Ostatnio pół Polski emocjonuje się w mediach, czy Barbara Kurdej-Szatan straci kontrakt reklamowy i czy ktoś ją jeszcze zatrudni w jakimś serialu. Zacznijmy więc od faktów: aktorka i matka dwójki małych dzieci zaatakowała Straż Graniczną za wypychanie siłą uchodźców z dziećmi z powrotem na białoruską stronę.
Abstrahując od słownictwa, głównym błędem było zaatakowanie wykonawców, podczas gdy decyzje podejmował kto inny. Owszem, powinna istnieć umowa społeczna, że nigdy nie atakuje się służb mundurowych za wykonywanie rozkazów legalnej władzy. I świat byłby milszy, gdyby w dyskursie publicznym nie używano pewnych słów.
Prywatne myśli na prywatnym koncie
Zdumiało mnie jednak zupełnie co innego – uniwersalne potępienie aktorki i przyzwolenie na to, co się z nią dalej działo. A nawet rodzaj zbiorowej satysfakcji.
Tymczasem, patrząc na zimno, wyrzucono kogoś z pracy za korzystanie z konstytucyjnie gwarantowanej wolności słowa. Barbara Kurdej-Szatan nie wypowiadała się w imieniu stacji telewizyjnej, firmy telekomunikacyjnej ani nawet w imieniu producentów serialu, w którym gra. Napisała, co myśli, na prywatnym koncie bez związku z wykonywanymi obowiązkami.
Tymczasem z pracy zwolnił ja na Twitterze prezes Telewizji Polskiej Jacek Kurski, pisząc, że nie mieści się w aksjologii Polaka. Okazuje się, że zdaniem prezesa Kurskiego w aksjologii Polaka doskonale mieszczą się cynizm, notoryczne kłamstwo, szczucie jednych na drugich, manipulacja danymi i faktami, dążenie po trupach do celu, łamanie prawa w imię politycznego interesu mocodawców, natomiast jeden wpis w mediach społecznościowych sprawia, że specjaliści rynkowi całkiem serio debatują, czy ktoś jeszcze kiedyś znajdzie pracę w zawodzie.