[b][link=http://blog.rp.pl/semka/2009/05/11/beck-jak-hitler/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Mój kolega po piórze Rafał Ziemkiewicz donośnym głosem wezwał: [link=http://www.rp.pl/artykul/2,302862_Ziemkiewicz__Nad_trumna_Becka_ciszej__prosze__.html" "target=_blank]„Nad trumną Becka ciszej proszę”[/link]. Listę pretensji do przedwojennego ministra spraw zagranicznych ma długą i fakt, że ocenia nieszczęsnego szefa dyplomacji po 70 latach, bardzo ułatwia mu zadanie. Józef Beck został nie tylko skrytykowany za to, że „nadskakiwał Hitlerowi”, a potem przyjął nic niewarte gwarancje brytyjskie, ale dodatkowo za to, że nie przewidział, iż Francuzi nie wychylą się zza umocnień linii Maginota.
Tak naprawdę najmocniejszy zarzut pojawia się w końcu tekstu – to porównanie polskiego szefa dyplomacji z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym i prezydentem Ignacym Mościckim do oszalałego Hitlera, który w 1945 roku wysyłał swoich rodaków na samozniszczenie w imię wielkości III Rzeszy. Ów ostry język nie usprawiedliwia chyba jednak zbyt łatwego porównywania człowieka, który znalazł się w historycznym imadle 1939 roku, do kogoś, kto z premedytacją ten świat podpalił i z premedytacją wydał swoich rodaków - Niemców - na historyczną zagładę.
Czytając tekst Rafała, rozumiem, że zarzut dotyczy tego, iż Polska nie była gotowa w 1939 roku do walki z Niemcami, a więc rzucenie jej w wir wojny było nieodpowiedzialnością. Tu jednak Ziemkiewicz taktownie się zatrzymuje, nie tłumaczy do końca, co radziłby Beckowi zrobić 60 lat temu.
Jak podejrzewam, tym niedopowiedzianym sposobem na uratowanie wówczas Polski od zagłady było oddanie Gdańska i jakaś forma wejścia z Hitlerem w porozumienie przeciwko Związkowi Radzieckiemu. To droga, jaką przyjęły takie kraje jak Węgry, Rumunia, Chorwacja, Słowacja czy w znacznie bardziej upokarzającej formie kolaboracyjna elita czeska, która zgodziła się administrować protektoratem Czech i Moraw.