Dwugłos o zmianie konstytucji

- Trudne do odrzucenia weto kusi kolejnych prezydentów do wkładania kija w szprychy wehikułu rządowego - pisze Jarosław Gowin. - Propozycje zmian w konstytucji są niczym innym jak tylko elementem taktyki politycznej Platformy i poszukiwaniem usprawiedliwienia dla niemocy rządu - twierdzi Zdzisław Krasnodębski

Publikacja: 26.02.2008 04:05

Jarosław Gowin

W polskiej tradycji ustrojowej mocniej osadzony jest system kanclerski, w którym prezydentowi przypadałaby rola kogoś w rodzaju „monarchy konstytucyjnego” – uważa polityk PO

Na pierwszą wypowiedź premiera Donalda Tuska na temat potrzeby przygotowania nowej konstytucji liderzy PiS zareagowali zarzutem, że oto Platforma dokonuje medialnej „wrzutki” i odwraca uwagę opinii publicznej od tematów naprawdę ważnych. Po kolejnych deklaracjach premiera nikt już chyba na serio nie będzie podtrzymywać takiego zarzutu. Polska potrzebuje nowej ustawy zasadniczej, bo dotychczasowa okazała się projektem chybionym w kilku zasadniczych miejscach.

Najważniejsza z jej słabości to takie rozdzielenie kompetencji premiera i prezydenta, które skazuje dwie najważniejsze instytucje w Polsce na nieuchronny konflikt. Prezydent wybierany jest w wyborach powszechnych, co daje mu silny mandat do rządzenia. W rzeczywistości jednak konstytucja daje głowie państwa realną siłę tylko w jednej dziedzinie: blokowania inicjatyw rządu.

Trudne do odrzucenia weto stawia kolejnych prezydentów przed pokusą wkładania kija w szprychy wehikułu rządowego. Poza jednym – bardzo szczególnym – wyjątkiem, gdy obie funkcje pełnili bracia bliźniacy, między kolejnymi prezydentami a premierami panowała „szorstka przyjaźń”. Zdarzało się też, że Lech Wałęsa czy Aleksander Kwaśniewski, wykorzystując słabość tego czy innego szefa rządu, starali się kierować „z tylnego siedzenia”. Konsekwencją obowiązujących regulacji jest zamęt na szczytach władzy, niejasny podział kompetencji, w efekcie także brak jasnej odpowiedzialności.

Prawo i Sprawiedliwość od dawna – moim zdaniem bardzo słusznie – domagało się zmiany konstytucji. Jeszcze na początku tej kadencji do powołania komisji konstytucyjnej nawoływał Ludwik Dorn. Dlatego mam nadzieję, że kiedy dzisiaj Donald Tusk przedstawia wszystkim ugrupowaniom rzetelną propozycję współpracy, liderzy PiS nie ulegną doraźnym kalkulacjom i nie zbojkotują inicjatywy premiera.

Oczywiście, wypracowanie konsensusu konstytucyjnego nie będzie rzeczą łatwą. Opracowany przez polityków PiS projekt ustawy zasadniczej, który zawiera wiele interesujących rozwiązań, przewidywał zmianę ustroju na jednoznacznie prezydencki. Z kolei Platforma Obywatelska zawsze opowiadała się za wzmocnieniem pozycji premiera. Jeśli jednak prace komisji konstytucyjnej mają doprowadzić do porozumienia, każda z czterech partii musi odrzucić założenia wstępne i przystąpić do prac z gotowością zawarcia kompromisu.

W polskiej tradycji ustrojowej zdecydowanie mocniej osadzony jest system kanclerski, w którym prezydentowi przypadałaby rola kogoś w rodzaju „monarchy konstytucyjnego”. W systemie prezydenckim natomiast kolejni premierzy odgrywają rolę zderzaków. Nie bardzo sprawdza się to nawet w państwach o wysokiej kulturze politycznej. Czym skończyłoby się to u nas, można sobie wyobrazić, przywołując w pamięci pierwszą dekadę lat 90. Najgorszym rozwiązaniem byłoby jednak utrzymanie status quo. Doprowadziłoby to bowiem do utrwalenia się zamętu, kolejnych wojen na górze i nieskuteczności władzy wykonawczej. Rozstrzygnijmy więc wreszcie, w którą stronę idziemy.

Trzeba jednak pamiętać, że nowa ustawa zasadnicza nie może ograniczać się do bardziej racjonalnego rozpisania kompetencji prezydenta i premiera. Równie ważne jest np. usunięcie szkodliwego zapisu o proporcjonalnym charakterze ordynacji wyborczej czy rozmaitych obietnic socjalnych. Te ostatnie w najlepszym razie są martwą materią. Często jednak służą do blokowania inicjatyw poszerzających zakres wolności gospodarczej. Ograniczenie wolnego rynku i zastąpienie rzetelnych mechanizmów kapitalistycznych przez ingerencję biurokratyczną czy rozmaite przywileje korporacyjne to zaś nieuchronna droga do utrwalenia nierówności społecznych i niesprawiedliwości. Bo w gospodarce tylko wolny rynek jest sprawiedliwy i solidarny.

Autor jest publicystą i filozofem, posłem Platformy Obywatelskiej. W poprzedniej kadencji był senatorem. Jest współtwórcą i rektorem Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera

Zdzisław Krasnodębski

Obecna konstytucja daje prezydentowi zbyt mało władzy, choć jest wybierany w wyborach bezpośrednich i powszechnych – przekonuje filozof i publicysta

Słuchając deklaracji Donalda Tuska, że trzeba jak najszybciej zmienić konstytucję na rzecz umocnienia pozycji premiera albo prezydenta, trudno nie odnieść wrażenia, iż to kolejny element obranej przez Platformę Obywatelską taktyki politycznej.

Nieskuteczność obecnego rządu usiłuje się wytłumaczyć konfliktem między premierem a prezydentem, zbyt silną opozycją oraz obawą, że prezydent i tak wszystko zawetuje. Na razie jednak Lech Kaczyński niczego nie zawetował, opozycja owszem jest silna, ale nie silniejsza niż w poprzedniej kadencji, a kohabitacja prezydenta i premiera nie jest czymś nadzwyczajnym i niespotykanym.

Niewątpliwie mamy do czynienia głównie z poszukiwaniem usprawiedliwienia dla niemocy obecnego rządu. Trudno mi zatem uwierzyć, by w tej kadencji rzeczywiście mogło dojść do zmiany ustawy zasadniczej. Choć nie zmienia to faktu, że istnieje realny problem, związany z polską konstytucją, który polega na niedoprecyzowaniu kompetencji prezydenta.

Konstytucja gwarantuje prezydentowi zbyt mało władzy, mimo że jest wybierany w wyborach bezpośrednich. Na przykład nie do końca wiadomo, na czym polegają jego kompetencje w dziedzinie polityki zagranicznej (bo co to znaczy, że prezydent współkształtuje politykę zagraniczną?). Podobnie jest z polityką obronną i wieloma innymi kwestiami. Dlatego, pomijając fakt, że mówienie o zmianie konstytucji jest elementem wizerunkowej taktyki Platformy, myślę, iż zmiana polegająca na umocnieniu roli prezydenta byłaby dla Polski korzystna.

Skłaniam się przy tym ku modelowi prezydenckiemu, ponieważ prezydent jest czynnikiem stabilizującym, jego kadencja jest dłuższa, wybory, w których jest wyłaniany, są bardziej spersonalizowane i spolityzowane, a zatem od początku wiadomo, na kim spoczywa odpowiedzialność. Z tego też płynie wniosek, że silniejsza władza prezydencka to sprawniejsze rządzenie państwem.

Poza tym kolejne rządy w Polsce są z różnych powodów niestabilne oraz zawsze koalicyjne, a zatem zmuszone do zawierania nieustannych kompromisów. Kolejnym argumentem za przyjęciem modelu prezydenckiego jest przyzwyczajenie Polaków do tego, że prezydenta wybieramy w wyborach powszechnych.

Nie sądzę, by Polacy chętnie zrezygnowali z tego przywileju. Jesteśmy krajem, w którym partie polityczne bardziej przypominają partie amerykańskie niż silne, wielkie, zbiurokratyzowane partie europejskie. Z Amerykanami łączą nas pewne republikańskie tradycje i idąc za ich przykładem powinniśmy dążyć do dowartościowania pozycji prezydenta.

Dzisiaj pozycja premiera, zwłaszcza w obecnej konfiguracji sceny politycznej i przy wielkim poparciu społecznym oraz medialnym, jest na tyle silna, że posiada on wszystkie narzędzia, by skutecznie sprawować władzę. Dlatego zrzucanie winy za niesprawne rządzenie na złą konstytucję uważam za nadużycie. Nie wydaje mi się też, by premier rzeczywiście dążył do zmiany konstytucji i by uznał to za swój główny cel.

Gdybyśmy w przyszłości naprawdę chcieli takiej zmiany dokonać, najpierw należałoby tę kwestię wyjąć ze sporu partyjnego, przeprowadzić szeroką debatę publiczną i zastanowić się, jaki kształt chcemy nadać Rzeczypospolitej.

Pamiętajmy, że pomysł głębokiej reformy ustrojowej Polski już się kiedyś pojawił. Nazywano go projektem budowy IV Rzeczypospolitej.

Zdzisław Krasnodębski jest profesorem socjologii i filozofem społecznym związanym z uniwersytetem w Bremie oraz Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Współpracuje z „Rzeczpospolitą”

Jarosław Gowin

W polskiej tradycji ustrojowej mocniej osadzony jest system kanclerski, w którym prezydentowi przypadałaby rola kogoś w rodzaju „monarchy konstytucyjnego” – uważa polityk PO

Pozostało 98% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Szokujące, jak bardzo oderwani od rzeczywistości byli amerykańscy celebryci
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: Antyklerykał na czele archidiecezji warszawskiej nadzieją na zmianę w Kościele
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Po co Polsce lewica? I kiedy powstanie w końcu partia Dwie Lewe Ręce
Opinie polityczno - społeczne
Marcin Giełzak: Dlaczego Kamala Harris zawiodła? Ameryka potrzebuje partii ludu
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Opinie polityczno - społeczne
Andrzej Szahaj: Nie tylko Elon Musk, czyli Dolina Krzemowa idzie po władzę
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni