Bo państwo nakłada opłaty, bo koncesje, bo podatki, licencje, akcyzy itd. Szukając wroga w domniemanych socjalistycznych skłonnościach urzędników, nie dostrzeżono innego, znacznie bardziej groźnego wirusa, jakim jest poprawność polityczna.
Oto bowiem łódzkiemu drukarzowi, który odmówił wykonania banneru reklamowego dla organizacji LGBT, sąd zarzucił niedawno dyskryminację kontrahenta. Dowiedzieliśmy się tym samym, że obowiązująca od czasów rzymskich zasada swobodnego zawierania umów została na nowo zinterpretowana i dotyczy dziś wyłącznie homoseksualistów lub – ewentualnie – przedstawicieli innych „dyskryminowanych mniejszości", np. imigrantów z Pernambuco. Oznacza to, że gej lub transseksualista może sobie wybrać dowolnego kontrahenta, ale ten nie ma prawa odmówić mu przyjęcia zlecenia, bo będzie to równe dyskryminacji. Tak przynajmniej uważa łódzki sąd i rzecznik praw obywatelskich, który podjął interwencję przeciw drukarzowi. Wolność zawierania umów została zatem podporządkowana ideologii.
Byłoby to zrozumiałe, gdyby dotyczyło powszechnych usług. Na przykład gdyby kioskarz odmówił gejowi sprzedaży „Newsweeka" albo gdyby na stacji benzynowej odmówiono mu zatankowania samochodu. Jednak czym innym są umowy powszechnie zawierane w codziennym życiu, a czym innym zlecenia mogące naruszać czyjś światopogląd. Trudno zmuszać wydawcę do publikowania treści niezgodnych z jego sumieniem, podobnie trudno oczekiwać tego od firmy drukarskiej. Czy gdyby ktoś zażądał przykładowo od wydawnictwa feministycznego publikacji ulotek antyaborcyjnych, to wydawnictwo takie nie miałoby prawa odmówić? A gdyby odmówiło, to czy rzecznik praw obywatelskich powinien zaskarżyć feministki?
Oczywiście, że nie. Jednak różnica między liberalną lewicą a resztą społeczeństwa polega na tym, że większość społeczeństwa nie domaga się przywilejów wynikających z różnic światopoglądowych. Tymczasem lewica – jak dowodzi przypadek łódzkiego drukarza – próbuje siłą narzucić swój model ideologiczny każdemu, kto się z nim nie zgadza.
Mamy zatem kolejny dowód na dyskryminację większości przez ideologicznie zmotywowaną agresywną mniejszość. Jeżeli kogoś należy bronić w tej sprawie, to nie organizacji gejowskich, lecz drukarza, któremu odmawia się prawa do własnej podmiotowości, do własnych poglądów i nieskrępowanej działalności gospodarczej.