Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama po gruntownej analizie zadecydował, że w celu przełamania impasu w Afganistanie niezbędne jest wysłanie do tego kraju 30 tysięcy dodatkowych żołnierzy. Pomimo wiążących się z tym kosztów powiedział jasno, że jest to wojna z konieczności, ponieważ górzyste rejony przy granicy afgańsko-pakistańskiej to „epicentrum gwałtownego ekstremizmu praktykowanego przez al Kaidę”.
[srodtytul]Większe siły, większe szanse[/srodtytul]
Nikt – a już na pewno nie prezydent Obama – nie zaprzeczy, że wyzwania stojące przed nami w Afganistanie są ogromne. Kraj ten został pogrążony w nędzy wskutek konfliktu wstrząsającego nim od dziesiątków lat. Ponadto talibowie stosują metodę wojny asymetrycznej – prowizoryczne ładunki wybuchowe i przydrożne bomby zbierają liczne żniwo wśród niewinnych obywateli Afganistanu, ale także zaangażowanych tam oddziałów międzynarodowych.
A jednak dzięki siłom, które zostaną wysłane do tego kraju w 2010 roku, zaistnieje szansa na skręcenie karku rebeliantom. Dodatkowe oddziały amerykańskie zaczną tam przybywać z początkiem przyszłego roku. Brytyjskie zobowiązanie to 1500 dodatkowych żołnierzy w okresie zaledwie ponad jednego roku. Mamy nadzieję, że stanie się to zachętą dla innych.
Nie można zapominać o istnieniu liczącej obecnie 94 tys. żołnierzy Afgańskiej Armii Narodowej, przy czym do końca przyszłego roku liczba ta ma wzrosnąć do 134 tys.