W najnowszym numerze „Newsweeka" (17/2016, 18–24.04.2016) ukazał się tekst podpisany przez Renatę Kim i Ewelinę Lis zatytułowany „Bulterierka prezesa", opatrzony nadtytułem: „Pawłowicz życzy pomyślności" i leadem: „Jest psem gończym Kaczyńskiego. On ją spuszcza z łańcucha, ona warczy, szczeka i gryzie. Potem prezes mówi »siad«, »do budy«. A ona kładzie po sobie uszy i wykonuje polecenia".
Pani profesor Krystyna Pawłowicz jest moją serdeczną przyjaciółką, znamy się od 1979 r. Jest dla mnie nieprzerwanie dużą podporą w życiu, wiem, że również dla wielu innych osób. To człowiek bardzo prostolinijny, wielkoduszny, o dużej odwadze cywilnej. Jednocześnie błyskotliwy, wysoce inteligentny i o wielkim sercu.
Mam wielką przyjemność z obcowania z Krysią, znają ją i bardzo lubią moje dzieci. Jest nie tylko wyjątkowo bystra, ale też dowcipna i ma przy tym ogromnie dużo wdzięku. Przyjaźń ta nie polegała i nie polega jedynie na rozmowach telefonicznych, korespondencji listownej (gdy długo przebywałam za granicą), odwiedzinach w domu, także domach wspólnych przyjaciół czy miejscu naszej pracy. Toczyła się i toczy się bowiem również we wspólnych zmaganiach w trudnych sprawach naszej społeczności uniwersyteckiej, przykładowo w okresie „Solidarności", ale i w okresie tzw. nowej Polski, zwłaszcza w pierwszej dekadzie XX wieku.
Towarzyszyłam też mojej przyjaciółce w jej sukcesach naukowych, świetnie obronionym doktoracie i wyjątkowo udanym kolokwium habilitacyjnym. Jest uznanym autorytetem w dziedzinie publicznego prawa gospodarczego. Autorką niestandardowych publikacji, pisanych z nerwem polemicznym i odwagą w podejmowaniu trudnych tematów. Bardzo cenioną i lubianą przez studentów, którzy tłumnie zapisywali się na seminaria pani profesor, gdy uczyła na Uniwersytecie Warszawskim.
Dyskredytowanie osoby
Dlatego wspomniany na wstępie tekst z „Newsweeka" jest dla mnie przede wszystkim zdumiewający. Czytałam jakby o innej osobie, a profesor Pawłowicz przecież od wielu lat tak dobrze znam i widziałam w wielu sytuacjach życia akademickiego i prywatnego. Nawet nie jest to karykatura, tylko przedstawienie tak bardzo oderwane od rzeczywistości, nierealne, że zastanawiające jest, jak można czegoś takiego dokonać.