Rz: Jak to możliwe, że przez 24 lata w austriackim mieście zboczeniec więził i wykorzystywał swoją córkę?
Patrząc na zdjęcia pomieszczenia, w którym przetrzymywał ofiarę, jak je ulepszał – można dojść do wniosku, że ten człowiek był bardzo dobrze zorganizowany. Dlatego sprawa tak długo była okryta tajemnicą. Austriak, gdy podjął kazirodcze relacje z córką, był między 40. a 50. rokiem życia. To wiek istotny, jeśli chodzi o tzw. pedofilię sytuacyjną – bo kazirodztwo, z jakim mamy do czynienia, jest jednym z typów pedofilii. Trudnym i groźnym, ponieważ w tego typu sprawach dochodzi do narastania „brudnych” tajemnic. Ofiara jest ze sprawcą związana, mieszają się jej role – z jednej strony musi być córką, z drugiej – partnerką seksualną. To prowadzi do poważnych zaburzeń tożsamościowych. Ofiara więc rzadko podejmuje działania.
A czy tego typu przestępcy w jakiś szczególny sposób próbują zapanować nad ofiarą?
Sprawcy stosują wiele technik: zastraszanie, grożenie, przemoc fizyczną i psychiczną. To nasilone pranie mózgu. Sprawca narzuca ofierze sposób bycia. Dziewczyna z Austrii miała 11 lat, gdy ojciec zgwałcił ją po raz pierwszy. Potem, żeby przekonać otoczenie i samego siebie, że córka zaginęła, pokazywał się w programach telewizyjnych. Teraz ma ponad 70 lat, więc bardzo długo pracował nad tym, by ukryć niedozwolone praktyki.
Matka dziewczyny podobno nic nie wiedziała. Sąsiedzi też. Pana zdaniem to możliwe?