Deputinizacja, demitologizacja

Może być i tak, że Putin odejdzie jako męczennik, niedoszły odrodziciel wielkiej Rosji – pisze publicysta.

Publikacja: 21.03.2022 23:08

Deputinizacja, demitologizacja

Foto: AFP

Na łamach „Rzeczpospolitej” toczy się dyskusja o deputinizacji. Dotychczas zabrali w niej głos Paweł Kowal z Karolem Przywarą oraz Maciej Strzembosz. Nie wnikając w to, jak szybka i bolesna dla świata jest to perspektywa, warto zastanowić się nad samym pojęciem. 

Może to być po prostu odsunięcie Putina od władzy, ale może to być szersza próba przepracowania świadomości rosyjskiej, mitów rządzących zarówno społeczeństwem, jak i władzą. Z nich zaś na przywołanie zasługują: mit imperialny, mit ciągłej rywalizacji i obcości kultur Wschodu i Zachodu, mit wojny ojczyźnianej, a także niezwyciężonej Armii Czerwonej. 

Do tego dołóżmy zmianę modelu władzy. Z hierarchicznej, zakorzenionej w systemie carskim i podbudowanej metafizycznie przez prawosławie, na taką, którą chcielibyśmy nazwać demokratyczną. 

Portrety Stalina

Z definicją putinizmu prof. Kowala trudno się nie zgodzić, ale wypada sięgnąć głębiej. Ten rodzaj mariażu władzy autorytarnej z klasą oligarchów nie został zaprowadzony w Rosji siłą, nie panuje nad społeczeństwem pragnącym demokracji i gotowym na nią. To błąd patrzących przez pryzmat Wysockiego i Okudżawy intelektualistów zachodnich, którzy z kolei ulegają mitowi złej władzy i dobrego Rosjanina z jego przepaścistą duszą, którą jednako stać na uległość i poświęcenie niemal masochistyczne i na akty rewolucyjnej bezwzględności. 

Putinizm ma swoje silne źródło w świadomości społecznej i w modelu władzy pionowej, która takiemu społeczeństwu odpowiada i którą zjadliwie sportretował Gogol w „Rewizorze”. Świadomości, która jest zakorzenionym sposobem życia, którego jest produktem, z którego korzystają i o który dbają nie tylko Putin i oligarchowie, ale i ludzie osiągający jakikolwiek szczebel na drabinie dziobania. Rosjanin nie chce zniszczenia tego systemu, chce tylko być wyżej. Dlatego postulowane „odcięcie oligarchów i ich rodzin” w Rosji niezmienionej mentalnie jest tylko stworzeniem pola do budowy nowych fortun i narodzin nowych oligarchów, niezmiennie kosztem tych, którzy są na samym dole gogolowskiej drabiny. Tych, którzy całe życie leżą u stóp rewizora i bez wahania oddadzą mu i żonę, i córkę.

Odsunięcie samego Putina od władzy nie musi być deputinizacją w tym drugim sensie, podobnie jak stalinizm czy faszyzm nie umarły wraz ze śmiercią ich protagonistów, a nawet anatemą na nich rzuconą. Owo odsunięcie jest zadaniem znacznie prostszym – choć nie prostym – niż to drugie. Czy to miałoby się zdarzyć w wyniku przewrotu pałacowego, czy miałoby być jednym z warunków kapitulacji, jak postulują niektórzy politycy niemieccy, to rzecz wtórna. Rozwój sytuacji zdaje się przesądzać los Putina. Tak czy inaczej, by Rosja mogła wrócić do tzw. rodziny narodów, by oligarchowie mogli odzyskać spokój potrzebny do pomnażania miliardów, a Rosja miałaby wyjść z poziomu poniżej śmieciowych ratingów, Putin musi odejść. 

