Rewolucja feministek

Kłamstwo i dyskredytacja dobrze służą w ideologicznej krucjacie radykałów. Ale nie wystarczają im. Potrzebne są jeszcze władza i rządowe pieniądze – pisze pełnomocnik rządu ds. równego traktowania.

Publikacja: 01.10.2010 03:19

Rewolucja feministek

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Rozpętana w zeszłym tygodniu bezprecedensowa nagonka na moją osobę i działalność pokazała wyraźnie, że trwa u nas walka ideologiczna. Chodzi w niej o przeforsowanie w Polsce modelu równego traktowania, który – jako jedyny – usatysfakcjonować mógłby orędowników najbardziej radykalnych zmian obyczajowych.

Dla nich to, co robiłam przez ponad 2,5 roku jako pełnomocnik rządu ds. równego traktowania dla obrony osób dyskryminowanych, nie ma znaczenia.

[srodtytul]Jak najszybciej przejąć władzę[/srodtytul]

Skoro nie zostałam aktywistką ich ruchu, wszelkie moje działania występujące przeciw dyskryminacji ze względu na płeć, rasę, pochodzenie etniczne, niepełnosprawność, zdrowie, religię, wyznanie, wiek i orientację seksualną należy zdyskredytować. Tym łatwiej to uczynić, że, jak przekonałam się przez lata, dla mediów temat dyskryminacji niespecjalnie jest ciekawy.

Dlatego w ostatnich dniach do woli można było powtarzać: „Radziszewska musi odejść, bo nic nie robi”. Powtarzać po to tylko, by ze swoim programem radykalnych zmian jak najszybciej przejąć władzę.

Od kilku dziesięcioleci lewicowe środowiska na Zachodzie próbują zawłaszczyć słowa takie, jak: „dyskryminacja” czy „równość”. Z takim samym zjawiskiem od kilkunastu lat mamy do czynienia w Polsce. Brak pełnej i bezwarunkowej akceptacji dla postulatów feministycznych działaczek czy aktywistów ruchu mniejszości seksualnych świadczyć ma o fałszywej świadomości lub zacofaniu cywilizacyjnym. Tolerancja dla swobodnej ekspresji, relatywizm etyczny i poznawczy są za to jedynymi wyznacznikami „nowoczesności”.

Jeśli ktoś ośmiela się myśleć o równości inaczej, tym gorzej dla niego. W debacie publicznej powstaje wrażenie, że środowiska występujące z programem radykalnej emancypacji mają monopol na mówienie o równości i dyskryminacji. Nie dziwi więc, że, zanim jeszcze premier Donald Tusk powołał mnie na stanowisko, feministki (najgłośniej warszawskie) głośno domagały się, by sprawami równego traktowania w rządzie zajęła się ich reprezentantka.

Nie chciały przyjąć do wiadomości, że urząd ten nie powstał po to, by realizować ich najskrajniejsze postulaty. Promocji równości nie można zawężać do feministycznej, genderowej czy queerowej walki o równouprawnienie. Obszarów rażącej dyskryminacji jest więcej i wszystkie one są równie ważne.

Aktywistki i aktywiści skrajnych ruchów lewicowych żywili i żywią błędne przekonanie, iż urząd, który piastuję, im się – z definicji – należy. Dlatego atakowano mnie od początku mojej ministerialnej działalności. Początkowo tylko za „brak bezstronności”, jak się wyraziła prof. Magdalena Środa.

Z czasem krytyka stawała się coraz bardziej napastliwa i ostra. Gdyby przeanalizować ich wypowiedzi na mój temat w „Gazecie Wyborczej” i na feministycznym portalu Feminoteka, okazałoby się, że nieustanne ośmieszanie, wybiórcze cytowanie, przekręcanie wypowiedzi lub wyrywanie ich z kontekstu, a wreszcie – ataki personalne to typowe strategie stosowane przez owe „bezstronne”, odwołujące się do racjonalizmu aktywistki.

[srodtytul]Jedynie słuszne rozwiązania[/srodtytul]

Mimo to zawsze zapraszałam je do współpracy, wierząc, iż przynajmniej w kwestii dyskryminacji kobiet będą mogły służyć pomocą. I choć niektóre z nich zaczęły ze mną współpracować, większość uznała, że skoro nie chcę brać udziału w ideologicznej, feministycznej krucjacie, trzeba wszelkie moje działania bojkotować, wyśmiewać, przemilczać i przedstawiać w fałszywym świetle.

Czy radykalnych feministek nie interesuje np. kwestia zwalczania pedofilii? Przecież ofiarami pedofilów najczęściej są dziewczynki. Z mojej inicjatywy weszły wreszcie do kodeksu karnego ostre przepisy antypedofilskie. Dlatego dziś policja ma prawo do prowokacji względem osób podejrzewanych o pedofilię. Można karać już nie tylko pedofilskie czyny, ale za zamiar ich popełnienia. Karane jest rozpowszechnianie wszelkich, nawet rysunkowych czy graficznych treści pedofilskich. Także w telefonach komórkowych.

Czy radykalne feministki nie są zainteresowane zmianą negatywnych stereotypów kobiet w polskiej reklamie? Atakujące mnie środowiska nie spostrzegły, że po raz pierwszy w historii Polski przyznałam nagrody – Kryształowe Łomy – dla twórców reklam za łamanie w reklamach stereotypów dotyczących płci. Była to też zresztą świetna okazja, by promować walkę z dyskryminacją nie tylko ze względu na płeć, ale i na niepełnosprawność czy z innych powodów (nagroda ma właśnie takie trzy kategorie). Nagrodę specjalną przyznałam Rafałowi Betlejewskiemu za ogólnopolską, antyrasistowską kampanię społeczną „Tęsknię za Tobą, Żydzie”. Tego typu wyróżnienia w Europie są tylko w Hiszpanii (tam wszak przyznawane są jedynie za łamanie stereotypów ze względu na płeć).

By efektywnie zmieniać mentalność tak mocno kształtowaną przez media, pracuję intensywnie ze światem reklamy nad odpowiednimi uzupełnieniami w Kodeksie Etyki Reklamy. Nie zauważyły również, że po raz pierwszy w dwudziestoletniej historii naszej demokracji – eksperci rządowi, na mój wniosek, rzetelnie przejrzeli zawartość podręczników pod kątem występowania w nich różnorakich treści dyskryminujących. Najwyraźniej jednak walka z dyskryminującymi stereotypami interesuje radykalne aktywistki dopiero wtedy, gdy służy jednocześnie windowaniu ich społecznego prestiżu w mediach, a dzięki ich wsparciu – w społeczeństwie.

Działanie to zresztą charakterystyczne dla współczesnych ruchów emancypacyjnych. Dziś obyczajowi rewolucjoniści nie obalają rządów w krwawych przewrotach. Dyskredytują „tylko” i ośmieszają wszystkich myślących inaczej, lobbując za „jedynie słusznymi rozwiązaniami”. Czy nie dlatego oskarżano mnie wciąż publicznie o to, że nie zajmowałam się przemocą względem kobiet?

[srodtytul]Katolicka dewotka[/srodtytul]

Wygodniej było przemilczeć fakt, że rozpropagowałam i przeniosłam na poziom rządowy akcję „Białej Wstążki”, ale i fakt, że w zespole ds. przeciwdziałania dyskryminacji kobiet działającym przy moim biurze wypracowałyśmy kilkanaście poprawek do ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, które w większości zostały przyjęte przez Sejm.

Dzięki naszej wspólnej pracy (co ciekawe – przedstawicielki ponad 40 organizacji pozarządowych świetnie potrafiły współdziałać z panami aktywnymi w zespole ds. dyskryminacji ojców!) udało się nam rozpocząć zmiany w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym tak, by prawa i obowiązki obydwojga rodziców były równe. W ten sposób po raz pierwszy stworzyliśmy kobieco-męską platformę na rzecz przeciwdziałania dyskryminacji kobiet i przemocy wobec nich.

Tego radykałowie docenić nie chcą. Dla nich bardziej użyteczne jest ogłaszanie wszem i wobec, że Radziszewska to katolicka dewotka, która zamiast zajmować się zmianą prawa, współpracą z organizacjami pozarządowymi i kampaniami społecznymi, uczestniczy tylko w rządowych, „dworskich festynach” albo spotyka się z wiejskimi kobietami, „bo te – w odróżnieniu od feministek – niczego się nie domagają”.

Tyle że te „festyny” to np. konferencje, podczas których eksperci z różnych dziedzin podpowiadają, jak skutecznie zwalczać dyskryminację i promować równość. A co do wiejskich kobiet – śmiem twierdzić, że wiele miałyby do powiedzenia feministkom warszawskim, gdyby te tylko chciały ich wysłuchać. Ich doświadczenie dyskryminacji wcale nie jest mniej ważne od doświadczenia wielkomiejskich aktywistek...

Te ostatnie interesuje jednak przede wszystkim ich własna „miękka rewolucja”. Na czym polega ich strategia działania? Trzeba mieć poparcie co najmniej jednego medium uważanego za opiniotwórcze, stworzyć własny system ekspercki („niepodważalne” źródło wiedzy) oparty na ludziach, którzy wyznają identyczne wartości (lub ideologię) i nie dopuszczać do debaty innych punktów widzenia.

[srodtytul]Co się stało na Czerskiej?[/srodtytul]

W jednostronności przekazu odnośnie do problematyki równego traktowania celuje „Gazeta Wyborcza”, która stała się potężnym orężem współczesnych ruchów emancypacyjnych w walce o nową kulturę i ład społeczny. Jej teksty na temat praw kobiet i praw osób LGBTQ są jednostronne, zaangażowane w walkę i już dawno przestały spełniać choćby minimalne standardy obiektywizmu.

„Wyborcza” zaczęła mnie ostro atakować przed rokiem, gdy przeciwstawiłam się zgłaszanemu przez ubiegłoroczny Kongres Kobiet postulatowi ustawowych parytetów. Mówiłam, że to projekt niekonstytucyjny, oparty na rozwiązaniach, jakie nie zawsze sprawdzają się w innych krajach (a są raptem w pięciu krajach UE). Wściekle mnie zaatakowano, przemilczając jednocześnie, iż jestem zwolenniczką wewnątrzpartyjnych kwot na listach wyborczych – czyli takiego rozwiązania jak np. w Szwecji. To milczenie znaczące.

Cóż, panie redaktorki z „Wyborczej” są najwyraźniej głęboko przekonane, że Radziszewska nie ma prawa powoływać się na liberalną Szwecję. Parę dni temu w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” pani Magdalena Środa powiedziała: „Radziszewska była gorącym przeciwnikiem i parytetów, i innych rozwiązań wspierających zrównoważony udział kobiet w życiu publicznym, bo jest on niezgodny z wolą bożą...”. Jest to wypowiedź kłamliwa i skandaliczna. Jeśli prawda jest inna, niż mówi pani Środa, tym gorzej dla prawdy.

W walce ideologicznej, której „Gazeta” nie od dziś jest aktywnym graczem, powinno się mnie bowiem przedstawiać jak najczęściej – zdaniem lewicowych radykałów – jako bezkrytycznie wielbiącą Kościół i folklor, niekompetentną urzędniczkę. Gdy np. prawo stoi po mojej stronie (jak w wypadku wypowiedzi o możliwości zatrudnienia „zdeklarowanej lesbijki” w szkole katolickiej), zawsze można stworzyć własną interpretację prawa i powołać się na dyżurnych ekspertów, którzy będą robili za autorytet większy niż np. były prezes Trybunału Konstytucyjnego i rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll.

Dla np. red. Siedleckiej z „Wyborczej” zdanie prof. Zolla w dyskutowanej szeroko od dwóch tygodni kwestii nie było wiążące. W internetowym wydaniu „Gazety” 26 września opublikowała ona wymęczoną przez siebie interpretację przepisów prawnych połączoną z bezprzykładnym atakiem na mnie. Coś się jednak w nocy 26/27 września w redakcji przy Czerskiej musiało stać, skoro w papierowym wydaniu 27 września „Gazeta” nie opublikowała już wątpliwych interpretacji prawnych, wycinając ten fragment także z wydania internetowego, a skupiając się na kilku zdaniach zjadliwej krytyki. W „Gazecie”, która bezustannie oskarża mnie o niekompetencje, redaktorka objawia własną niekompetencję w całej rozciągłości...

[srodtytul]Biada tej, która się nie zgadza[/srodtytul]

Prawo, można powiedzieć, sprawa poważna. Inaczej rzecz się jednak już ma z przedstawianiem faktów. Można np. celowo nagłaśniać manifestację, w której bierze raptem udział kilkanaście osób, a towarzyszy im ponad 20 dziennikarzy (tak było w przypadku poniedziałkowego protestu przed Kancelarią Premiera zorganizowanego przez Partię Kobiet), a nie widzieć moich działań. Można też mi wytykać, że zajmuję się dziećmi romskimi czy przewlekle chorymi, obwieszczając publicznie (choć to nieprawda), iż taka działalność nie mieści się w moich kompetencjach.

Można nie przyjmować moich zaproszeń na spotkania, na których – wraz z rzecznikiem praw obywatelskich – omawia się sposoby przeciwdziałania dyskryminacji osób LGBTQ i jednocześnie głosić, że Radziszewska nic nie robi dla ich dobra. Można też mnie nieustannie krytykować za wyznawanie wiary katolickiej (co wedle radykalnych środowisk tożsame jest ponoć z chodzeniem na pasku hierarchii kościelnej), by dzięki temu dobitniej w sferze publicznej przedstawiać własną, radykalną ideologię. Kłamstwo i dyskredytacja dobrze przecież służą realizacji celów ich rewolucji. Nie są jednak dla nich wystarczające. Potrzebne są jeszcze władza i rządowe pieniądze.

Dlatego radykalne środowiska emancypacyjne będą zadowolone dopiero wtedy, gdy stanowisko pełnomocnika – wraz z dostępem do władzy i pieniędzy – obejmie ktoś taki, jak prof. Magdalena Środa. Zdaniem krytykujących mnie środowisk równe traktowanie powinno dotyczyć tylko grup przez nie wskazanych. Biada tej, która się nie zgadza z tym „jedynie słusznym” twierdzeniem. Niestety, radykalizm zawęża problem i nie służy dobremu działaniu.

Na wieki będę piętnowana jako „antyeuropejski świętoszek”. Nic to. Jako pełnomocnik będę robić dalej swoje, a naprawdę wiele mam do zrobienia. Moim zadaniem (poza kontynuacją wszystkich dotychczasowych działań – a jest dużo) jest teraz przede wszystkim stworzenie strategii i programu polityki prorównościowej i antydyskryminacyjnej, wedle której działać będą w następnych latach polskie rządy. Do jej tworzenia zapraszam wszystkich – także tych, którzy – w imię wąskich, ideologicznych racji – współpracować dotąd ze mną nie chcieli. Strategia i im bowiem służyć powinna. Mam nadzieję, że to zrozumieją.

A wydarzenia ostatnich dni pokazały, jak liczne grono ludzi dobrej woli i jak wiele organizacji pozarządowych ze mną współpracuje.

[i]Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji[/i]

Rozpętana w zeszłym tygodniu bezprecedensowa nagonka na moją osobę i działalność pokazała wyraźnie, że trwa u nas walka ideologiczna. Chodzi w niej o przeforsowanie w Polsce modelu równego traktowania, który – jako jedyny – usatysfakcjonować mógłby orędowników najbardziej radykalnych zmian obyczajowych.

Dla nich to, co robiłam przez ponad 2,5 roku jako pełnomocnik rządu ds. równego traktowania dla obrony osób dyskryminowanych, nie ma znaczenia.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę