Ilekroć w ostatnich latach natrafiałem w polskiej prasie (niestety, również tej katolickiej) na jakąkolwiek wzmiankę o Bractwie Kapłańskim św. Piusa X (łac. Fraternitas Sacerdotalis Sancti Pii X, stąd skrót FSSPX) czy o arcybiskupie Marcelu Lefebvre, odnosiłem wrażenie, że czytam relacje bajarzy, którzy od podróżników i marynarzy słyszeli o dziwnym plemieniu.
Plemię to żyje gdzieś za siedmioma górami (we Francji), jego członkowie mają po dwie głowy i trzy ręce (odprawiają msze tyłem do wiernych i po łacinie) i podobno zjadają czteroletnie dziewczynki (sprzeciwiali się Janowi Pawłowi II). Tak więc, żeby zejść z poziomu podań i bajek na poziom faktów, warto na początek przypomnieć podstawowe informacje.
[srodtytul]Uczestnik soboru[/srodtytul]
W roku 1960 papież Jan XXIII powołuje arcybiskupa Marcela Lefebvre’a, byłego arcybiskupa Dakaru, do Centralnej Komisji Przygotowawczej przed mającym rozpocząć się w 1962 r. Soborem Watykańskim II. Abp Lefebvre bierze udział w przygotowaniu projektów dokumentów, którymi ma zająć się sobór. Chce, by sobór stał się Trydentem XX w., potępił błędy zagrażające współczesnemu człowiekowi (zwłaszcza zależy mu na uroczystym potępieniu komunizmu), jasno wyłożył naukę Kościoła katolickiego, wzmocnił dyscyplinę w szeregach duchowieństwa.
Szybko okazuje się jednak, że te zamierzenia nie zostaną spełnione. Najbardziej wpływową częścią uczestników soboru staje się grupa biskupów, którą historyk ks. Ralph Wiltgen (SDV) nazwie grupą reńską. Biskupi ci nie chcą wojny ze światem, ale raczej dostosowania do niego. Kościół ma dokonać „aggiornamento”, czyli „udzisiejszenia”. Według nich jest to jedyna droga, żeby nie utracić wiernych: Kościół ma współczesnemu człowiekowi raczej towarzyszyć, niż go prowadzić.