Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pracuje nad zmianami dotyczących funkcjonowania polskich uczelni. Pewna część zgłaszanych przy tej okazji pomysłów brzmi bardzo rozsądnie. Większy akcent na samą naukę, dążenie do odbiurokratyzowania coraz bardziej zapętlających się struktur – brzmi to świetnie. Warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, który dosyć rzadko jest podnoszony. W obecnym systemie szkolnictwa w sposób nieprawidłowy określona jest bowiem rola i miejsce studentów.
Zdaję sobie sprawę z tego, co mogę zaraz usłyszeć. Straszliwe narzekania na zamkniętych w murach uczelni naukowców, traktujących brać studencką z pogardą, per noga. I prawda, że tego rodzaju stereotyp, nawet, jeśli jest nieco podkręcony, nie zachęca. Mam jednak wrażenie, że zamknięci na studentów nauczyciele akademiccy to problem na szczęście coraz mniejszy. Dominująca narracja na uczelniach brzmi obecnie raczej w duchu fraz „Studenci! Jesteśmy dla was! Chcemy rządzić zgodnie z waszymi oczekiwaniami, uwzględniać wasze uwagi przy tworzeniu programów zajęć, przy kreowaniu strategii rozwoju uczelni i wszystkich innych działaniach! Radźcie, mówcie, co mamy robić!". Słodycz niczym z reklam proszków do prania.
Narracja ta w znacznym stopniu została sprowokowana przez część uczelni prywatnych. Uczelnie publiczne musiały siłą rzeczy ją przejąć – to przykład sytuacji, gdy wolny rynek spowodował złe skutki. Co jednak razi w niej oprócz względów estetycznych? Obawiam się, że prowadzi ona do absurdu.
Dość sięgnąć po pierwszy lepszy przykład. Wyobraźmy sobie wybory do rady wydziału, podczas których w komisji wyborczej muszą znaleźć się studenci – bo tak wypada, bo muszą współdecydować. Ważność zgromadzenia wyborczego zależy między innymi od tego, czy stawili się na nie w określonej liczbie członkowie komisji wyborczej. A studenci – jak to studenci – poprzedniego dnia mocno zabalowali i na zebranie nie przyszli. Zgromadzenie wyborcze nie może się odbyć i dziesiątki nauczycieli przyszły na próżno.
Inna sytuacja – oto funkcjonuje na każdej uczelni komisja dyscyplinarna dla nauczycieli akademickich. W komisji tej znajdują się studenci i nietrudno (bywało tak już i w praktyce) wyobrazić sobie sytuację, kiedy studenci ci osądzają nauczyciela akademickiego za kwestie związane z popełnieniem plagiatu lub innego przewinienia. Taka sytuacja nie wygląda poważnie, nie buduje autorytetu i nie przynosi żadnych dobrych efektów.