[ul][li][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/10/23/tomasz-wroblewski-apetyt-obamy-na-panstwo/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/li][/ul]Barack Obama nie daje się łatwo zbić z tropu. Dlatego Joseph Wurzelbacher nie miał szans być tajną bronią Republikanów. A jednak zwykły hydraulik zmusił media i najtęższe głowy Ameryki do ponownej refleksji nad kampanią Demokratów. Zadał pytanie. Może i demagogiczne, jak twierdzi lewicowa prasa, ale w normalnej kampanii wyborczej mogące powalić najsilniejszego kandydata: – Pracuję 10 –12 godzin dziennie żeby zbudować własny biznes. Co z moim amerykańskim marzeniem? Dlaczego chcesz podnieść moje podatki?
Obama nie gubiąc dobrotliwego uśmiechu na twarzy, odpowiedział: – Chcę być pewien, że każdy, kto został z tyłu za tobą, też będzie miał szansę na sukces. Myślę, że jeżeli rozdzielimy równo nasze bogactwo, to będzie dobrze dla wszystkich.
Dobrze dla wszystkich, z wyjątkiem oczywiście tych, którzy jak Joe sami ciężko pracują na swoje małe fortuny. Dla wszystkich z wyjątkiem 80 proc. najbogatszych amerykańskich rodzin na etatach. Często na kilku jednocześnie. Z badań „US News and World Report” wynika, że na przeciętną zamożną amerykańską rodzinę przypada 2,7 etatu. Podczas gdy 46 proc. Amerykanów oficjalnie żyjących poniżej granicy nędzy ma własny dom i pracuje zaledwie 25 godzin w tygodniu.
Ameryka nigdy w historii nie mogła poszczycić się tak niskim współczynnikiem nędzy i nędza nigdy nie była tak zamożna jak dziś. Czy Obama faktycznie chce tylko wyrównywać szanse „tych, którzy zostali nieco z tyłu”, czy korzystając z paniki po krachu na giełdzie, myśli o przebudowie całego amerykańskiego systemu polityczno-społecznego? O wielkim lewicowym projekcie?
Do Waszyngtonu wraca lewica. Silna, naszprycowana ideowo jak nigdy od czasów Roosvelta i Wielkiego Kryzysu. Ostatni raz Ameryka przeżyła taki wstrząs wyborczy 28 lat temu. Potem, kiedy opadł kurz, okazało się, że nie była to tylko zmiana prezydenta, ale cała nowa epoka Ronalda Reagana. Konserwatywna rewolucja, która wyszła daleko poza granice Stanów Zjednoczonych. Swoją odnową moralną, wiarą w wolny rynek, bezkompromisowym podejściem do komunizmu i podejrzliwością do rządowych regulacji zaraziła pół świata. Dobiła Związek Radziecki, przeobraziła Chiny w globalny supermarket, a lewicy spod znaku Tonyego Blaire’a czy Billa Clintona, kazała szukać „trzeciej drogi” – z dala od tradycyjnego socjalizmu, nacjonalizacji i rządowego interwencjonizmu.