Maciej Nowak o sytuacji szkół wyższych w Polsce

Nie warto kokietować studentów fałszywą perspektywą współdecydowania o sprawach szkoły wyższej, jeśli odbić się to ma na jej poziomie.

Aktualizacja: 25.10.2016 20:42 Publikacja: 24.10.2016 19:41

Inauguracja roku akademickiego na Politechnice Warszawskiej: już studenci, jeszcze nie współgospodar

Inauguracja roku akademickiego na Politechnice Warszawskiej: już studenci, jeszcze nie współgospodarze uczelni.

Foto: Fotorzepa, Jakub Ostałowski

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pracuje nad zmianami dotyczących funkcjonowania polskich uczelni. Pewna część zgłaszanych przy tej okazji pomysłów brzmi bardzo rozsądnie. Większy akcent na samą naukę, dążenie do odbiurokratyzowania coraz bardziej zapętlających się struktur – brzmi to świetnie. Warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, który dosyć rzadko jest podnoszony. W obecnym systemie szkolnictwa w sposób nieprawidłowy określona jest bowiem rola i miejsce studentów.

Zdaję sobie sprawę z tego, co mogę zaraz usłyszeć. Straszliwe narzekania na zamkniętych w murach uczelni naukowców, traktujących brać studencką z pogardą, per noga. I prawda, że tego rodzaju stereotyp, nawet, jeśli jest nieco podkręcony, nie zachęca. Mam jednak wrażenie, że zamknięci na studentów nauczyciele akademiccy to problem na szczęście coraz mniejszy. Dominująca narracja na uczelniach brzmi obecnie raczej w duchu fraz „Studenci! Jesteśmy dla was! Chcemy rządzić zgodnie z waszymi oczekiwaniami, uwzględniać wasze uwagi przy tworzeniu programów zajęć, przy kreowaniu strategii rozwoju uczelni i wszystkich innych działaniach! Radźcie, mówcie, co mamy robić!". Słodycz niczym z reklam proszków do prania.

Narracja ta w znacznym stopniu została sprowokowana przez część uczelni prywatnych. Uczelnie publiczne musiały siłą rzeczy ją przejąć – to przykład sytuacji, gdy wolny rynek spowodował złe skutki. Co jednak razi w niej oprócz względów estetycznych? Obawiam się, że prowadzi ona do absurdu.

Dość sięgnąć po pierwszy lepszy przykład. Wyobraźmy sobie wybory do rady wydziału, podczas których w komisji wyborczej muszą znaleźć się studenci – bo tak wypada, bo muszą współdecydować. Ważność zgromadzenia wyborczego zależy między innymi od tego, czy stawili się na nie w określonej liczbie członkowie komisji wyborczej. A studenci – jak to studenci – poprzedniego dnia mocno zabalowali i na zebranie nie przyszli. Zgromadzenie wyborcze nie może się odbyć i dziesiątki nauczycieli przyszły na próżno.

Inna sytuacja – oto funkcjonuje na każdej uczelni komisja dyscyplinarna dla nauczycieli akademickich. W komisji tej znajdują się studenci i nietrudno (bywało tak już i w praktyce) wyobrazić sobie sytuację, kiedy studenci ci osądzają nauczyciela akademickiego za kwestie związane z popełnieniem plagiatu lub innego przewinienia. Taka sytuacja nie wygląda poważnie, nie buduje autorytetu i nie przynosi żadnych dobrych efektów.

Podkreślmy: w żadnym przypadku nie chodzi o ignorowanie roli i potrzeb studentów, wręcz przeciwnie. Rzecz w tym, że przedstawiona powyżej uczelniana narracja studentów demoralizuje, szkodzi im, już na początku kariery zawodowej, dając im przyczynek do roszczeniowości i (na szczęście rzadko się pojawiającej) przemądrzałości.

Nie taka jest rola uczelni. Szkoła wyższa to nie jest przeciętny usługodawca zabiegający o popularność przy użyciu wszystkich możliwych sposobów. Uczelnia powinna studentów nie tylko skutecznie nauczyć, ale również wychować. Powinna być trochę jak państwo w koszmarnych snach liberałów gospodarczych: musi lepiej od studentów wiedzieć, czego potrzebują. Musi wpoić im pewne wzorce kulturowe, zasady savoir-vivre'u, fascynację wiedzą, a praktycznie na każdym kierunku studiów pewne podstawowe humanistyczne obycie...

Oczywiście uczelnia nie może studentów dołować, obniżać ich samooceny, nie może nimi manipulować ani obrażać ich. Jeśli dochodzi do tego rodzaju praktyk, są to poważne wyzwania. Ale nie uporamy się z nimi, propagując kumpelską, pełną zażyłości postawę zabiegania o studenckie względy, upraszania „radźcie, jak nam rządzić wypada". Wręcz przeciwnie. Taka postawa otwiera pole do różnych zachowań patologicznych, chociażby manipulowania głosami studenckimi przy różnych uczelnianych wyborach. Tymczasem studenci nie powinni współdecydować o losach uczelni choćby dlatego, że nie są do tego jeszcze przygotowani.

Warto natomiast pomyśleć nad rozszerzeniem instytucji pomocnych studentom w obecnym systemie kształcenia. Może poza prorektorami do spraw studenckich, czy prodziekanami wskazana byłaby instytucja „rzecznika praw studenckich"? Może w różnorakich kodeksach etyki akademickiej i ich odpowiednikach na szczeblach uczelnianych należy mocno sprecyzować katalog negatywnych i pozytywnych działań nauczycieli akademickich wobec studentów?

Zmiany te jednak nie mogą być komercyjne, nastawione na większą popularność placówki akademickiej. Student to ktoś inny niż rynkowy kontrahent oczekujący konkretnej usługi. Bycie studentem wiąże się ze znacznie większą odpowiedzialnością. Student to przyszły inteligent, potencjalny adresat najlepszych moralnych i intelektualnych wzorców.

To co, znów „studenci do nauki"? – ktoś zapyta. Może trochę tak. Może warto byłoby, by system szkolnictwa wyższego nie odciągał studentów od głównego ich celu na uczelni. Zamiast zabawy w biurokratów, decydentów, usługobiorców niech studentom będzie oferowana najważniejsza sprawa – możliwość nabycia wszechstronnego wykształcenia.

Autor jest prawnikiem i radcą prawnym. Wykłada w Katedrze Prawa i Gospodarki Nieruchomościami Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pracuje nad zmianami dotyczących funkcjonowania polskich uczelni. Pewna część zgłaszanych przy tej okazji pomysłów brzmi bardzo rozsądnie. Większy akcent na samą naukę, dążenie do odbiurokratyzowania coraz bardziej zapętlających się struktur – brzmi to świetnie. Warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, który dosyć rzadko jest podnoszony. W obecnym systemie szkolnictwa w sposób nieprawidłowy określona jest bowiem rola i miejsce studentów.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?