Niedawno zdarzyło mi się brać udział w spotkaniu w niewielkim gronie, gdzie prócz mnie obecnych było jeszcze kilku publicystów zajmujących się problematyką międzynarodową. Jeden z nich, piszący dla lewicowego tygodnika, przekonywał namiętnie, że wielkim sukcesem dyplomacji spod znaku Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego jest zdjęcie z Polski odium kraju rusofobicznego. W odpowiedzi zauważyłem, że realna polityka międzynarodowa nie posługuje się kategoriami z pogranicza psychologii, chyba że chodzi o wpływanie na opinię publiczną.
Taką właśnie rolę odgrywa łatka rusofobów: ma przekonać opinię publiczną w tym czy innym kraju, ewentualnie co naiwniejszych członków jego elity, że działania lub ostrzeżenia przed Rosją płynące z niektórych kręgów w Polsce nie mają racjonalnych podstaw, a są jedynie formą jakiegoś zakorzenionego w psychice uprzedzenia.
[srodtytul]Beztreściowe zaklęcia[/srodtytul]
Prawdziwi przywódcy myślą w kategoriach czystego interesu. Interes Niemiec czy Francji w stosunku do Rosji a interes Polski są mocno odmienne. Aby wytłumaczyć, dlaczego rząd w Berlinie lub Paryżu tak chętnie współpracuje z na poły autorytarnym reżimem, który ma na swoim koncie agresję na suwerenne państwo, morderstwa polityczne i tłamszenie wolności, potrzebne są hasła takie jak rusofobia. Dzięki nim łatwo zbyć niewygodne ostrzeżenia i opinie.
Jeśli zrezygnować z tej nowomowy i ujrzeć sprawy – nie tylko w sferze stosunków Polski czy Unii z Rosją – w ich prawdziwym kształcie, widać tylko grę twardych interesów. Nie sposób też nie dostrzec, iż interesy największych i najsilniejszych krajów UE, zwłaszcza Niemiec i Francji, są w wielu punktach odmienne od interesu Polski. To nie wyraz uprzedzeń czy jakiejkolwiek wrogości, ale prosta konstatacja faktów, truizm i oczywistość.