Chcąc zrozumieć stosunki panujące dziś między Unią Europejską a Rosją, warto przypomnieć sobie, jak wyglądały one dziesięć lat temu. Wówczas to Unia wyznaczała zestaw standardów w dziedzinie m.in. ochrony praw człowieka czy modelu demokracji, który Rosja – choć z oporami – traktowała jako krytyczny układ odniesienia wobec własnej rzeczywistości.
Europie nie wolno oddzielać sfery wartości od sfery interesów, jak tego chce Rosja
W ciągu ostatnich lat relacje te przeszły zasadniczą przemianę. Dziś to Rosja narzuca swoje „wartości” Europie, a główne europejskie siły polityczne: Francja i Niemcy dały się w znacznym stopniu wciągnąć w grę, której reguły dyktuje Kreml. Jest to jawnie cyniczna gra sił i interesów, z której Rosja całkowicie wyeliminowała odniesienia do wszelkich wartości.
Rosja ma nośniki energii i można z nią robić wielkie interesy, dlatego albo Europa przystanie na warunki Rosji i odrzuci pole wartości, albo nie. Tylko że jeśli nadal będzie przypominać o wartościach, ekonomicznie bardzo na tym straci. Takiemu oto myśleniu wśród elit politycznych Unii utorowali drogę kanclerz Gerhard Schröder i prezydent Jacques Chirac. Dla mnie ta zmiana nastawienia wobec Rosji jest jak przewrót kopernikański. Dziś stosunki Unii z Rosją są podporządkowane brutalnej zasadzie: mali nie mają racji, liczą się ci, którzy mają siłę.
Czy jednak rzeczywiście Europa jest skazana na Rosję, choćby ze względu na politykę energetyczną, jak to przedstawiają rosyjscy politycy i polittechnologowie? Owszem, Rosja dysponuje nośnikami energii, bez których Europa sobie nie poradzi. Z drugiej jednak strony nie jest tak, że Moskwa może dyktować Unii warunki. Pamiętajmy, iż Rosja pozostaje systemem oligarchicznym, w którym kilkadziesiąt grup (klanów) dzieli między siebie bogactwa naturalne tego kraju. I wyraźnie widać, że ludzie tworzący te grupy interesów (a należą do nich zarówno prezydent Władimir Putin, jak i nowo wybrany Dmitrij Miedwiediew) dążą do tego, by trwale zabezpieczyć swoje wpływy i majątki. Nie mogą tego zrobić w Rosji, bo tam nic nie jest pewne – jakiś niespodziewany przewrót w układzie sił między grupami interesów może sprawić, że ktoś niewygodny nagle znajdzie się w obozie pracy przy granicy chińskiej, jak to się przydarzyło najbogatszemu Rosjaninowi Michaiłowi Chodorkowskiemu.