Kwestia wyrażenia zgody na instalację elementu amerykańskiej tarczy antyrakietowej jest bodaj najpoważniejszą decyzją, przed jaką stoi Polska. To sprawa zbyt poważna, by powierzać ją doradcom ministra obrony narodowej.
Na szali leży nasza dalsza współpraca z USA i innymi członkami NATO, nasza pozycja wobec Rosji, wreszcie skala pomocy wojskowej, jakiej możemy oczekiwać od Amerykanów. W artykule („Budzenie niechęci do Ameryki”, „Rz”, 28 .05.2008 ) starałem się wskazać zagrożenia wynikające ze zbyt roszczeniowego nastawienia Polski.
Liczyłem, że osoby, wskazane jako współodpowiedzialne za zły stan spraw w tej materii, wykażą, iż się mylę i niebezpieczeństwa nie ma. Miło mi w tym kontekście odnotować artykuł gen. Stanisława Kozieja deklarujący pełną zgodność z przedstawionymi przeze mnie ocenami i cieszy mnie, że różnimy się tylko w odcieniach.
Z przykrością natomiast muszę stwierdzić, że polemika autorstwa prof. Romana Kuźniara, doradcy ministra obrony narodowej („Kłamliwa mitologia antyrakietowa”, 4.06.2008), zatrwożyła mnie. Polemista sprowadza rzecz całą do kwestii mojego domniemanego filoamerykanizmu. Istotą sprawy nie są jednak prywatne sympatie komentatora, lecz zagrożenia, przed jakimi stoi państwo.
Osoby prywatnie i publicznie formułujące swoje zastrzeżenia wobec tez wygłaszanych przez prof. Kuźniara również nie czynią tego ze względu na jego antyamerykanizm. Czynią to, gdyż obawiają się, że koncepcje wyznawane przez tak wysokiego urzędnika państwowego mogą zagrozić bezpieczeństwu Polski.