Trudno się więc dziwić, że wpływ polskiego szkolnictwa wyższego i sektora badań naukowych na rozwój polskiej gospodarki był i jest marginalny. Będzie także marginalny w przyszłości, jeżeli polscy politycy nadal uważać będą, że ich jedynym zadaniem jest dostarczanie pieniędzy. I to się dzieje w sytuacji, gdy tuż obok, w państwach skandynawskich podejmowane są działania konsolidacyjne w sektorze uczelni publicznych z wyraźnym celem lepszego wykorzystania potencjału badawczego dla rozwoju państwa, a przy okazji zwiększenia ich potencjału konkurowania w rankingach.
Jak myślą o szkolnictwie wyższym inni, to przytoczę jedno zdanie z wystąpienia premiera Malezji Abdullaha bin Ahmad Badawiego z 2006 roku otwierającego doroczną konferencję Stowarzyszenia Uniwersytetów Commonwealthu, które było reakcją na obsunięcie się dwóch najlepszych malezyjskich uniwersytetów w rankingu Times Higher Education Supplement o blisko 100 miejsc w dół: [...] „Uważam, iż należy podkreślić, że dla większości krajów w dzisiejszych czasach rozwój zasobów ludzkich, jak i formowanie kapitału ludzkiego, jest sprawą albo wyjątkowo ważną i absolutnie kluczową, albo traktowaną w kategoriach życia i śmierci. W przypadku Malezji sądzimy, że jest to sprawa życia lub śmierci”.
Tak na marginesie, w rankingu „Timesa” z 2007 roku wśród 200 czołowych uniwersytetów świata dla przykładu nie było żadnego polskiego, były za to uniwersytet irlandzki, duński, fiński, brazylijski, norweski, meksykański (w sumie były uniwersytety z 29 państw).
[srodtytul]Pomysł głupi i nieodpowiedzialny[/srodtytul]
Podsumowując – odziedziczyliśmy po komunizmie rozdrobnioną, branżową strukturę uczelni publicznych. Wiele uczelni poszerzyło swoją ofertę dydaktyczną, ale tylko nieliczne rozszerzyły obszary badań naukowych. A w rankingach obok koncentracji talentów (wśród studentów i uczonych) najlepiej punktuje się publikacje w najwyżej ocenianych czasopismach światowych (nie krajowych), liczbę patentów, wdrożeń. Niska pozycja UJ czy UW w rankingach nie jest powodowana brakiem wybitnych naukowców w nich pracujących, to głównie powód zbyt wąskiego obszaru prowadzonych w nich badań. Tak więc dopóki Uniwersytet Jagielloński czy Warszawski nie będzie miał rozbudowanego obszaru badań technicznych, biomedycznych (UW), nie będą miały żadnych szans awansowania do czołowej setki w świecie czy pięćdziesiątki w Europie. Pani minister ma prosty sposób, aby wygrać ze mną zakład – zamówić najpierw odpowiednie badania we właściwym departamencie ministerstwa, który kierując się kryteriami rankingu szanghajskiego, czy „The Times” wytypuje np. najlepszych 20 zespołów badawczych działających wewnątrz PAN, wybierze też najlepszych dziesięć wydziałów obu politechnik w Krakowie i Warszawie.