnica przyszłego sukcesu, w który wierzą politycy i polityczki Lewicy, to farsz, którym zostaną wypełnione.
W tej kampanii Lewica musi wykonać skomplikowaną akrobację: przekonać wyborców, że należy do szerokiego demokratycznego obozu opozycji, a jednocześnie różni się od niego na tyle, że warto właśnie na nią zagłosować. Postulaty muszą być przy tym na tyle mocne, żeby wszyscy uwierzyli, że głos oddany na Lewicę się nie zmarnuje i nie oddali perspektywy odsunięcia PiS od władzy. I że budowanie własnej tożsamości nie zagrozi uzyskaniu przez opozycję takiej większości parlamentarnej, która pozwoli na sprawne powołanie wspólnego rządu.
Czytaj więcej
Dla nas, na Lewicy, mieszkania zawsze były ważne - mówiła w rozmowie z Michałem Kolanką Magdalena Biejat, posłanka Nowej Lewicy, współprzewodnicząca Partii Razem.
A to znaczy, że stojąc na jednej nodze, trzeba obiema rękami żonglować i jeszcze opowiadać anegdoty. Niemożliwe?
Przede wszystkim polityka „odróżniania się” prowadzi do kolizyjnego kursu z Platformą Obywatelską, co było już nieźle słyszalne podczas konwencji, kiedy jednym tchem wymieniano ze sceny „prawicę i liberałów” przy krytyce gospodarczej i społecznej. Wypominano też Donaldowi Tuskowi kopiowanie pomysłów Lewicy w sprawach aborcji, in vitro i związków partnerskich. Krytyka to jednak za mało, by nabrać wyrazistości. Dlatego w każdej z tych kwestii Lewica idzie dalej i przelicytowuje Platformę. Związki partnerskie? Na to już za późno. Chcemy równości małżeńskiej – mówiła posłanka Joanna Scheuring-Wielgus. Religia w szkołach? Wyprowadzimy ją do salek katechetycznych – deklarował Włodzimierz Czarzasty.