Przed czterema laty napisałem dla „Rzeczpospolitej” tekst „Rewolucja aspirantów”. Opisywał on zmiany wprowadzane przez PiS w imię tych, którzy w III RP zajęli pozycje niezgodne z ich mniemaniem o sobie. Tym tłumaczyłem skuteczność i trwałość „pisowskiej rewolucji”. Druga kadencja Zjednoczonej Prawicy potwierdziła prawdziwość postawionej wówczas tezy. Warto zatem przyjrzeć się bliżej temu mechanizmowi.
Jarosław Kaczyński dał szansę osobom trzecio- i czwartorzędnym objęcia pierwszoplanowych stanowisk państwowych i biznesowych, za co rewanżują się mu dozgonną wdzięcznością. Oni i ich rodziny. Bez dania im tej szansy byliby tym, kim pozostawali, nim prezes PiS zwrócił na nich swą uwagę – nic nieznaczącymi postaciami życia politycznego, dziennikarskiego, samorządowego, biznesowego. Jednak dzięki związaniu się z PiS mogą dziś czerpać symboliczne oraz jak najbardziej realne profity ze sprawowania swych urzędów i synekur.