Szreder: Niepewne finanse wyższych uczelni

Zmiana sposobu finansowania publicznych szkół wyższych ma je skłonić do rezygnacji z kształcenia masowego na rzecz podniesienia poziomu studiów – przypomina statystyk z Uniwersytetu Gdańskiego.

Aktualizacja: 06.10.2016 22:20 Publikacja: 05.10.2016 19:44

Szreder: Niepewne finanse wyższych uczelni

Foto: materiały prasowe

Początkowi nowego roku akademickiego na uczelniach towarzyszy niepewność związana ze sposobem finansowania ich podstawowej działalności – kształcenia stacjonarnego studentów i doktorantów. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przesłało bowiem do rektorów uczelni propozycję nowego algorytmu podziału pieniędzy, który miałby obowiązywać już od przyszłego roku kalendarzowego. W propozycji zawarto kilka nowych, oryginalnych rozwiązań, które powinny motywować uczelnie do większej dbałości o jakość badań naukowych i kształcenia. Jednak najważniejsze modyfikacje ocenić trzeba jako ryzykowne i w znacznej mierze niespójne.

Przypomnijmy, że celem zmiany sposobu (algorytmu) finansowania publicznych szkół wyższych było skłonienie uczelni do rezygnacji z kształcenia masowego na rzecz podniesienia poziomu studiów. Miałyby być one dostępne dla mniejszej niż obecnie liczby maturzystów. Temu celowi służyć ma m.in. wzięcie pod uwagę w nowym algorytmie oceny siły naukowej poszczególnych wydziałów na uczelni, czyli kategorii przyznanej wydziałom przed kilkoma laty w ocenie parametrycznej.

Im silniejsza naukowo uczelnia, im więcej ma wydziałów z kategorią A+ lub A, tym więcej otrzyma pieniędzy z budżetu państwa, gdyż jakość badań powinna być skorelowana z jakością nauczania. Tę drugą kategorię trudno mierzyć, stąd dobry moim zdaniem pomysł, aby wykorzystać istniejącą już hierarchię kategorii naukowych.

Na pozytywną ocenę zasługują też inne, mniej znaczące zmiany w składniku kadrowym, badawczym i wymiany zagranicznej studentów. Chodzi m.in. o zmniejszenie wagi profesorów z zagranicy. Dotąd ich waga w algorytmie była bowiem dwukrotnie wyższa niż polskich profesorów, bez względu na to, na jakim – dobrym czy słabym – uniwersytecie za granicą byli zatrudnieni.

Kontrowersyjna okaże się zapewne propozycja znacznego zmniejszenia tzw. stałej przeniesienia z 65 proc. do 50 proc. Choć brzmi to abstrakcyjnie, oznacza tyle: o ile dotąd wielkość dotacji dla danej uczelni była w 65 proc. zdeterminowana jej osiągnięciami i pozycją z roku poprzedniego, o tyle obecnie przeniesienie efektów z przeszłości odpowiadać będzie za 50 proc. dotacji danego roku. Uczelnie szybciej będą odczuwać efekty zarówno pozytywnych, jak i negatywnych zmian. Biorąc pod uwagę dość poważne zmiany w innych składnikach algorytmu, do których część uczelni nie zdoła się przystosować w krótkim czasie, właściwsze byłoby stopniowe obniżanie stałej przeniesienia.

Najważniejsza, jak się wydaje, zmiana ma doprowadzić do zmniejszenia zainteresowania uczelni kształceniem na masową skalę. Zawarta jest ona w propozycji dołączenia w algorytmie do składnika studencko-doktoranckiego nowego wskaźnika: liczby studentów przypadających na jednego nauczyciela akademickiego. Uczelnie, na których łączna liczba studentów i doktorantów stacjonarnych i niestacjonarnych podzielona przez liczbę nauczycieli akademickich będzie wyższa niż 13, otrzymywać będą niższą dotację na studenta. Do tej propozycji właśnie można mieć wiele zastrzeżeń.

Po pierwsze, wykorzystanie tego wskaźnika jako stymulatora zmniejszenia liczby studiujących na uczelniach publicznych bez dalszych kroków, których skutkiem byłaby mniejsza liczba uczniów zdających maturę w liceach ogólnokształcących, doprowadzi do zwiększenia liczby studiujących na uczelniach niepublicznych. Publiczne uczelnie zmniejszą limity przyjęć, a równocześnie nieprzyjęci maturzyści szukać będą swojej szansy w szkołach niepublicznych, często o znacznie niższym poziomie. Na wolnym rynku edukacyjnym, takim jak w Polsce, rozwiązanie to wyraźnie będzie sprzyjać uczelniom niepublicznym.

Po drugie, jeżeli nowy algorytm ma motywować uczelnie do określonych zachowań, np. zmniejszenia liczby przyjęć na studia, to na dostosowanie się do tego trzeba im dać czas, choćby rok, czyli jedną rekrutację.

Po trzecie, korzystne może się okazać na przykład przedłużanie zatrudnienia profesorom tytularnym, którzy przekroczyli 70. rok życia, a których waga w algorytmie była i jest najwyższa spośród wszystkich stanowisk naukowo-dydaktycznych. Z tym że to z kolei stałoby w sprzeczności z dążeniami ministerstwa do odblokowania dróg zatrudnienia i awansu dla młodych naukowców.

Za poważną niekonsekwencję uznać należy zwiększenie wagi składnika studencko-doktoranckiego. Z jednej strony ministerstwo dąży do zmniejszenia uzależnienia finansów uczelni od liczby studentów, a z drugiej zwiększa w algorytmie wagę składnika studenckiego z 35 proc. do 40 proc.

Mam nadzieję, że MNiSW jest gotowe na wysłuchanie i uwzględnienie wyników dyskusji, jaka dopiero się rozpoczyna.

Początkowi nowego roku akademickiego na uczelniach towarzyszy niepewność związana ze sposobem finansowania ich podstawowej działalności – kształcenia stacjonarnego studentów i doktorantów. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przesłało bowiem do rektorów uczelni propozycję nowego algorytmu podziału pieniędzy, który miałby obowiązywać już od przyszłego roku kalendarzowego. W propozycji zawarto kilka nowych, oryginalnych rozwiązań, które powinny motywować uczelnie do większej dbałości o jakość badań naukowych i kształcenia. Jednak najważniejsze modyfikacje ocenić trzeba jako ryzykowne i w znacznej mierze niespójne.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?