Zaklinanie węża walutowego

Czy Donald Tusk jest pewien, że w ciągu najbliższych lat, czyli wówczas, gdy złoty miałby się znajdować w wężu walutowym, potrafi prowadzić Polskę słowacką, a nie łotewską drogą?

Aktualizacja: 12.03.2009 08:20 Publikacja: 12.03.2009 00:49

Zaklinanie węża walutowego

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/03/12/zaklinanie-weza-walutowego/" "target=_blank]blog.rp.pl/gabryel[/link][/b]

Polska ze swymi gwałtownie rosnącymi ostatnio ambicjami szybkiego zastąpienia złotego euro znajduje się teraz gdzieś między Słowacją a Łotwą. Między Słowacją używającą od niedawna wspólnej waluty a zagrożoną bankructwem Łotwą, która stara się o jej przyjęcie od dawna i od ponad trzech lat tkwi w korytarzu walutowym ERM2.

Oczywiście Polska powinna przyjąć euro, a wcześniej – zgodnie z wymogami – wprowadzić złotego do korytarza walutowego ERM2. Jednak twierdzenie, że euro rozwiąże problemy polskiej gospodarki – a takie wrażenie można odnieść, przysłuchując się głosom niektórych publicystów – jest nieporozumieniem.

Bo czy rozwiązało problemy któregokolwiek z państw? Na przykład ogromnie zadłużonych i wciąż na potęgę zadłużających się Włoch. Nie wspominając o pogrążonych w głębokiej recesji Irlandii i Grecji. Ale także znacznie sprawniej rządzonych, a więc i lepiej sobie radzących Niemiec i Francji.

Owszem, wspólna waluta dobrze służy gospodarkom tych krajów, których władze żelazną ręką dzierżą finanse publiczne i potrafią utrzymać niską inflację; stymuluje rozwój handlu oraz integrację rynków finansowych. Ale przecież nawet tych państw nie była i nie jest w stanie ochronić przed recesją.

[srodtytul]W pułapce fetyszu[/srodtytul]

Fetysz euro spowodował pojawienie się w polskiej debacie publicznej kolejnego fetyszu –

ERM2, węża walutowego, w którym waluty narodowe przed zastąpieniem ich euro muszą przebywać przez co najmniej dwa lata, utrzymując się w przedziale ustalonych wahań kursowych, w dopuszczalnym zakresie od minus 15 proc. do plus 15 proc. wokół kursu środkowego.

Szybkie wprowadzenie teraz złotego do takiego korytarza miałoby – niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wnosząc z tonacji niektórych wypowiedzi – odganiać wszelkie złe duchy kryzysu. Miałoby właściwie automatycznie przywrócić nadszarpnięte zaufanie do naszego pieniądza i na powrót sprowadzić do Polski pieniądze inwestorów.

Wężowi fetyszyści bardzo chętnie przywołują w tym przypadku przykład Słowacji, która wprowadziła swą koronę do korytarza walutowego ERM2 w listopadzie 2005 r., by nieco ponad trzy lata później, 1 stycznia 2009 r., całą operację zakończyć sukcesem, czyli wejściem do strefy euro. Rzadko jednak dodają, że w tym samym mechanizmie kursowym ERM2 od czerwca 2004 r. przebywają estońska korona i litewski lit, a od maja 2005 r. – łotewski łat. Przy czym Estonia i Litwa poddały swe waluty ostrzejszemu od wymaganego przez system ERM2 reżimowi tzw. zarządu walutą, czyli ustaliły sztywne kursy korony i lita do euro bez możliwości wahań.

Mimo upływu owych kilku lat zarówno Litwa, jak też Estonia i Łotwa, mają nadal przed sobą – w drodze do eurolandu – znacznie więcej do zrobienia niż za sobą, tkwiąc teraz w samym środku kryzysu, przed którym pobyt ich walut w ERM2 ich gospodarek nie ochronił.

[srodtytul]Wąż dusiciel?[/srodtytul]

A jest to kryzys znacznie potężniejszy od tego, który targa Polską. Najbardziej z państw nadbałtyckich dotknięta przez załamanie gospodarcze Łotwa znajduje się po prostu na krawędzi upadłości. Choć Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyznał jej już gwarancję pomocy w wysokości 7,5 mld euro, to i tak przewiduje się spadek łotewskiego PKB w tym roku o od 7 do 12,5 proc. I niemal wszystkie prognozy, jeśli są weryfikowane, to przeważnie w dół.

