To był rok bardzo kiepskiej polityki. A raczej jej braku. Dotyczy to przede wszystkim rządzących, ale w niewiele mniejszym stopniu opozycji. Mimo że Prawo i Sprawiedliwość utrzymało swoją – mimo wszystko – mocną pozycję w sondażach, był to kiepski rok dla tej partii. Sukces jest jeden – utrzymanie poparcia. Ale tak jak w przypadku PO – w dużej mierze jest on zasługą braku poważnej alternatywy.
[srodtytul]Język Jarosława[/srodtytul]
PiS nie przedstawiło niczego, co w jakikolwiek sposób ożywiłoby wizerunek ugrupowania. Konsekwentnie krytykuje we wszystkim rząd, niezależnie do tego, czy rząd robi coś dobrze czy źle. To nic nowego – wcześniej robiło tak SLD, potem Platforma. Ale ta marność polityki nazywana „wilczym prawem opozycji” jest kontynuowana.
Porażką PiS jest sytuacja w mediach publicznych, gdzie do dziś czkawką odbijają się pokrętne interesy z LPR i Samoobroną. Sukcesem – to, że w okolicach Radia Maryja nie wyrósł im poważny konkurent, a Marek Jurek dalej jest na marginesie. To daje niemal pewność, że choć PiS może być w przyszłości marginalizowane, to ma spory, twardy prawicowy elektorat.Wewnątrz partii nie dzieje się zbyt dobrze. Wielokrotnie zapowiadane otwarcie na inteligencję nie nastąpiło, a język Jarosława Kaczyńskiego powoduje, że – z bliżej nieznanych powodów – partia coraz skuteczniej buduje sobie negatywny elektorat w tych kręgach.
Prezes i jego doradcy co jakiś czas zapowiadają, że teraz pojawią się nowe osoby, że PiS pokaże inną twarz, ale głośno słychać ciągle ten sam twardy język Jarosława Kaczyńskiego. Prezes ma ciągle ten sam przekaz, jakby nie zauważył, że oczekiwania i marzenia wyborców mocno się zmieniły. Że kończy się rok 2008, a nie 2004. Że od PiS coraz bardziej odwracają się ludzie młodzi, że i tak słabiutkie zaplecze intelektualne nadal chudnie.