W przedwyborczych sondażach wyraźnym faworytem do schedy po długich rządach Angeli Merkel jest Olaf Scholz, obecny minister finansów i wicekanclerz z ramienia SPD. Oznacza to, że przyszły rząd w Niemczech zapewne powstanie pod kierownictwem tego polityka, a wiodącą rolę w nowej koalicji będą mieli socjaldemokraci.
Z Warszawą bez odwilży
Zagrożeniem dla takiego scenariusza nie stała się afera związana z niewłaściwym nadzorem nad działalnością Jednostki Wywiadu Finansowego. Jest ona oskarżana o tolerowanie korupcji i oszustw podatkowych w korporacjach niemieckich, a także działalności przestępczej prowadzącej do finansowania terroryzmu i przemytu narkotyków. Na dwa tygodnie przed wyborami prokuratorzy weszli do kierowanego przez Scholza federalnego ministerstwa finansów, szukając dowodów na to, że te nieprawidłowości wynikały z zaniedbań lub były nawet aprobowane przez kierownictwo resortu. Sam kandydat na stanowisko przyszłego kanclerza skrytykował działania prokuratury, przyrównując je do metod stosowanych przez populistów w innych państwach UE. W ten sposób sugerował upolitycznienie prokuratury w kampanii wyborczej.
Wypowiedź Scholza źle wróży przyszłym stosunkom rządu federalnego z konserwatywną władzą w Warszawie. Dla gabinetu tworzonego przez socjaldemokratów z pewnością duże znaczenie będą miały lewicowe wartości promowane w Unii, zwłaszcza przez większość w Parlamencie Europejskim.
Czytaj więcej
Tematy nierówności socjalnych czy zmian modelu społecznej gospodarki rynkowej należą już do przes...
Wszyscy główni kandydaci do urzędu kanclerskiego podkreślali w kampanii przywiązanie do wartości europejskich i domagali się konsekwentnego egzekwowania praworządności w UE. Pewnym wyjątkiem w tej retoryce było stanowisko Armina Lascheta. Wprawdzie podkreślał on potrzebę niezależności sądownictwa we wszystkich państwach członkowskich, ale jednocześnie wzywał do dialogu i większego zrozumienia specyfiki innych krajów. Domagał się też zaprzestania pouczania innych społeczeństw, jak mają żyć.