Zakładam, że nawet jeśli Rosja wygra tę wojnę w znaczeniu zainstalowania marionetki na tronie kijowskim, wojna ekonomiczna i fascynujący powszechny ostracyzm globalnej opinii publicznej zostaną utrzymane – co będzie kosztowne dla świata – i doprowadzą do odejścia obecnego prezydenta. Ale kim dla Rosjan będzie odchodzący Putin? Czy będzie jednoznacznie i powszechnie skompromitowany? Czy będzie to co najwyżej recydywa śmierci Stalina? Jeśli wiedza o zbrodniach stalinowskich nie doprowadziła do głębszej przemiany świadomości rosyjskiej, to zmanipulowana wiedza o działaniach Putina i o tym, że wbrew narracji Kremla to właśnie on i Rosja są wcieleniem Hitlera i III Rzeszy, nie sprawi tego tym bardziej. 

Na koniec może być i tak, że Putin odejdzie jako męczennik, niedoszły odrodziciel wielkiej Rosji, którego portrety będą nadal wisiały w niejednym rosyjskim domu, tak jak kiedyś po 1953 r. wisiały portrety Stalina mimo błędów i wypaczeń ogłoszonych przez reformatora Chruszczowa. (Być może jeden z tych portretów odrestaurował młody Władimir Władimirowicz). W ten sposób narodzi się kolejny mit, mit odnowiciela-Putina, bo świadomość imperialna pozostanie nienaruszona i będą jej potrzebni bohaterowie tacy jak Stalin (zrehabilitowany w 2000 r.) i sam Putin. 

Obcy Zachód

Niezależnie od scenariusza, który wybierze Duch Absolutny, pozostaje pytanie o następcę. Historia Rosji udowodniła, że odsunięcie jednego dyktatora otwierało drogę dla następnego, choć narracja temu towarzysząca budowała wizję zmiany, przezwyciężania błędów i wypaczeń, drogi do nowoczesności itp. Na tym tle wyróżniają się dwie postaci – Michaił Gorbaczow, autor pierestrojki, i Borys Jelcyn. Obaj są dziś synonimem próby demokratyzacji, choć ta próba była wciąż na miarę i w proporcjach rosyjskich. Działania obu były podobne do działań zapadników w połowie XIX w. i podobnie się skończyły. Rosja bowiem Zachód programowo uważa za obcy i wrogi, za zagrożenie dla  duszy. Chce żyć po swojemu, mieć własną demokrację i internet. Nie chce się ścigać z zachodem na zachodniość, nawet gdy sobie kupuje willę na Côte d’Azur czy Ferrari. Rosjanin nie zmienia swej świadomości, nawet gdy jest laureatem Oskara Nikitą Michałkowem, który mieszka we Francji i któremu to nie przeszkadza uważać Putina za dar Boga, a Ukrainę traktować jak drogę Niemiec do  władzy nad światem. 

Obaj – Gorbaczow i Jelcyn – są antybohaterami Rosji, bo obaj pozwolili sobie na próby osłabienia imperium. Kto zatem mógłby być następcą Putina? Nowy Chruszczow demaskujący szaleństwo Putina, czy może – jeszcze jedno popularne chciejstwo – Aleksiej Nawalny? 

Wciąż dominujące zniewolenie nie pozwoli na Nawalnego, zadowoli się nowym Chruszczowem. Mocarstwowość od Piotra I – założyciela, poprzez Katarzynę i Mikołaja – utrwalaczy, do Stalina, nie zostanie naruszona. Nie przeczę, że społeczeństwo rosyjskie się zmienia, ale tu – mówiąc słowami Macieja Strzembosza – również chciejstwo przeważa nad realizmem. Chcemy widzieć miliony Rosjan wyrażających na ulicy najpierw wolę deputinizacji, a potem w demokratycznych wyborach powołujących do życia zupełnie nową Rosję. Zmiany niewątpliwie zachodzą, ale zbyt wolno jeszcze, by Rosja mogła oprzeć przemiany demokratyczne na czymś, czego i w Polsce jeszcze nie mamy w nadmiarze, na społeczeństwie obywatelskim. Dodatkowo należy zapytać, czy Rosja w ogóle chce iść w tym kierunku? 

Dlatego słowa Pawła Kowala i Karola Przywary, że likwidacja putinizmu w Rosji wymagała będzie współpracy nowych władz rosyjskich z demokratycznym światem, są prawdziwe, ale tylko i wyłącznie po zmianie tożsamości samej Rosji. Nawet jeśli mityczne nowe władze jakimś cudem pójdą drogą zapadników, to spotkają się z wciąż silnym niezrozumieniem, a nawet wrogością nieprzebudowanego społeczeństwa, podświadomie poszukującego autorytetu władzy.

Moskwa już zdobyta?

Putinizacja zakłada militaryzację, bo siłą imperium w kształcie XIX-wiecznym jest armia i terytorium zależne. Stąd bezczelne oczekiwanie zmian w konstytucji Ukrainy – podobne zresztą do tych, które Katarzyna narzucała Polsce. A Rosja mogłaby być mocarstwem, ale w znaczeniu nowoczesnym ekonomicznym, które zwykle jest wiązane z demokracją, choć dyskusja, czy demokracja jest warunkiem koniecznym sukcesu ekonomicznego, trwa. 

Demilitaryzacja bez przebudowy mitu nie tylko nic nie da, ale będzie gorsza, bo zrodzi poczucie krzywdy, niezasłużonego gwałtu na odwiecznym imperium, które przez lata decydowało o kształcie, jeśli nie całej, to dużej części Europy. Przykładem mogą być Niemcy, które w XIX w. na fali romantycznej zbudowały mit wielkiego narodu, wzmocniony germańską mitologią w muzyce Wagnera i potwierdziły go w 1871 r., kiedy powstała II Rzesza z poczuciem wyższości i pretensjami do podobnego do Rosji panowania nad światem. Demilitaryzacja po Wersalu dała tylko poczucie upokorzenia. Była zresztą fikcją dzięki Rosji Sowieckiej (Rapallo 1922). Niemcy jednak – jak mamy nadzieję – przepracowały mit i demilitaryzacja nad Renem jest faktem, za który dziś są paradoksalnie krytykowane.

Mam wrażenie, że Paweł Kowal pisze tekst w przededniu zdobycia Moskwy, choć do tego do tego daleko. Autorzy kreślą warunki bezwarunkowej kapitulacji z szeregiem powinności, z którymi chętnie się zgodzę, dopisując przy okazji odszkodowanie dla Polski i zwrot wywiezionych dzieł sztuki. To wizja szalenie atrakcyjna szczególnie dla Polaków, którzy najchętniej widzieliby Rosję na wszelki wypadek z przetrąconym kręgosłupem w 15 miejscach. 

Zgadzam się z postulatami konsekwentnej polityki wobec Rosji, niewracania do business as usual pod byle pretekstem normalizacji. Rzeczywiście, polityka oczu szeroko zamkniętych i nadziei Stinga, że Rosjanie też kochają dzieci musi być przebudowana, ale do realizacji projektu „wymiany elit politycznych” – co brzmi jak wymiana klocków hamulcowych – i do demokratycznej Rosji jest jeszcze daleko nie tylko z powodu samego W.W.Putina.

A w kwestii demilitaryzacji pozwolę sobie na żart, który zapewne Maciej Strzembosz uzna za chciejstwo. Sądząc po zdumiewającej kompromitacji armii rosyjskiej, zaczynam przypuszczać lub mieć nadzieję, że naciśnięcie guzika atomowego skończy się cichym pssss… i problem zniknie. Wolałbym jednak tego nie sprawdzać.

Autor jest filozofem, politologiem, literaturoznawcą, publicystą. Wykłada na UW

Na łamach „Rzeczpospolitej” toczy się dyskusja o deputinizacji. Dotychczas zabrali w niej głos Paweł Kowal z Karolem Przywarą oraz Maciej Strzembosz. Nie wnikając w to, jak szybka i bolesna dla świata jest to perspektywa, warto zastanowić się nad samym pojęciem. 

Może to być po prostu odsunięcie Putina od władzy, ale może to być szersza próba przepracowania świadomości rosyjskiej, mitów rządzących zarówno społeczeństwem, jak i władzą. Z nich zaś na przywołanie zasługują: mit imperialny, mit ciągłej rywalizacji i obcości kultur Wschodu i Zachodu, mit wojny ojczyźnianej, a także niezwyciężonej Armii Czerwonej. 

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
analizy
PiS, przyjaźniąc się z przyjacielem Putina, może przegrać wybory europejskie
analizy
Aleksander Łukaszenko i jego oblężona twierdza. Dyktator izoluje i zastrasza
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB