Janusz Lewandowski: Odrzucony dar normalności

Ostrzegam: wszędzie tam, gdzie „zmiana" wygrała, skutki są podobne do polskiej „dobrej zmiany" – pisze europoseł PO.

Aktualizacja: 09.01.2017 13:59 Publikacja: 08.01.2017 18:55

Janusz Lewandowski

Janusz Lewandowski

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Skończyły się wakacje od historii i geopolityki. Ostatni raz historia przyspieszyła w latach 1989–1990, gdy Jesień Ludów zamieniła Stary Kontynent w nowy, odważny świat. Triumf demokracji w strefie dawnych wpływów ZSRR zdawał się nieodwracalny, a eksport naszego modelu życia na inne kontynenty wydawał się kwestią czasu.

Złudzenie! Nie ma już przyjaznej Rosji z epoki rozpadu ZSRR. Jest imperialna Rosja Putina, gotowa naruszać powojenne granice. Zawiodła arabska wiosna – zamiast oczekiwanej demokratyzacji zrodziła chaos po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Historia wróciła do Unii Europejskiej. Nie zagoiły się jeszcze rany po kryzysie gospodarczym, a kontynent został najechany przez uchodźców i dotknięty przez terroryzm, który w grudniu 2016 dotarł do stolicy Niemiec. Wróciły lęki – żyzna gleba populizmu, ksenofobii i eurosceptycyzmu, czego świadectwem jest Brexit.

Modnym hasłem obecnego sezonu politycznego jest „zmiana". W pragnieniu zmiany kryje się bunt przeciw establishmentowi, niechęć do polityki jako takiej, lęk o przyszłość i nadzieja oraz zwykły „gest Kozakiewicza". Do tego znudzenie normalnością. Groźny objaw niedocenienia „ciepłej wody w kranie", która wyróżnia Europę na tle innych kontynentów. Groźna amnezja – niepamięć bolszewickich i nazistowskich katastrof XX wieku. Zatem ostrzegam: wszędzie tam, gdzie „zmiana" wygrała, skutki są podobne do polskiej „dobrej zmiany"!

Robaczywe owoce

François Hollande wygrywa w roku 2012 wybory prezydenckie w Francji pod hasłem „zmiana teraz!" (le changement c'est maintenant). Prezydentura szybko rozczarowała. Miejsce nadziei zajęło poczucie stagnacji, braku perspektyw i spadku znaczenia Francji w świecie. Rosły notowania Frontu Narodowego. Pół roku przed wyborami przewidzianymi na maj 2017 Hollande oświadczył, że nie będzie ponownie kandydował. Pierwszy taki przypadek w powojennej historii Francji! Oczywiście, Francja to wielki kraj i wielka tradycja demokracji – wierzę, że uchroni się w roku 2017 przed wielką „zmianą", jaką byłaby prezydentura Marine Le Pen.

Grecja – kraj dźwigający się z głębokiego kryzysu lat 2010–2011 – nie wytrzymała rozstania z nawykiem życia ponad stan. W przedterminowych wyborach w styczniu 2015 wyborcy postawili na Syrizę, czyli obietnicę „wstawania Grecji z kolan". Uwierzyli w iluzję bezwarunkowej pomocy dla kraju, który zadłużył się na 180 proc. PKB. Obietnice Syrizy szybko i boleśnie zderzyły się z rzeczywistością. Zmarnotrawienie już dokonanych wysiłków zmusiło do zaostrzenia wyrzeczeń. Grecja żyje na kredytowej kroplówce, zabiegając o dopełnienie trzeciego pakietu pomocowego, wartego 86 mld euro. Alternatywą jest bankructwo i wypadnięcie ze strefy euro w okolicach kwietnia 2017 roku. W dwa lata po upragnionej „zmianie" Grecy nie widzą żadnych zwiastunów poprawy swego losu.

Wielka Brytania – premier David Cameron nie posłuchał swej wielkiej poprzedniczki Margaret Thatcher, która ostrzegała, że referenda są festynem populizmu. Zaryzykował los własnego kraju i Wspólnoty Europejskiej w imię partyjnych porachunków. Uruchomił kampanię kreującą utopijny obraz Wielkiej Brytanii poza Unią i kłamliwy bilans obecności w Unii. Nikt nie słuchał ostrzeżeń ekspertów, bo nawet do trzeźwej dotąd Anglii dotarła moda na postprawdę.

Nocą 23 czerwca 2016 Cameron obudził się ze świadomością swej samobójczej misji. Do tej pory Wielka Brytania nie może się oswoić z konsekwencjami werdyktu wynikającego z przesądów i strachów, które trafiły do mniej zorientowanej części społeczeństwa. Kampania zostawiła toksyczny osad w postaci niechęci wobec imigrantów, co wyraźnie odczuli Polacy. Według „The Times" z 15 listopada 2016 rząd nie ma żadnej strategii negocjacyjnej i nie wie, jak zaspokoić europejskie ambicje Szkocji.

Zbliża się moment uruchomienia procedury Brexitu – marzec 2017. Zwolennicy odmiany brytyjskiego losu są dziś świadomi, że zgotowała kłopot sobie i całej Europie.

Polska – nasz przypadek jest najmniej wytłumaczalny dla zachodniej opinii publicznej. Wszystkie wskaźniki mierzące rozwój społeczny i gospodarczy (z wyjątkiem czystości powietrza itp.) wyróżniały Polskę na tle Europy, która nagrodziła nas rekordową sumą unijnych funduszy. Rosło to, co powinno rosnąć. Malało to, co powinno maleć. Aż do roku 2015, kiedy rozpoczęło się dewastowanie dorobku poprzedników, perwersyjnie nazwane „dobrą zmianą". Polska niespodziewanie wydłużyła listę europejskich kłopotów.