Niewiele lepiej dzieje się w Estonii, gdzie PKB zmniejszył się w 2008 r. co prawda „tylko” o

3,6 proc., ale już prognozy na rok bieżący są znacznie bardziej pesymistyczne; przewidują spadek PKB od 4,7 do 10,4 proc. Natomiast gospodarka Litwy skurczy się w tym roku „zaledwie” o 4 – 5 proc. W ślad za katastrofalnymi danymi pojawiają się coraz bardziej miażdżące oceny wiarygodności kredytowej państw bałtyckich sporządzane przez agencje ratingowe. Standard & Poor’s obniżył na przykład notę dla Łotwy do BB+/B, co oznacza w zasadzie „śmieciowy” poziom.

Dzieje się tak między innymi z tego powodu, że zachłyśnięte błyskawicznym tempem wzrostu gospodarczego władze państw nadbałtyckich zmarnowały ostatnie kilka lat i nie przeprowadziły niezbędnych reform. Co przy okazji sprawiło, że nie udało się im – w odróżnieniu od Słowacji – w porę zastąpić walut narodowych wspólnym pieniądzem.

Wniosek Litwy o wpuszczenie do eurolandu został w 2007 r. odrzucony z powodu wyższego od wymaganego poziomu inflacji. Z kolei Łotwa i Estonia nawet się do spełnienia kompletu kryteriów z Maastricht nie zbliżyły. Choć przecież bank centralny w Rydze zużył w minionym roku na utrzymywanie łotewskiego łata w dozwolonym paśmie wahań mechanizmu ERM2 jedną czwartą narodowych rezerw walutowych.

[wyimek]Litwa, Łotwa i Estonia będące od kilku lat w ERM2 tkwią teraz w samym środku kryzysu, przed którym europejski mechanizm kursowy ich nie ochronił[/wyimek]

Czyż w tej sytuacji, przy nieuporządkowanych finansach publicznych, wielkim zadłużeniu, wysokim deficycie budżetowym i wysokiej inflacji, wąż walutowy ERM2, w którym znajdują się litewski lit, łotewski łat i estońska korona nie okazał się – w pewnej mierze – dla ich gospodarek wężem dusicielem?

[srodtytul]Słowacki wzorzec[/srodtytul]

Czego więc w drodze do eurolandu nie zrobiły państwa nadbałtyckie, ale zrobiła Słowacja? Lista jest bardzo długa.

Po pierwsze, przez wiele lat Słowacja konsekwentnie przeprowadzała reformy uzdrawiające system finansowy, co umożliwiło jej spełnienie niezbędnych do przystąpienia do strefy euro kryteriów z Maastricht. Uproszczono system podatkowy, wprowadzając podatek liniowy PIT na poziomie 19 proc. oraz równe mu CIT i VAT. Zreformowano system opieki społecznej, utrudniając oszustom pobieranie zasiłków i zmuszając bezrobotnych do szukania pracy. Konsekwentnie prywatyzowano też państwowe molochy, sprzedając na przykład firmy energetyczne. Itp., itd.

To wszystko sprawiało, że Słowacja z każdym rokiem stawała się coraz atrakcyjniejszym miejscem do inwestowania. I z każdym rokiem coraz bardziej zbliżała się do eurolandu, choć przecież jej korona musiała przebywać w wężu walutowym nie standardowe dwa, ale ponad trzy lata.

Po drugie, centro-prawicowy rząd Mikulasza Dzurindy, bo to on był głównym architektem tej polityki, przez kilka lat z uporem realizował program zastąpienia korony unijną walutą. Strategia wejścia do strefy euro została przedstawiona przez Słowaków już w 2003 r., ponad pół roku przed przystąpieniem do Unii Europejskiej. A potem metodycznie, krok po kroku, ją realizowano – z niewielkimi zawirowaniami po powstaniu w 2006 r. lewicowego rządu Roberta Fico. Na przykład już w 2005 r. rozstrzygnięto konkurs na wizerunek narodowego rewersu monet.

Przy tym Słowacy nie musieli zmieniać konstytucji, a większość reform przeprowadzali w czasach gospodarczej koniunktury, gdy niemal wszystkie czynniki zewnętrzne im sprzyjały.

[srodtytul]Zdrowe euro[/srodtytul]

Zastanawiam się, gdzie bylibyśmy teraz my, Polacy, gdyby rządzący Polską politycy wprowadzili naszą walutę do węża walutowego ERM2 mniej więcej wtedy, gdy uczyniły to Litwa, Łotwa, Estonia i Słowacja, czyli w roku 2004 lub 2005? Czy podobnie jak Słowacy używalibyśmy już euro, nie przejmując się co prawda wysokością rat od denominowanych w euro kredytów hipotecznych i niesymetrycznymi opcjami walutowymi, ale za to – również tak jak Słowacy – martwiąc się o spadającą konkurencyjność naszej gospodarki? Czy też raczej – wespół z narodami bałtyckimi – tkwilibyśmy wciąż w poczekalni do eurolandu, być może obserwując, jak wąż walutowy smakuje nasze rezerwy walutowe albo zaciska się nam wokół szyi?

