Nie jestem pewien, czy to ja powinienem być autorem tego artykułu. Przed 1990 r. byłem członkiem Stronnictwa Demokratycznego i, jak sądzę, odgrywałem w nim pewną rolę. Mam więc do tej partii stosunek osobisty. Mogę być zatem podejrzewany o brak krytycyzmu czy nawet obiektywizmu.
Lecz patrząc dziś na podjęte przez Pawła Piskorskiego, nowego przewodniczącego SD, próby wyciągnięcia Stronnictwa z politycznego niebytu i nadania mu nowej dynamiki, nie mogę nie postawić sobie pytania, czy mają one szanse powodzenia, czy też skończą się porażką, tak jak wiele innych działań, które przedsiębrano celem powołania do życia całkiem nowych lub odrodzenia starych (np. PPS, Stronnictwa Pracy, Chrześcijańskiej Demokracji) organizacji partyjnych.
[srodtytul]Wraz z „Solidarnością”[/srodtytul]
Cokolwiek powiedzieć o jego przeszłości, zwłaszcza w czasach PRL, Stronnictwo Demokratyczne ma pecha. Wraz z „Solidarnością” oraz ZSL brało udział w swoistym przewrocie politycznym, który doprowadził, po wyborach z czerwca 1989 r., do powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego. Taki bieg wydarzeń był jeszcze trudno wyobrażalny bezpośrednio po Okrągłym Stole i po wyłonieniu Sejmu PRL X kadencji.
Udział SD w krótkotrwałym, ale niesłychanie ważnym dla dalszych dziejów naszego kraju gabinecie opartym na nowej koalicji parlamentarnej był w istocie ostatnim aktem jego istnienia na naszej scenie politycznej. W wyborach do Sejmu RP