Ekologizm jest religią. Nie oznacza to oczywiście, że wszystko, co mówią jego wyznawcy, jest kwestią wiary, a nie faktów. Objawienia, a nie rzeczywistości. Klimat się zmienia, a działalność człowieka nie pozostaje bez wpływu na te zmiany. Religią jest natomiast struktura, idea, jaka powstała na bazie tych faktów. Przekonanie, że za ludzkie grzechy przeciwko planecie musi nastąpić kara. I to kara w swojej skali i rozmachu apokaliptyczna: w dzień gniewu każdy będzie sądzony za swe czyny. Klimat stał się nową opatrznością rejestrującą każdy ludzki uczynek i decyzję. Nastrój oczekiwania na ekologiczną katastrofę trudno odróżnić od tego, jaki towarzyszył wypatrywaniu nadejścia Mesjasza.

Pod koniec maja, kiedy to młody działacz ekologiczny z Francji (przebrany za staruszkę na wózku inwalidzkim) cisnął tortem w Monę Lisę, ten religijny charakter zielonego aktywizmu został uzupełniony o jeszcze jeden szczegół. O znany doskonale każdemu monoteizmowi ikonoklazm, co znaczy dosłownie „walka z obrazami”. Oddawanie im czci miałoby być zdaniem tych, którzy ją prowadzili i prowadzą, bałwochwalstwem. Nieuprawnionym „ujmowaniem czci” Jedynemu Bogu, który całkowicie przekracza nasz świat, nie może być więc ograniczony ani „zamknięty” w ścisłych ramach obrazu.

Czytaj więcej

Mona Lisa zaatakowana ciastem. Dlaczego dzieło Leonarda da Vinci budzi agresję?

Wydaje się, że dokładnie to samo zarzucał ów młody fanatyk poświęcającym swą uwagę i czas wizerunkowi Giocondy gościom Luwru. „Pomyślcie o Ziemi, tu są ludzie, którzy niszczą Ziemię, pomyślcie o planecie!” – krzyczał chwilę przed lub po rozmazaniu kawałka ciasta na ochraniającej najsłynniejszy obraz świata kuloodpornej szybie. Z punktu widzenia radykalnego ekologizmu każda forma sztuki jest bluźnierstwem, niepotrzebnym zawracaniem głowy, odciąganiem uwagi od jedynej rzeczy, która ma znaczenie – zielonej apokalipsy. Najważniejsze jest to, że wszystkie dzieła sztuki są śladami, pozostałościami po człowieku – tym głębszymi i wyraźniejszymi, im bardziej doskonałymi. Jest to więc złamanie pierwszego przykazania tej wiary – neutralności. Człowiek ma nie pozostawiać za sobą śladu – nie tylko węglowego, ale najlepiej żadnego. Zniknąć z powierzchni Ziemi, uprzednio po sobie posprzątawszy.

Jeśli natura staje się bóstwem, to kultura wcześniej czy później okaże się bluźnierstwem. Ciasta pójdą w ruch. Już z Aurory wystrzał padł.