Gdybym wywodził się z dziennikarskiej szkoły „Gazety Wyborczej”, mógłbym zacząć ten tekst w typowym dla niej tonie kpiarsko-frywolnym: redaktor Marcin Wojciechowski powinien się przebadać u psychiatry, bo ma wyraźną obsesję na punkcie Ziemkiewicza i chyba tylko po to rzuca się każdego ranka na gazety, zwłaszcza na „Rzeczpospolitą”, by sprawdzić, o co się tu znowu można do Ziemkiewicza przyczepić… Ale na szczęście się nie wywodzę. Na dodatek kolejny atak redaktora Wojciechowskiego na mnie dotyczy sprawy ważnej, a przy tym ujawnia istotną intelektualną słabość jego środowiska. Odpowiem więc rzeczowo.
[srodtytul]Co zrobić z „Rzeczpospolitą” [/srodtytul]
Otóż Wojciechowski bije na alarm, że w „Rzeczpospolitej”, której mniejszościowym udziałowcem jest Skarb Państwa, „o czym doskonale wiedzą w Rosji”, nieodpowiedzialny autor (czyli właśnie ja) pozwolił sobie zamieścić felieton szydzący z neoimperialnej mentalności Rosjan. Felieton ten wywołał największą dotychczas falę antypolskich reakcji w rosyjskim Internecie (tu cytaty) i „prawdopodobnie na tym się nie skończy”.
Niestety, nie precyzuje Wojciechowski, jakich retorsji mamy się spodziewać. Kolejnych przypadków pobicia polskich dyplomatów w Moskwie? Embarga na import polskich ziemniaków wynikającego oczywiście wyłącznie ze wskazań fitosanitarnych? Podpalenia naszej ambasady? Oficjalnego ultimatum z żądaniem przywrócenia w Polsce cenzury pod grozą bombardowania?
W każdym razie niedwuznacznie sugeruje publicysta „Wyborczej”, że dla uniknięcia straszliwych komplikacji w stosunkach międzynarodowych rząd powinien coś – wiadomo co – z obecną redakcją „Rzeczpospolitej” zrobić. Nic nowego, „Gazeta Wyborcza” od zawsze ma ambicje redagować wszystkie inne media i nadzorować ich politykę personalną.