Nudny mainstream

Gorzkie owoce głosowania na wielką „zmianę" kontrastują z losem krajów, które oparły się tej pokusie, wybierając ciągłość i normalność – Hiszpanii, Portugalii, Irlandii i Skandynawii. Szczególnie krzepiące są zwycięstwa politycznego rozsądku tam, gdzie najbardziej dał się we znaki kryzys gospodarczy.

W Hiszpanii populistyczny Podemos wypróbuje się najpierw lokalnie – pewnie z podobnym skutkiem jak nieudaczna pani burmistrz Rzymu z partii komika Beppe Grillo. Czar prostych recept pryska przy pierwszej próbie rządzenia. Więc lepiej, by próba była lokalna, bo straty mniejsze. Hiszpania jako całość pozostaje w rękach nudnego mainstreamu. Dlatego dźwiga się z kryzysu i może stabilizować całą Unię.

Dynamiczna gospodarka Irlandii to podręcznikowy przykład zwycięskiej ciągłości. Wbrew przewidywaniom nieźle rokuje Austria, typowana jako naśladowca Brexitu. Lider partii, która właśnie podpisała porozumienie o współpracy z Putinem, przegrał wybory prezydenckie, a mocne 61 proc. przeciw wychodzeniu z UE studzi zapały eurosceptyków. Instytut SORA wyliczył i komunikował ludziom: wpłata netto Austrii do budżetu UE to 0,4 proc. PKB, a pożytki z członkostwa to 7 proc. PKB. Podobne proporcje w Wielkiej Brytanii zostały niestety zagłuszone w toku nieszczęsnej kampanii referendalnej.

Można sobie życzyć, by czas wielkich „zmian" dobiegł końca. Bo były to zmiany na gorsze. Kalendarz polityczny 2017 zawiera daty rozstrzygające dla zachodniej demokracji i Europy bez granic. Wiele nam powie wynik Geerta Wildersa w Holandii w marcu, ale to zaledwie przedsmak wyborów we Francji i Niemczech. Europa zadrżała po zwycięstwie Donalda Trumpa w USA (kto następny? Francja?). Po nominacji Francois Fillona jako skutecznego kontrkandydata dla Marine Le Pen i po tragicznym zamachu na jarmark świąteczny w Berlinie, osłabiającym Angelę Merkel, znaki zapytania przenoszą się z Francji na Niemcy. Wskazania wyborcze roku 2017 mogą mieć egzystencjalne znaczenie. Oby w końcu rozum wygrał z mitami i kłamstwami. Jest pewna nadzieja, bo sondaże po Brexicie sygnalizują wzrost zaufania do Unii Europejskiej w krajach członkowskich.

Populizm żywi się nie tylko lękami, które wróciły na Stary Kontynent, ale także pragnieniem wyrwania się z nudy i prozy normalności. Chęć przeżycia przygody ustrojowej jest jakoś zrozumiała w pokoleniu, które nie doznało na własnej skórze przygód nazizmu i komunizmu. Ale najmniej usprawiedliwiona jest w Polsce, gdzie skromne ćwierć wieku normalności jest cudem na tle losu poprzednich pokoleń.

Precz z Leninem

Nie sięgając nawet do tragicznych skutków wielkiej „zmiany" w postaci rewolucji październikowej i nazizmu, wystarczy przywołać współczesne greckie i polskie doświadczenia, by cierpliwie tłumaczyć, że zmiana ma sens tylko wtedy, gdy jest zmianą na lepsze!

Odkąd zachodnia demokracja, na długiej drodze prób i błędów, znalazła wzór dobrego zorganizowania wolności i gospodarki, zmiany na lepsze są ewolucyjne, a nie rewolucyjne. Tak samo z Unią Europejską jako wnioskiem z nieszczęść naszego kontynentu. Tak samo z Polską, odkąd zbudowała fundamenty państwa prawa i rynkowej gospodarki po roku 1989. Odniosła podziwiany w świecie sukces, bo nie eksperymentowała. Szukała najkrótszej drogi do sprawdzonych zasad ustrojowych, równoznacznych z kryteriami przyjęcia do Unii Europejskiej. Aż do roku 2015! Nieszczęście wzięło się z ideologicznego pomysłu na Polskę, nazwanego „dobrą zmianą"...

Największym wyzwaniem dla tego skrawka świata, zwanego cywilizacją zachodnią, który ubezpiecza ludzką wolność i dobrą jakość życia, jest nieuchronna zmiana technologiczna – internet, Facebook i Twitter, nieodłączni towarzysze globalizacji. Jak je oswoić, by służyły demokracji, a nie wrogom demokracji i cyberagresorom – oto jest pytanie! Cała nadzieja w tym, że losem Europy i Polski w Europie pokieruje dewiza niezapomnianego Kisiela: „Każda reforma całościowa zamienia się albo w odrażający totalizm, albo w nieszczęsną anarchię. Tylko częściowe, empiryczne, czysto doraźne i praktyczne reformy mają sens – Marksów i Leninów pędzić trzeba precz".

Niedoceniana normalność jest jak zdrowie – ile ją cenić trzeba, ten tylko się dowie, kto ją stracił!

Autor jest ekonomistą i politykiem Platformy Obywatelskiej, posłem do Parlamentu Europejskiego. Od 2010 do 2014 był komisarzem europejskim ds. programowania finansowego i budżetu.

Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA