Flis: Wszystkie partie są mocno podzielone

Większość Polaków nie ocenia przeciwników politycznych jak pełnowartościowych ludzi. To dość przerażające. Ale ważniejsze, że łącznie aż 44 proc. potrafi zrozumieć inny punkt widzenia – pisze socjolog polityki z UJ.

Aktualizacja: 31.01.2019 17:14 Publikacja: 30.01.2019 18:20

Flis: Wszystkie partie są mocno podzielone

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

"My jesteśmy lepsi od was, ponieważ inaczej niż wy, nie uważamy innych za gorszych" – ta maksyma mogłaby łączyć obydwie strony sporu politycznego, który dzieli Polskę. Bardzo istotne jego przejawy pokazuje raport opublikowany przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW, przygotowany przez Paulinę Górską. Odbił się on szerokim echem w mediach po obu stronach, a sposób reakcji na jego treść wiele nam o samym podziale mówi. Ale jeszcze ciekawsze jest to, co znajduje się w raporcie, jeśli spojrzeć na niego głębiej, a co umknęło w pierwszym odbiorze.

Warto zacząć od wspomnianych medialnych reakcji. Teza raportu o tym, że zwolennicy opozycji średnio darzą większą niechęcią zwolenników obozu rządzącego niż odwrotnie, spotkała się z innym oddźwiękiem po każdej ze stron. Raport wywołał pewien szok w mediach i środowiskach wrogich obozowi rządzącemu. Wśród interpretacji nie brakowało prób jakiegoś usprawiedliwienia, bardziej niż zrozumienia źródeł tego zjawiska. Jednak najbardziej charakterystyczna była ogólna atmosfera tych dociekań, którą można sprowadzić do pytania: jak to jest, że my, którzy jesteśmy w sposób oczywisty lepsi od nich, możemy ich nienawidzić bardziej niż oni nas? W zasadzie sama ta reakcja potwierdza zjawisko opisane już w paru badaniach przeprowadzanych w USA. Osoby o postępowych poglądach mają większy problem z opisaniem osób o poglądach konserwatywnych w akceptowalny sposób niż w drugą stronę.

Oczywiście dla drugiej strony konfliktu tezy raportu są źródłem satysfakcji. Jednak podstawowy sens, jaki się z niego odczytuje, jest taki, że ta okropna druga strona jest naprawdę tak zła, jak o niej sądzimy. Brakuje w tym przedstawieniu jakiejkolwiek refleksji na temat własnej sytuacji. Tak jak po stronie przeciwnej brakuje refleksji nad oponentami. Obydwa te uczucia są jednak jeszcze bardziej wątpliwe, jeśli w wynik badań wejść głębiej.

Chłodni i rozjuszeni

Dzięki życzliwości autorki raportu miałem możliwość przeprowadzenia dokładniejszych analiz. Okazuje się, że podział ujawniony przez te badania można ująć zupełnie inaczej. Raz jeszcze okazało się, że posługiwanie się średnią może mylić odbiorców. Jest to w szczególności wyraźne w kluczowym dla raportu pytaniu – badaniu dehumanizacji, czyli tego, jak bardzo zwolennicy poszczególnych opcji, gdy pokazać im rysunkową skalę, są skłonni widzieć w oponencie nie człowieka, ale w najlepszym wypadku troglodytę, a w najgorszym – zwierzę.

W elektoratach większości partii większość stanowią ci, którzy nie oceniają przeciwników jak pełnowartościowych ludzi. Jedynym wyjątkiem są wyborcy PSL. Ale nawet wśród sympatyków ludowców – niezbyt zresztą licznych, przez co precyzja badania nie jest bardzo duża – jest to prawie połowa. To dość przerażające. Lecz oznacza także, że łącznie 44 proc. zaangażowanych w spór rządzący–opozycja (badanie nie obejmuje sympatyków Kukiza i mniejszych ugrupowań) nie ma problemu z postrzeganiem drugiej strony. Dzielą się oni nieomal dokładnie pół na pół – na zwolenników opozycji i rządu. Oni nie tylko nie dehumanizują oponentów, lecz temperatura ich uczuć wobec drugiej strony oscyluje wokół zera. Porównywalna jest zatem liczba tych, którzy patrzą chłodno i ciepło na politycznych oponentów. Wśród tych, którzy dehumanizują, wyraźnie dominuje mrożące krew w żyłach spojrzenie.

Wśród „rozjuszonych" przeważają zwolennicy opozycji. Przeważają dwukrotnie, co chwały temu obozowi nie przynosi, lecz co przecież oznacza, że druga strona też ma nad czym myśleć. Trudno uznać za źródło satysfakcji i powód do wywyższania się stwierdzenie: wśród waszych zwolenników dwie trzecie nienawidzi, a z naszych nienawidzi tylko 52 proc... Wszystko to razem zupełnie nie oznacza, że każdy zwolennik PiS nienawidzi mniej niż każdy zwolennik opozycji. Wrzucanie wszystkich do jednego worka jest krzywdzące dla potężnych grup po jednej i po drugiej stronie. Niektórym zaś może pomóc w zbyt łatwym samorozgrzeszeniu.

Dlatego bardzo ciekawe jest to, jakie wzory powtarzają się w każdym z obozów, przesuwając równowagę pomiędzy niezbędnym w demokracji sporem a nienawiścią. Z zadawanych przy okazji pytań ideowych wyłania się obraz opozycji wyraźnie podzielonej na trzy siły. PSL wyróżnia nie tylko mniejsza liczba rozjuszonych zwolenników, ale i centrowe ich położenie. Wyborcy PO, odróżniający się od ludowców poparciem dla wolnego rynku, są do nich podobni w centrowym umiejscowieniu na osi obyczajowej. Natomiast wyraźnie oddzielone ugrupowanie stanowią zwolennicy Nowoczesnej, Lewicy i Razem.

