Czas nie sprzyja radykałom

Jakie cele stawiają sobie dzisiejsze prawicowe partie polityczne? Czy jest szansa na sformułowanie i realizację nowych programów?

Aktualizacja: 11.01.2008 07:40 Publikacja: 11.01.2008 02:37

Czas nie sprzyja radykałom

Foto: Rzeczpospolita

Wewnątrzpartyjne wybory w Prawie i Sprawiedliwości wygrał Jan Paweł Kowalski, działacz z Dolnego Kocmyrzowa. W swoim wystąpieniu zaraz po objęciu funkcji prezesa partii podziękował Jarosławowi Kaczyńskiemu za dotychczasowe kierowanie partią i zapowiedział, że PiS odtąd skupiać się będzie głównie na problemach młodzieży, budowie silnego, lecz ekologicznego państwa, resocjalizacji przestępców oraz złagodzeniu surowej ustawy antyaborcyjnej...”.

Czy są państwo w stanie sobie wyobrazić taki nagłówek w gazecie codziennej? Chyba tylko w prima aprilis.

Taka sytuacja dotąd była niemożliwa w polskich partiach i pewnie jeszcze długo nic się nie zmieni, szczególnie na prawicy. Nie dlatego, że nie ma w nich osób o poglądach wymyślonego Kowalskiego, ale dlatego, że wszelkie konflikty na prawej stronie sceny politycznej rozwiązywano dotychczas nie na zasadzie wewnątrzpartyjnej debaty, ale na zasadzie secesji. Kto nie zgadzał się z kierunkami działania swej partii, albo sam odchodził, albo do odejścia zostawał zmuszony.

Tym głównie różnią się partie prawicowe (i lewicowe) w Niemczech, Anglii czy USA. Tam w partyjnej dyskusji konserwatystów, republikanów czy chadeków wyłania się wyraźny lider, który zmienia oblicze partii, stawiając przed nią nowe zadania i cele. David Cameron zmienił oblicze konserwatystów, podobnie jak Angela Merkel czy George Bush odmienili ideologię, zainteresowania i wizerunek swych partii.

Polska specyfika jest jednak inna. Próba budowy wielonurtowej Akcji Wyborczej „Solidarność” nie powiodła się, jesteśmy dziś świadkami, jak wielonurtowa w zamierzeniu formacja prawicowa wymyślona przez Jarosława Kaczyńskiego coraz bardziej się zawęża.

Jedynym znanym na polskiej prawicy sposobem powstawania nowych partii politycznych są secesje. Zaletą takiej sytuacji jest to, że łatwiej dzięki temu artykułować rozmaite postulaty polityczne. Zwolennicy obrony życia mogą pójść za Markiem Jurkiem, przeciwnicy Unii Europejskiej za Romanem Giertychem, wierzący w gospodarczy leseferyzm za Januszem Korwin-Mikkem, wierzący w cudowny skok cywilizacyjny za Donaldem Tuskiem, a pokładający nadzieje w IV RP za Jarosławem Kaczyńskim.

Skutkiem tej szerokiej oferty politycznej jest jednak słabość polityczna każdej z inicjatyw. Trudno także jednoznacznie określić, które secesje mają charakter bardziej personalny, a które bardziej ideowy.

Bez wątpienia Marek Jurek odszedł z PiS z powodów ideowych, choć wątek osobistego sporu z Jarosławem Kaczyńskim nie był bez znaczenia. Ale o głębokich ideowych sporach Jana Rokity z Donaldem Tuskiem czy też Kazimierza Ujazdowskiego z Jarosławem Kaczyńskim opinia publiczna wie znacznie mniej niż o ich problemach interpersonalnych.

Jakie cele stawiają sobie dzisiejsze prawicowe partie polityczne? Czy jest w nich szansa na sformułowanie i realizację nowych programów? Nie bardzo wiadomo, co jest celem dla PiS – przetrwanie, zdobycie władzy za cztery czy też wybory prezydenckie za trzy lata? Po grudniowym kongresie tej partii wiele wskazuje, że będzie się ona skupiać na wyborach – najpierw samorządowych, potem parlamentarnych. Po dwóch latach Jarosław Kaczyński mógł się zorientować, na czym polega prawdziwa władza. Prezydentura Lecha Kaczyńskiego daje PiS spore zasoby polityczne, niemniej prawdziwa władza w Polsce należy do premiera, a jeśliby PiS chciało powrócić na serio – musiałoby wygrać wybory parlamentarne.

W tym kontekście marzenie Donalda Tuska o prezydenturze jest marzeniem o prestiżu, a nie o władzy. A jego wygrana w wyborach prezydenckich byłaby też zagrożeniem dla jego partii, która pozbawiona jego przywództwa stałaby się polem czegoś w rodzaju podziału dzielnicowego lub bratobójczej walki o władzę.

Natomiast PiS brak dziś nośnej diagnozy, z którą szło do ostatnich i poprzednich wyborów. Wiele haseł zostało zużytych w rządzeniu. Niekończąca się walka z postkomunistycznym układem może oznaczać albo zupełną jej nieskuteczność (skoro wciąż trzeba walczyć), albo wykorzystywanie jej w celach propagandowo-mobilizacyjnych. Może oznaczać jednak i jedno, i drugie.

Jeszcze w 2005 roku formułowano wizję PiS jako partii tarana, która będzie dobijać III RP, ale po jej śmierci stanie się partią, która nie będzie się potrafiła odnaleźć w nowej rzeczywistości. Czyżby ta wizja okazała się prawdziwa i po rozbiciu WSI i powołaniu CBA Prawo i Sprawiedliwość nie bardzo wiedziało, co dalej robić?

Istnieje oczywiście wiele potencjalnych kierunków, jakie PiS będzie mogło przyjąć, by zachęcić do siebie nowych wyborców. Największą szansą dla PiS może być dziś zbudowanie właśnie – jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało – nowoczesnego konserwatyzmu. Problem polega jednak na tym, że większość osób kojarzonych z tym nurtem od PiS się odwróciło albo wprost od niego odeszło. Ponadto PiS może mieć kłopot z odzyskaniem szerokiego społecznego zaufania. Nawet jeśli zmieni swój język. Czy po tych wszystkich razach, które zadał inteligencji: lekarzom, prawnikom, bogaczom i dziennikarzom może odbudować szerokie poparcie?

Inna sprawa, czy obecni i potencjalni zwolennicy PiS są zwolennikami tej konkretnej partii, czy też ideałów, które ona wyznaje. Z pewnością dla wielu wyborców sam Jarosław Kaczyński jest gwarancją ideowej czystości PiS. Ale dla innych, którzy zgodziliby się z programem tej partii, jej działacze i to, co się działo w Polsce przez ostatnie dwa lata, jest wystarczającym dowodem, by nigdy na PiS nie zagłosować – z powodu skojarzeń z Lepperem, Rydzykiem, aresztowaniem doktora G. itd. Możliwa jest więc sytuacja, że ktoś przejmie idee, których ucieleśnienia chciało PiS.

W tej sytuacji PiS powinno szukać inspiracji w zupełnie nowych dla siebie obszarach, na przykład na polu… praw człowieka. Bo właśnie z tej sfery całkowicie wycofali się europejscy partnerzy PO – frakcja chadecka. PiS musi potraktować Unię Europejską jako wyzwanie – przede wszystkim intelektualne. By zrozumieć i nauczyć się wykorzystać unijne mechanizmy do realizowania suwerennej polityki międzynarodowej. Tym bardziej że to Unia Europejska będzie w coraz większym stopniu determinować pole politycznego manewru w Polsce. Uzyskanie wpływu na kształt europejskiej debaty byłoby dla polskiego konserwatyzmu dużą szansą.

Czas nie będzie sprzyjał teraz radykalnym hasłom. Jan Rokita twierdził ostatnio, że momenty przełomowe przychodzą falami. Ostatnia taka fala była w 2005 roku. Faktycznie nie tylko temperatura sporu, ale również zainteresowanie polityką – wyraźnie spada na przykład oglądalność programów informacyjnych we wszystkich stacjach. Dziś, dla dokonania wielkich zmian, trzeba czekać na kolejną falę entuzjazmu społecznego, która pozwoli na zainicjowanie naprawdę głębokich zmian. To oznacza, że dzisiaj PiS powinno zmienić swą retorykę na rzecz języka… budowania, spokoju i powolnego powiększania swych politycznych zasobów.

Polska prawica, szczególnie PiS, potrzebuje poważnej wewnętrznej dyskusji ideowej, określenia na nowo priorytetów, dostosowania ich do politycznych realiów. Taka prawica powinna rozpocząć budowę nowego projektu politycznego nie od polityki, ale od kultury, od zrozumienia tego, czym rzeczywiście żyją Polacy. Nie po to, by wykorzystać na doraźne potrzeby politycznego PR, by ten czy inny polityk się ludziom podobał, lecz po to, by rozpoznać i zorganizować wspólne wartości i wspólną tożsamość.

Oczywiście nie będzie to możliwe bez zbudowania skutecznych mechanizmów i instytucji państwowych. Nie będzie to możliwe również bez przygotowania programu edukacyjnego, a także demograficznego. Tym bardziej skupienie się dziś wyłączne na problemach partyjnych, wewnętrznych, personalnych, na tym kto i jak bardzo zachował się nielojalnie – albo powielanie modelu twardej opozycyjności Platformy z poprzedniej kadencji (skutecznego w zupełnie innych uwarunkowaniach historycznych, medialnych i międzynarodowych) – prowadzić będzie do dalszych secesji albo marginalizacji PiS.

Autor jest filozofem, publicystą, redaktorem naczelnym „Nowego Państwa”

Wewnątrzpartyjne wybory w Prawie i Sprawiedliwości wygrał Jan Paweł Kowalski, działacz z Dolnego Kocmyrzowa. W swoim wystąpieniu zaraz po objęciu funkcji prezesa partii podziękował Jarosławowi Kaczyńskiemu za dotychczasowe kierowanie partią i zapowiedział, że PiS odtąd skupiać się będzie głównie na problemach młodzieży, budowie silnego, lecz ekologicznego państwa, resocjalizacji przestępców oraz złagodzeniu surowej ustawy antyaborcyjnej...”.

Czy są państwo w stanie sobie wyobrazić taki nagłówek w gazecie codziennej? Chyba tylko w prima aprilis.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?