Grupa pań ogłosiła w prasie (m.in. w "Rz", 10 lipca 2009 roku) list, w którym protestują przeciwko postulatowi uczestniczek niedawnego Kongresu Kobiet Polskich wprowadzenia tzw. parytetu płci w rozmaitych gremiach i organach publicznych. Jednocześnie dowiadujemy się ("Gazeta Wyborcza" z 10 lipca 2009 r.), że aż 70 procent kobiet i 52 procent mężczyzn jest za jego ustanowieniem.
Można więc powiedzieć, że autorki listu nie tylko podają w wątpliwość propozycje kongresu, ale też znajdują się w opozycji wobec dominującego stanowiska opinii publicznej. Nic w tym złego. Nie raz się okazywało, że pogląd mniejszości był trafny, a pogląd większości chybiony.
Mimo to protest autorek listu nieco dziwi. Daje on co prawda wyraz przekonaniu, że kobiety same potrafią wywalczyć zgodne z ich zdolnościami miejsce w życiu publicznym i nie potrzebują wsparcia ze strony sztucznych podpórek prawnych (co trzeba przyjąć z uznaniem i szacunkiem). Z drugiej strony oznacza on zgodę na to, że uzyskanie takiego miejsca odłożone zostanie na lata, aż do chwili istotnej zmiany obyczajów, które obecnie udziałowi kobiet w sprawach publicznych nie sprzyjają.
Autorki listu same to podkreślają, pisząc, że istnieje kontrast między zagwarantowanymi przez Konstytucję RP (art. 33) równymi prawami kobiet i mężczyzn we wszystkich dziedzinach życia, w tym politycznego, a ich realizacją w polskiej rzeczywistości. Wprowadzenie parytetu płci można uznać za urzeczywistnienie i konkretyzację tego przepisu konstytucyjnego, tak jak dzieje się to z innymi uregulowaniami konstytucyjnymi rozwijanymi przy pomocą postanowień ustawowych (np. z art. 35 ust. 2 zapewniającym prawa mniejszościom narodowym).
Obecną opozycję wobec parytetów zapewniających kobietom dostęp do niektórych instytucji publicznych można porównać do oporu tych środowisk z końca XIX i początku XX wieku, które powołując się na rozmaite argumenty (np. uczciwa kobieta – żoną, matką, kapłanką domowego ogniska, a jej naturalnym przeznaczeniem jest kuchnia, kościół i dzieci), przeciwstawiały się przyznaniu osobom płci żeńskiej powszechnych praw wyborczych, otwarciu dla nich drogi do średniego, a później wyższego wykształcenia, do zajmowania stanowisk w aparacie władzy innych niż podrzędne i pomocnicze czy w ogóle podejmowania pracy zarobkowej.