Wszyscy podzieleni

„Obóz postępu" łączy ze zwolennikami PO bardzo podobny procent tych, którzy żywią do zwolenników PiS głęboką niechęć. Nie różnią się też zasadniczo w umiejscowieniu na osi sporów ekonomicznych. A to właśnie jako zwolennik wolnego rynku okazuje się bardzo ważnym czynnikiem, który sprzyja dehumanizacji.

Dotyczy to zwolenników każdej z partii z osobna – także PiS i PSL. Deklaracje dotyczące spraw obyczajowych (ustawianie się na skali pomiędzy konserwatyzmem a liberalizmem) nie mają za to widocznego wpływu na wyniki po stronie opozycji, choć da się taki zauważyć wśród zwolenników PiS. Istotny wpływ na wyniki ma za to religijność, choć nie jest on już tak prosty. Jeśli na podstawie samych deklaracji podzielić Polaków na trzy, porównywalne wielkością, grupy – mocno wierzących, generalnie wierzących i niezbyt wierzących (wliczając w to niewierzących) – to okaże się, że dehumanizacja wśród tych niezbyt wierzących jest najsilniejsza. Ponad 70 proc. zwolenników opozycji w tej grupie nie widzi w oponentach ludzi. Zaś pośród głęboko wierzących opozycjonistów postawę taką przejawia mniej niż połowa.

Wśród zwolenników PiS również ci mniej wierzący (a ich tam też nie brakuje) są najbardziej wrodzy względem oponentów. Najbardziej pozytywne podejście przejawiają osoby generalnie wierzące. Mocna wiara wśród zwolenników PiS zwykle wiąże się z większą wrogością (choć jest ona mniejsza niż wśród niezbyt wierzących). Wszyscy ci, którzy głoszą, że niechęć do oponentów ma podłoże religijne, mijają się zatem z prawdą. Nawet jeśli w kościołach słychać czasem polityczne kazania, to jednak wezwania do miłości bliźniego słychać najwyraźniej częściej i mają chyba silniejsze efekty.

Można też przedstawić hipotezę, że źródłem dehumanizującej wrogości do innego nie musi być wcale konserwatywne oburzenie na osoby naruszające dotychczasowy ład społeczny. Także oświecenie może być silnym źródłem takiej wrogości. Jeśli wierzy się, że każdy oświecony będzie myślał tak samo jak ja, to łatwo można dojść do wniosku, że osoba o innych poglądach nie jest oświecona – a zatem nie jest w pełni człowiekiem. Można zaryzykować też twierdzenie, że alternatywą dla religijnie uświęconej wspólnoty wcale nie musi być akceptujący różnice humanizm, ale wyostrzający je społeczny darwinizm.

To, że zwolennicy wolnego rynku patrzą na oponentów z wyższością, również można powiązać z prostym, logicznym modelem. Sukces jest udziałem tych, który są lepsi. Zatem ci, którzy tego sukcesu nie odnieśli, zasługują na swój los, a nie na współczucie. Gdyby bardziej się starali, to odnieśliby sukces. To, że ktoś, kto wiódł zwykłe, przyzwoite życie, oczekuje wsparcia wspólnoty w swojej trudnej sytuacji, może uwierać tych radzących sobie lepiej. Tylko, ponownie, nie wszyscy solidarni ekonomicznie widzą w przeciwniku bliźniego, a nie wszyscy wolnorynkowcy podchodzą z pogardą do „chytrej baby z Radomia". Lepiej odejść od przekonania, że jeden czynnik przesądza o wszystkim.

Widać, że w każdym z nas dobro walczy ze złem. W każdym przypadku głębokie przekonanie o własnej słuszności niesie ryzyko pogardy dla osób myślących inaczej. Żadne poglądy nie impregnują na tego typu zagrożenie. Dlatego warto przyglądać się każdemu obrazowi uważnie i odnajdywać w nim to, co pozytywne. Z politycznego punktu widzenia raport zdaje się mieć konsekwencje znacznie ważniejsze niż dobre samopoczucie po jednej czy drugiej stronie. Widać wyraźnie, że wszystkie partie są istotnie podzielone. W każdej znajdą się zajmujący skrajne stanowiska radykałowie, napędzani przez niechęć do drugiej strony. Ale jednocześnie olbrzymi udział w gronie zwolenników mają osoby o poglądach umiarkowanych, zdolne patrzeć z życzliwością na drugą stronę sporu, utrzymujące z nią kontakty i potrafiące zrozumieć inny punkt widzenia.

Uświadomienie, jak dużo jest takich osób, jest jedną z ważnych zasług tego raportu. Nie powinno to zostać przyćmione przez uwodzicielską, medialną siłę zła, która każe skoncentrować się na tych elementach, które budzą wątpliwości. Niezależnie, czy jest się zwolennikiem opozycji czy rządzących, bogatym albo biednym, wierzącym czy też nie – można w drugiej stronie zobaczyć człowieka. Kogoś, kogo punkt widzenia pozwala lepiej zrozumieć sytuację, w której wszyscy razem się znajdujemy.

Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: My, stare solidaruchy
analizy
Lewica przed największym wyzwaniem od lat. Przez Tuska straciła powagę
Opinie polityczno - społeczne
Elżbieta Puacz: Od kiedy biologicznie zaczyna się życie człowieka i co to oznacza w kwestii aborcji