W minioną środę w „Rzeczpospolitej" (12 października 2016 r.) jako jedyni w Polsce zwróciliśmy uwagę i obszernie opisaliśmy telewizyjną wypowiedź faworyta francuskich wyborów prezydenckich Alaina Juppégo o Unii Europejskiej. Uznaliśmy, że jest ona wyjątkowo niepokojąca dla naszego kraju. Szkoda, że profesor Jacek Czaputowicz nie pojął naszych intencji.

Na pytanie znanego francuskiego dziennikarza Davida Pujadasa o politykę Węgier wobec uchodźców i Polski w sprawie aborcji Juppé odpowiada, że „trzeba wszystko znowu położyć na stół". Zapowiada zwołanie kongresu europejskich autorytetów, którzy ocenią, kto podziela „nasze" – czyli francuskie – wartości. Wówczas Polska i Węgry zdecydują, czy do tych wartości chcą się przyłączyć i pozostać w Unii, czy je odrzucić i rozwijać się poza Unią.

Nie jest więc prawdą, jak pisze Jacek Czaputowicz, że „wkładam w usta Juppégo słowa grożące Polsce, iż wypadnie z Unii Europejskiej, jeżeli nie przyjmie ona „europejskich wartości". Panie profesorze, to jest całkiem realna groźba, której nie można lekceważyć! Sam Juppé mówi co prawda, że dziś „Francja nie jest słuchana w Berlinie". Ale zapowiada, że jeśli zostanie prezydentem, postara się to zmienić, odbudowując siłę i pozycję swojego kraju.

Profesor Czaputowicz zadaje pytanie, czy zgłaszanie obywatelskich projektów regulacji z różnych dziedzin życia społecznego jest sprzeczne z „europejskimi wartościami". Odpowiedź jest oczywista: nie jest. Ale w tym przypadku o wiele ważniejsze jest to, co zapamiętano we Francji: że PiS poparł odesłane do komisji sejmowej projekty całkowitego zakazu przeprowadzenia aborcji i tylko „czarny marsz" zapobiegł dalszym pracom legislacyjnym w tej sprawie.

Juppé w audycji „L'emission politique" nie wiązał ani sprawy przestrzegania „wartości europejskich", ani poszerzenia Unii (uznał je za „przedwczesne") z zerwaniem kontraktu na zakup helikopterów Caracal. Ale też tego w tekście „Rzeczpospolitej" nie sugerowaliśmy. Na końcu przypominamy jedynie, że sprawa caracali wpłynęła na zaostrzenie stosunków polsko-francuskich. A z tym chyba każdy się zgodzi.