Na roztrząsanie tej kwestii zapewne szkoda tracić czas. Z pewnością nie powinniśmy jednak rezygnować z próby znalezienia odpowiedzi na pytanie o to, jak szybko warto przystąpić do strefy euro, a w związku z tym i na kolejne: jak szybko powinniśmy wprowadzić złotego do korytarza walutowego ERM2.

Ażeby znaleźć odpowiedzi na te pytania, w gruncie rzeczy trzeba poznać odpowiedź na inne: czy Donald Tusk jest pewien (albo choćby prawie pewien), że w ciągu najbliższych dwóch– trzech lat, czyli wówczas, gdy złoty miałby się znajdować w wężu walutowym, potrafi prowadzić Polskę słowacką, a nie łotewską drogą.

Inaczej mówiąc: czy szef polskiego rządu potrafi zagwarantować utrzymywanie przez nasz kraj w odpowiednim czasie w ryzach deficytu finansów publicznych (poniżej 3 proc. PKB), długu publicznego (poniżej 60 proc. PKB), inflacji (poniżej 1,5 punktu procentowego powyżej stopy inflacji trzech państw UE, które w poprzednim roku miały najniższą inflację), stóp procentowych (długoterminowa stopa procentowa nie powinna przekraczać więcej niż o 2 punkty procentowe stopy w trzech państwach, które w poprzednim roku miały najniższe stopy) oraz zapewnić stabilność kursu złotego (plus/minus 15 proc.) w ramach węża walutowego ERM2.

Czyli sprawić, że Polska będzie w porę spełniała kryteria z Maastricht konieczne do przyjęcia do eurolandu. I jeszcze doprowadzić w tym samym czasie do niezbędnej w naszym przypadku zmiany konstytucji, nie mając na to – przynajmniej na razie – koniecznej zgody prezydenta Lecha Kaczyńskiego. A wszystko to podczas jednego z najgłębszych kryzysów, jaki kiedykolwiek dotknął nasz kraj, przy ponaddwukrotnie wyższym poziomie wskaźnika zmienności euro/złoty niż jeszcze we wrześniu 2008 r., gdy szef rządu ogłaszał swój polityczny plan dojścia do strefy euro.

W każdym razie – według Christopha Rosenberga, dyrektora przedstawicielstwa Międzynarodowego Funduszu Walutowego na Europę Środkową i Wschodnią – „główna lekcja dla Polski wynikająca z doświadczeń Słowacji to świadomość, iż przygotowanie do przyjęcia euro wymaga podwojenia wysiłków reformatorskich. Jest to tym bardziej istotne, że zewnętrzne warunki są dziś o wiele trudniejsze dla Polski, niż były dla Słowacji w okresie 2005 – 2008”. Tym bardziej że wcale się nie zanosi na rozluźnienie kryteriów, w oparciu o które kolejne państwa będą przyjmowane do strefy euro – co, nawiasem mówiąc, dla przyszłości unijnej waluty wydaje się jak najbardziej korzystne, a na jej sukcesie powinno nam szczególnie zależeć.

[srodtytul]Szybciej czy lepiej?[/srodtytul]

Innymi słowy, zanim premier Donald Tusk zdecyduje się wciągnąć nas razem z polskim złotym do węża walutowego, powinien udzielić jasnej odpowiedzi na pytanie, czy potrafi się odnaleźć w roli zaklinacza tego węża walutowego. Bo jeśli nie ma takiej pewności, to może lepiej – zważywszy obecne, ekstremalne okoliczności gospodarcze – jak najszybciej przeprowadzić wszystkie reformy niezbędne do uzdrowienia polskich finansów publicznych, co się nam opłaci w każdych okolicznościach, a więc będzie też jak znalazł podczas wchodzenia najpierw do korytarza kursowego ERM2, a potem do strefy euro, ale z samym wejściem jednak poczekać.

Może bowiem – w przypadku eksperymentu przeprowadzanego na tak dużym organizmie i na tak dużą skalę – lepiej lepiej niż szybciej?

[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/03/12/zaklinanie-weza-walutowego/" "target=_blank]blog.rp.pl/gabryel[/link][/b]

Polska ze swymi gwałtownie rosnącymi ostatnio ambicjami szybkiego zastąpienia złotego euro znajduje się teraz gdzieś między Słowacją a Łotwą. Między Słowacją używającą od niedawna wspólnej waluty a zagrożoną bankructwem Łotwą, która stara się o jej przyjęcie od dawna i od ponad trzech lat tkwi w korytarzu walutowym ERM2.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę