Zderzenie dwóch różnych dyplomacji

To był rok rywalizacji Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Prezydencka polityka wyraźnego akcentowania polskich interesów zderzała się z taktyką premiera, którą można streścić jako: „tisze jediesz, dalsze budiesz” - pisze Piotr Semka

Publikacja: 31.12.2008 02:47

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Rok 2008 w polityce zagranicznej zwycięska ekipa PO zaczęła od dwóch demonstracyjnych wizyt Donalda Tuska: w Berlinie i w Moskwie. W obu stolicach nowy premier dawał do zrozumienia, że winę za pogorszenie relacji z Niemcami i Rosją ponosi poprzedni premier Jarosław Kaczyński. Deklarował nowy początek i wyrażał nadzieję na trwałą poprawę stosunków.Czas pokazał, że przekonanie to było naiwne. Kryzys gruziński wykazał, że problemem są raczej neoimperialne ciągoty Kremla i nawet najszczersze uśmiechy nic nie znaczą, gdy Rosja ma ochotę pogrozić Polsce rakietami z kaliningradzkich baz.

[srodtytul]Zamiatanie sporów pod dywan[/srodtytul]

Wygładzenie relacji z Niemcami Donald Tusk uzyskał przez zamiecenie pod dywan wszystkich konfliktowych kwestii. Zapomniał o bałtyckiej rurze, zarzucił protesty przeciwko udziałowi Eriki Steinbach w Centrum przeciwko Wypędzeniom, nie informuje też o wynikach rozmów na temat budzącej wiele kontrowersji działalności Jugendamtów. Stałą Radę Forum Polsko-Niemieckiego wyczyszczono z osób „utrudniających dialog”, a kwestie zmian w traktacie polsko-niemieckim zdjęto z agendy rozmów. W zamian uzyskaliśmy wiele kurtuazyjnych wizyt Angeli Merkel i pewną życzliwość Niemiec dla rozmów o pakiecie klimatycznym.

Jeśli chodzi o relacje ze Stanami Zjednoczonymi, to rok 2008 upłynął pod znakiem stosunkowo bezbolesnego wycofania naszych wojsk z Iraku i negocjacji w sprawie umieszczenia w Polsce elementów tarczy antyrakietowej. Umowę w tej sprawie zawarliśmy pod koniec ery Busha i choć nie wiemy, czy nowa administracja zechce program kontynuować, to lepiej czekać z zawartą już umową niż bez niej. Obecność amerykańskich baz wzmocni naszą pozycję i szkoda, że ta prawda tak słabo przebija się do polityków PO, o SLD nie wspominając.

Dla odmiany plotki o propozycjach Waszyngtonu, aby Polska przyjęła część więźniów z likwidowanego obozu w Guantanamo, pokazują, że USA wciąż lubią traktować nasz kraj jako wygodne narzędzie.

2008 był rokiem rywalizacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Co rusz prezydencka polityka wyraźnego akcentowania polskich interesów zderzała się z taktyką premiera, którą można streścić jako: „tisze jediesz, dalsze budiesz”. Prezydent zbierał punkty, gdy skłonił pięciu liderów państw Europy Wschodniej do wspólnego wyjazdu do zagrożonej Gruzji. To także jego determinacja doprowadziła do zawarcia umowy o tarczy antyrakietowej. Lech Kaczyński robił wiele, by zapewnić Polsce bezpieczeństwo energetyczne i stworzyć blok państw zaniepokojonych polityką Rosji.

[srodtytul]W głównym unijnym nurcie[/srodtytul]

W obu tych kwestiach stanowisko rządu Donalda Tuska było niepokojąco chwiejne. Niekiedy nawet polska dyplomacja dawała się wplątywać w tak wątpliwe misje jak ugłaskiwanie prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki. Hasło roku sformułował Radosław Sikorski: „Trzymać się głównego nurtu polityki unijnej”.

W imię tego postulatu polska dyplomacja zaakceptowała odmrożenie unijnych relacji z Rosja mimo braku zmiany polityki Kremla wobec Gruzji. Reklamowany jako wizjonerskie osiągnięcie projekt Partnerstwa Wschodniego na razie nie rozwinął się na tyle, by można było orzec, czy jest to coś więcej niż kolejny mile brzmiący dokument unijny.

Kością niezgody była też kwestia podpisania traktatu lizbońskiego. I znów premier występował jako wzorowy unijny uczeń pouczający prezydenta, aby jak najszybciej odrobił zadanie domowe.

Ostrość sporu między premierem a prezydentem osłabia zdolność naszego kraju do prowadzenia wiarygodnej polityki, ale pamiętajmy – wynika z dwóch różnych wizji. Donald Tusk często zachowuje się tak, jakby uważał, że Polska jest zbyt słaba, by w zdecydowany sposób stawiać te kwestie, w których Paryż i Berlin mają inne zdanie.

Prezydent Lech Kaczyński sądzi zaś, że bez stawiania liderom Unii Europejskiej pewnych wyzwań Polska będzie traktowana jak państwo klienckie, z którym nie trzeba się liczyć.

Niepokojącym precedensem stały się publiczne reprymendy prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego pod adresem głowy naszego państwa, co przypomniało nietaktowne wypowiedzi prezydenta Jacques’a Chiraca o „traceniu okazji, by milczeć”. Czy podobny ton pojawi się w przyszłym roku?

Rok 2008 w polityce zagranicznej zwycięska ekipa PO zaczęła od dwóch demonstracyjnych wizyt Donalda Tuska: w Berlinie i w Moskwie. W obu stolicach nowy premier dawał do zrozumienia, że winę za pogorszenie relacji z Niemcami i Rosją ponosi poprzedni premier Jarosław Kaczyński. Deklarował nowy początek i wyrażał nadzieję na trwałą poprawę stosunków.Czas pokazał, że przekonanie to było naiwne. Kryzys gruziński wykazał, że problemem są raczej neoimperialne ciągoty Kremla i nawet najszczersze uśmiechy nic nie znaczą, gdy Rosja ma ochotę pogrozić Polsce rakietami z kaliningradzkich baz.

Pozostało 86% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml