Marczuk: Nie powtórzy się historia z OFE

Prywatny, dobrowolny, tani, opłacalny. Te przymiotniki najlepiej opisują pracownicze plany kapitałowe czekające na ok. 12 mln Polaków.

Aktualizacja: 16.01.2019 21:00 Publikacja: 16.01.2019 18:31

Bartosz Marczuk wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju

Bartosz Marczuk wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju

Foto: Fotorzepa

Ustawa o pracowniczych planach kapitałowych (PPK) od nowego roku stała się obowiązującym prawem. Teraz pora na jej wdrażanie. Już 1 lipca do PPK rozpoczną przystępować największe firmy, zatrudniające 250 i więcej osób. Pierwsze pieniądze na konta uczestników PPK popłyną po podpisaniu przez pracodawców odpowiednich umów z instytucjami finansowymi. Trzeba mieć nadzieję, że w PPK będzie uczestniczyć duża część pracujących. Do przystąpienia do PPK jest uprawnionych ok. 12 mln Polaków.

Z drugiej strony bardzo mocno rezonują ich obawy dotyczące zbiorowego oszczędzania na starość. Nasze doświadczenia z OFE, zwłaszcza ich częściowa nacjonalizacja dokonana przez poprzedni rząd i wysokie opłaty, jakie pobierali zarządzający funduszami bez względu na osiągane wyniki inwestycyjne, budzą falę nieufności. „I tak przyjdą politycy i zabiorą te pieniądze" – czytamy w komentarzach pod artykułami dotyczącymi PPK. „Drugi raz się nie nabiorę" – brzmi inny, często powtarzający się wpis. „Zarobią tylko banksterzy" – oto kolejna próbka emocji.

Nieufność budzi też sam fakt lokowania tych pieniędzy. „Wpłacą wszystko na giełdę i pieniądze przepadną" – kolejny przykład częstych komentarzy. Znakiem zapytania jest także sama opłacalność przystąpienia do PPK. „Teraz dostanę niższą pensję, a w przyszłości nic z tego nie będę miał".

Warto zmierzyć się z tymi lękami. Należy traktować je poważnie – stawką jest przecież to, ile osób będzie dodatkowo oszczędzało na stare lata, ale też podchodzić do nich z pokorą i szacunkiem.

PPK są dobrowolne i odwracalne

W odpowiedzi na te obawy zajmijmy się opisem PPK przez cztery kluczowe dla tego projektu przymiotniki. Na początek „prywatny". Jednym z głównych zarzutów w stosunku do PPK – to właśnie efekt naszych doświadczeń z OFE – jest to, że wcześniej czy później rząd te pieniądze znacjonalizuje. Tyle tylko, że bardzo trudno to sobie wyobrazić. Po pierwsze, pieniądze, które będą trafiać na nasze konta PPK nie są częścią składki emerytalnej. Tak było i jest w przypadku OFE. Ustawodawca nałożył na nas obowiązek wpłacania ponad 19 proc. naszej pensji jako składkę emerytalną i w pewnym momencie doszedł do wniosku, że 12 proc. zostanie w ZUS, a ponad 7 trafi do OFE. Ale to wciąż była składka. Nota bene sądy miały wątpliwość, czy składka do OFE ma charakter prywatny, czy publiczny, dochodząc wreszcie do wniosku, że ten drugi.

W przypadku PPK sytuacja jest diametralnie różna. Dalej płacimy 19 proc. pensji jako składkę emerytalną, a pieniądze do PPK będą pochodzić z naszej pensji netto. Z zarobionych przez nas pieniędzy. Nie ze składki. Taka konstrukcja finansowania wpłat do PPK – z prywatnych pieniędzy na prywatne konto (podobnie będzie z częścią składki opłacanej dodatkowo przez firmę) – powoduje, że ich nacjonalizacja równałaby się nacjonalizacji naszych lokat w banku czy nieruchomości. Można to sobie teoretycznie wyobrazić, ale czy jest to realne?

Drugim mechanizmem gwarantującym prywatny charakter środków PPK jest możliwość ich wypłaty w każdej chwili oraz dowolność dysponowania tymi pieniędzmi na starość. Tego nie mieliśmy w przypadku OFE – do ukończenia wieku emerytalnego środki w funduszach były poza nasza dyspozycją, po jego ukończeniu właściwie też, gdyż nie mogliśmy ich przeznaczyć na nic innego jak dożywotnie świadczenie emerytalne. W PPK możemy w każdym momencie wypłacić pieniądze przed ukończeniem 60 lat, a po tym czasie właściwie dowolnie je zagospodarować. Choć najbardziej opłacalne jest oszczędzanie do 60. roku życia i wypłata w ciągu co najmniej 10 lat. Jeśli zatem politykom przyszłoby na myśl, by w jakiś sposób zawłaszczyć pieniądze z PPK, możemy praktycznie zagłosować nogami. A właściwie rękami – dokonując szybkiego wycofania zgromadzonych tam środków. W przypadku OFE mogliśmy się tylko biernie przyglądać, jaka będzie decyzja władz. W przypadku PPK – możemy działać.

Po trzecie, w ustawie zostało wyraźnie wskazane, że pieniądze PPK są prywatną własnością. W art. 3 ustawy o PPK znajdujemy ust. 2. który mówi, że „środki gromadzone w PPK stanowią prywatną własność uczestnika PPK (...)".

Wolność przystąpienia, niewysokie koszty

Oszczędzanie w ZUS czy OFE jest przymusem ubezpieczeniowym. Każdy, kto pracuje, podlega obowiązkowi ubezpieczeń. Inaczej rzecz ma się z PPK. Jako pracownicy firmy będziemy co prawda domyślnie zapisywani do systemu, ale nie jest to żadna forma przymusu. W każdej chwili możemy z PPK się wypisać, co więcej, o czym mowa jest wyżej – także wypłacić pieniądze. Dobrowolność jest zatem immanentną cechą tego systemu i jest także swoistą formułą zabezpieczenia uczestników przed zakusami polityków do przejęcia ich pieniędzy.

Ta dobrowolność służy także innemu celowi – konkurencji o uczestników PPK, staraniem się o wynik oraz niezawyżaniem kosztów ich prowadzenia przez instytucje zarządzające naszymi pieniędzmi. W systemie powszechnym – a takim jest OFE – życie tych instytucji było o wiele łatwiejsze. Ustawodawca zobowiązał pracujących do zapisania się do funduszu – nie musiały one zatem zabiegać o klientów. Sejm nie pokusił się także na początku wdrożenia reformy o limitowanie opłat, jakie zarządzający pobierali od uczestników. Doprowadziło to do sytuacji, w której instytucje zarządzające pobierały średnio ok. 4 proc. zarządzanych przez siebie aktywów jako wynagrodzenie, bez względu na to, ile zarabiały dla swoich klientów.

W PPK ten mechanizm jest całkiem inny. Po pierwsze, działa dobrowolność. Czyli – nie podoba mi się, to mogę się wypisać. Po drugie, opłaty są ściśle limitowane i niewysokie. Wyniosą do 0,5 proc. zarządzanych aktywów rocznie, plus 0,1 proc. za dobre wyniki inwestycyjne. Łącznie zatem nie mogą przekroczyć 0,6 proc. rocznie, tj. siedem razy mniej niż w przypadku OFE.

To będzie interes życia

Najważniejszy argument, by do PPK się zapisać, dotyczy indywidualnej korzyści. Nie boję się używać określenia, że z perspektywy pracownika oszczędzania w PPK będzie „interesem życia".

Spójrzmy na przykład. Pracownik zarabia 4 tys. zł miesięcznie brutto. Jego wpłata podstawowa wyniesie 2 proc. od tej kwoty. Wpłaci zatem na swoje konto PPK 80 zł na miesiąc. A w tym samym momencie otrzyma jako wpłatę równowartość 1,5 proc. pensji od swojej firmy, dla której będzie to obowiązek. Zatem dodatkowo otrzyma 60 zł. Do tego 20 zł miesięcznie (240 zł rocznie) dopłaci mu państwo. Rezygnując więc na bieżąco z 80 zł swojej pensji, taka osoba na koniec miesiąca będzie miała na swoim koncie w PPK 160 zł. Dwa razy więcej. Jeszcze więcej zyska osoba zarabiająca mniej. Jeśli otrzymuje 3 tys. zł na miesiąc i sama wyłoży 60 zł (2 proc.), to zyska od firmy i państwa 65 zł (1,5 proc. pensji i 20 zł na miesiąc). Czyli więcej niż sama odkłada.

Pieniądze uczestnika PPK nie będą inwestowane, tak jak w przypadku OFE, w te same instrumenty finansowe bez względu na jego wiek. Im uczestnik PPK będzie starszy, tym więcej jego kapitału będzie lądowało w bezpiecznych instrumentach, takich jak obligacje. Co więcej, jeśli ktoś ma awersję do ryzyka, od samego początku oszczędzania może – tak mówi art. 45 ustawy – oszczędzać w bezpieczny sposób. Zatem sam uczestnik może zdecydować, gdzie chce, by lokowano jego pieniądze.

Kotwice wolności vs. demony przeszłości

Ustawa o PPK jest napisana w taki sposób, by szanować wolność wyboru uczestników, chronić ich prawa i dawać poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście zasadne są obawy Polaków dotyczące własności gromadzonych pieniędzy, polityki inwestycyjnej zarządzających czy kosztów, jakie będą ponosić. Trzeba ich cierpliwe słuchać i wyjaśniać te kwestie.

Wydaje się, że najlepszą strategią z punktu widzenia indywidualnego pracownika jest zapisanie się do PPK i obserwowanie tego, co dzieje się wokół tego projektu. Przepisy dają tak dużo praw i wolności, że w razie zagrożenia zawsze można się rozmyślić. Szkoda jednak będzie nie zapisać się do programu i stracić prawo do dopłat, kierując się wyłącznie lękami i demonami z przeszłości.

Autor jest wiceprezesem Polskiego Funduszu Rozwoju, odpowiedzialnym za wdrożenie PPK, w latach 2015–2018 podsekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Dawniej był dziennikarzem związanym m.in. z „Rzeczpospolitą"

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?