Wańka-wstańka, czyli polityczny kolonializm

Nie można ludzi straszyć wizją przywracania porządków sprzed Kaczyńskiego i Ziobry, gdyż dla większości jest to przywracanie normalności – pisze europoseł PO

Publikacja: 30.01.2008 00:43

Wańka-wstańka, czyli polityczny kolonializm

Foto: Rzeczpospolita

Red

Rządy są przejściowe, a układ wieczny. Rządy dzielą się na takie, które bezwiednie ulegają kolonizacji przez układ lub świadomie „dają ciała”, oraz takie, nieliczne, które się nie dają, stając niczym ość w gardle. Pierwsze są połykane, drugie wypluwane, a układ czyha na następną ofiarę. Oto w skrócie teoria politycznej kolonizacji obrazująca polską scenę po roku 1989. Rozwinął ją Bronisław Wildstein na łamach „Rzeczpospolitej” („PO jako obiekt kolonizacji” 19.01.2008 r.). Rozszyfrowawszy logikę dziejów, autor zgaduje przyszłość. Bez trudu znajduje dowody, iż układ dobiera się do koalicji PO – PSL. Jest w tym szczypta dialektyki, gdyż PO rodziła się jako formacja kontestująca układ, a teraz niespecjalnie się opiera…

Polemizowanie z Wildsteinem sprawia mi dyskomfort z uwagi na szacunek dla jego karty życiowej sprzed roku 1989 i pamięć o trzeźwych ocenach późniejszego okresu, wyzbytych – do czasu – jednostronności. Teraz jednak znalazł patent na wyjaśnianie wszechrzeczy, jakby pragnął konkurować z Januszem Korwin-Mikkem, Antonim Macierewiczem i podobnymi posiadaczami prawdy ostatecznej.

Słowa klucze, takie jak układ (zwany też establishmentem) i oligarchia, zamykają, miast otwierać, rzeczywistość. Uzyskuje się proste wyjaśnienie przeszłości, teraźniejszości, a nawet wiedzę o przyszłości! Kasandryczna przepowiednia kolonizacji partii Tuska przez nienasycony układ jest treścią artykułu red. Wildsteina. Chciałbym, by kilka moich uwag przypomniało, że istnieje świat omylnych ludzi, bogatszy niż najlepsza teoria.

Ocena III RP sprowadzona do Okrągłego Stołu w roli grzechu pierworodnego oraz oligarchów i układu jako grzechów wtórnych jest prostacka i nie warto się nią szerzej zajmować. Jest to fałszowanie niezwykłego epizodu historii, który przypomina odbudowę polskiej państwowości po roku 1918 i powinien być źródłem wspólnej dumy.

Zakłamanie polega na wyniesieniu do rangi zła absolutnego czegoś, co było wyborem mniejszego zła albo stanowiło błędy i potknięcia na uboczu drogi, która – zakotwiczając nas we wspólnocie europejskiej – spełniła misję pokolenia „Solidarności”. Odnotuję jednak nowe akcenty w tej ponawianej wciąż próbie przemalowania białego na czarne.

Pierwsza obserwacja: „Układ III RP, jak każda tego typu struktura, ma charakter wewnątrzsterowny. Oznacza to, że nie podlega żadnemu raz na zawsze ustalonemu kierownictwu, ale posiada rozmaite ośrodki koordynacji interesów, które integrują się w sytuacji zagrożenia, acz bywa, że na co dzień rywalizują ze sobą”. Trochę to skomplikowane, ale tłumaczy słabą widoczność układu, którego nie wykryły mnogie służby specjalne IV RP. Ma on coś z przygód Prosiaczka: im bardziej Kubuś Puchatek go szukał, tym bardziej go nigdzie nie było.

Po drugie irytująca nieuchwytność układu skłania do zaostrzenia języka w opisie jego promotorów: „W sojuszu tym odnaleźli się zarówno wyznawcy ideologii przerobienia Polaków w mitycznych „Europejczyków”, jak i cynicy wierzący jedynie w siłę portfela” – pisze Wildstein. Jedni chcieli Polskę wynarodowić, inni wydoić! Moim zdaniem niedościgłym wzorem euronawrócenia są koalicjanci PiS – Andrzej Lepper konsumujący unijne dopłaty rolne i ksiądz Tadeusz Rydzyk zabiegający o dotacje Brukseli, nazywane wcześniej „judaszowymi srebrnikami”.

Pozostali Polacy, po prostu, zadomowili się w Unii Europejskiej i nie czują się przez to mniej Polakami. Na tym właśnie polega piękno europejskiego projektu! Wspomniany cytat ilustruje gotowość przypisywania niskich pobudek tym, którzy myślą inaczej. Materialną interesowność można wytropić w wielu ugrupowaniach, z czołówką PC na czele. Ale oskarżanie o to braci Kaczyńskich jest hańbiącym pomówieniem podobnie, jak pomniejszanie ich opozycyjnych życiorysów. Szkoda tylko, że oni sami, nie żałują sobie insynuacji w stylu „wiem, ale nie powiem”.

Trzeci akcent dotyczy wykształciuchów: „Inteligencja polska, która w swej masie zyskałaby na rozbiciu quasi-oligarchicznych porządków, gremialnie wystąpiła w ich obronie”. Nierozgarnięta inteligencja gryzła rękę swego dobroczyńcy, jakim był premier Kaczyński! Zanim to nastąpiło, inteligencja źle znalazła się w realiach wczesnego kapitalizmu, mniej słuchana i źle opłacana, zagubiona w świecie komercji i parlamentaryzmie, który stał się zwierciadłem polskich ułomności.

Inteligent to Adaś Miauczyński, bohater filmu Marka Koterskiego, przenoszący własne frustracje na portret Rzeczypospolitej. Zniesmaczenie i gotowość powtarzania sloganów o nieczułym liberalizmie była udziałem tak wielkich postaci, jak Leszek Kołakowski i Andrzej Walicki, które podziwiam, ale zachęcam, by wejrzały w realia kraju najmłodszych emerytów, rekordowych transferów socjalnych i pakietów pracowniczych w prywatyzacji oraz silnych związków zawodowych – gdzie łatwiej być przyjacielem ludu niż obrońcą ekonomicznych konieczności.

Na szczęście nie była to klasyczna „zdrada klerków” w imię nowej utopii. Dlatego IV RP miał nielicznych wielbicieli, poszukujących „prawdziwej sprawiedliwości, demokracji, suwerenności” jako typów idealnych, zbudowanych na gruzach ancien regime’u.

Inteligencja szybko wyczuła fałsz tej ozdrowieńczej misji. Reagując na nadużycia tej koalicji i swoisty kult nieuctwa, zasłużyła sobie na epitet łże-elity. Stała się bowiem zawalidrogą na ścieżce, którą miał podążać ciemny lud pod partii przewodem.

Zamykając się w szczelnym systemie interpretowania najnowszej historii, ideolodzy IV RP nie są w stanie wyjaśnić masowego, jakże krzepiącego zrywu młodej, wykształconej Polski w dniu wyborów 21 października 2007 roku. Wziął się on z poczucia wstydu za Polskę i niechęci wobec władzy nasycającej codzienność swoimi obsesjami.

Układ, tropiony przez specsłużby w IV RP, jest jak Prosiaczek. Im bardziej Puchatek go szukał,tym bardziej go nigdzie nie było

Wildstein mylnie interpretuje ludzkie reakcje na terapię szokową ministra Zbigniewa Ziobry: „Fakt, że znanego polityka czy ordynatora potraktować można jak zwykłego obywatela, wzbudził szok”. Szokowało co innego. Poraziła świadomość, że każdego obywatela, zwłaszcza zaś człowieka sukcesu, można traktować jak zwykłego przestępcę i publicznie linczować. Że Polska się znalazła na podsłuchu.

Dlatego nie można przestraszyć wizją przywracania porządków sprzed Kaczyńskiego i Ziobry, gdyż dla większości ludzi jest to przywracanie normalności. Co wcale nie musi iść w parze z powrotem patologii, które rozprzestrzeniały się wraz z rosnącą arogancją klasy politycznej, osiągając apogeum w epoce premiera Leszka Millera. Jednak nawet wtedy narzędzia państwa nie były tak nadużywane dla podboju sfery publicznej, a Polska nie była postrzegana w Europie jako „kraj specjalnej troski”.

W miejsce kojarzenia powyborczej Polski ze starym układem polecam inne pole skojarzeń. Mianowicie niepokojącą spuściznę rządów PiS z Giertychem i Lepperem jako utrwalacza pedagogiki PRL. Choćby wspomniany antyelitaryzm i atak na zawody zaufania społecznego, od prawników po dziennikarzy, lekarzy i dyplomatów. Zgodnie z wypróbowaną recepturą populizmu przeciwstawiającą zdrowy lud skażonym elitom.

Portretowanie samorządów zawodowych w kategoriach mafijnych (z wyjątkiem związków zawodowych). Ryczałtowa podejrzliwość wobec przedsiębiorców zwanych lumpenliberałami (z wyjątkiem Kluski). Klimat etatyzmu, TKM i dobijanie służby cywilnej. Włoszczowa i bizantyjskie obyczaje władzy. Rządzenie przez dzielenie i pobudzanie grupowych zawiści – niezawodnego utrwalacza władzy. Wizja świata nasycona odwetowcami znad Renu. Sporo się tego zebrało! Płodny obszar skojarzeń IV RP z mentalnością minionego ustroju, sprzed epoki przemian ustrojowych…

Teza o układzie, który odżył i na nowo kolonizuje Polskę, trafia zapewne do sfrustrowanego elektoratu, zwłaszcza sierot po LPR i Samoobronie. Rozmija się z jednak z odczuciami społeczeństwa, które wydaje się mniej zakompleksione.

Błędy kadrowe nowej ekipy nie są wystarczającym dowodem, bo wpadki zdarzały się wszystkim, a rekord pobili dekomunizatorzy IV RP – niech je symbolizuje mianowanie na szefa więziennictwa Henryka Biegalskiego, w którym rozpoznano speca od pałowania opozycji! Nie sposób zapisać po stronie kontratakującego układu tych setek tysięcy młodzieży, które przesądziły o wyniku ostatnich wyborów.

Istotna dla przyszłości jest inna teza, która przemyka u Wildsteina na drugim planie. Chodzi mianowicie o niewyraźny profil programowy koalicji PO – PSL. Czyżby miał to być patent na reelekcję – w świetle doświadczeń, które mówią o wygrywających reformach, lecz przegrywających reformatorach?

Pójście tym tropem otwiera ciekawe pole debaty. Lepsze to niż odgrywanie roli wańki-wstańki z oligarchami i układem!

Bronisław Wildstein

Po nieudanych próbach budowy obozu, który gwarantowałby mu dominującą pozycję polityczną, establishment zainwestował w zwycięską Platformę. Nowa władza naraża państwo na kolejny wstrząs, ale nie jest to wstrząs ozdrowieńczy, tylko odbudowa oligarchicznych porządków. 19.01.2008 r.

Autor był współtwórcą i liderem Kongresu Liberalno-Demokratycznego, ministrem przekształceń własnościowych

Rządy są przejściowe, a układ wieczny. Rządy dzielą się na takie, które bezwiednie ulegają kolonizacji przez układ lub świadomie „dają ciała”, oraz takie, nieliczne, które się nie dają, stając niczym ość w gardle. Pierwsze są połykane, drugie wypluwane, a układ czyha na następną ofiarę. Oto w skrócie teoria politycznej kolonizacji obrazująca polską scenę po roku 1989. Rozwinął ją Bronisław Wildstein na łamach „Rzeczpospolitej” („PO jako obiekt kolonizacji” 19.01.2008 r.). Rozszyfrowawszy logikę dziejów, autor zgaduje przyszłość. Bez trudu znajduje dowody, iż układ dobiera się do koalicji PO – PSL. Jest w tym szczypta dialektyki, gdyż PO rodziła się jako formacja kontestująca układ, a teraz niespecjalnie się opiera…

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?