Po sobotniej wygranej z Josephem Parkerem Brytyjczyk jest w posiadaniu trzech mistrzowskich pasów – WBA Super, IBF i WBO. Tego mniej znaczącego (IBO) nie liczę. Do zdobycia został mu więc tylko jeden, zielony pas WBC, dla wielu najbardziej prestiżowy, choć to pogląd dyskusyjny.
Ale mistrz tej organizacji Amerykanin Deontay Wilder wydaje się być jedynym, który może Brytyjczykowi zagrozić. Opinie, że Joshua nie ma z nim szans, wyrażane przez domorosłych ekspertów, trzeba włożyć między bajki. To Brytyjczyk byłby faworytem, choć Wilder faktycznie jest w stanie go pokonać. Ma przewagę wzrostu, większy zasięg i pojedynczy nokautujący cios, którym może uśpić każdego.
Wilder, podobnie jak Joshua, stał na olimpijskim podium, tyle że na jego najniższym stopniu. W Pekinie (2008) zdobył brązowy medal w wadze 91 kg. Joshua osiągnął więcej, w Londynie (2012) został mistrzem olimpijskim kategorii superciężkiej (plus 91 kg), a rok wcześniej był wicemistrzem świata, przegrywając walkę o złoto jednym punktem.
Obaj bardzo późno zaczęli boksować, na zawodowych ringach Joshua sięgnął po mistrzowski pas IBF w 16. pojedynku, nokautując w kwietniu 2016 roku Charlesa Martina.
Droga Wildera była dłuższa, ale ma to związek m.in. z faktem, że na ringu zawodowym walczył w najcięższej kategorii. Dziś jest w najlepszym okresie kariery i kiedy zmierzy się z Joshuą, wszystko może się zdarzyć.