Przez blisko 20 lat najważniejsze decyzje podejmowano zwykle z zaskoczenia. Najpierw ważono projekty w ciszy gabinetów, a potem bach! Uchwalano ustawę i wprowadzano ją w życie, często stosując rozmaite fortele. Na przykład projekty rządowe zgłaszano jako poselskie, żeby uniknąć wymaganych przez prawo konsultacji. Politycy wierzący w „wiedzę” Tak zapadały także decyzje w sprawach, o których kandydaci nie zająknęli się przed wyborami. Za rządów PiS, ale z udziałem PO, zniesiono w ten sposób podatek od spadków i darowizn oraz zmniejszono składkę na ubezpieczenie rentowe.
Kosztuje to nas ponad 20 mld zł rocznie, co z naddatkiem wystarczyłoby na spełnienie roszczeń oświaty (2 – 4 mld), służby zdrowia (ok. 10 mld) i całej buntującej się budżetówki. Nie było jednak nawet próby publicznej debaty o tym, jak podzielić owoce wzrostu. Politycy woleli rozdać pieniądze na ślepo, uprzywilejowując osoby lepiej sytuowane niż – za czym jest większość z Polaków – dać budżetówce upośledzonej w procesie transformacji i zbierającej się do walki o swoje.
Na tle polskiej praktyki nie było w tym nic nadzwyczajnego. Od lat, jeśli politycy nie mieli przed oczami widma bliskich wyborów lub brutalnej siły zorganizowanych mniejszości, urządzali świat, jak im się podobało. Uważali, że mają do tego prawo. Nawet na przekór wyraźnej większości. Tak zapadła np. decyzja o wysłaniu wojska do Iraku.
Polityk musi czasem wejść w konflikt z wyborcami. Jednak w ostatnich kilkunastu latach rozbieżności między politykami a większością wyborców nie tylko w Polsce urosły do niebezpiecznego poziomu. Większość wyborców dążyła zwykle do modyfikowania status quo, a władza wolała (co nie znaczy: realizowała) radykalne zmiany zgodne z tezami hegemonii neoliberalnej przebranej w kostium naukowej prawdy.
To, co w demokratycznej tradycji było przedmiotem politycznego sporu, politycy uznali za przedmiot eksperckiej „wiedzy”. Wierzący w „wiedzę” polityk czuł obowiązek, by zderzać się z „nieracjonalnymi” (np. roszczeniowymi albo wspólnotowymi) oczekiwaniami wyborców. Może była to uzurpacja, ale miała ona pozornie solidne podłoże racjonalne.