Wywiad z szefową Monaru Jolantą Łazugą-Koczurowską („Nie legalizujmy narkotyków”„Rz”, 29.09.2010) był bulwersujący. Obok kilku co najmniej dyskusyjnych opinii (m.in. sugestia, że palenie marihuany prowadzi do uzależnienia od narkotyków twardych) pada tam bardzo poważne oskarżenie pod adresem osób zaangażowanych w prace nad nowym prawem. Na pytanie dziennikarza, skąd pomysł na (dość kosmetyczną) liberalizację prawa antynarkotykowego w Polsce, przewodnicząca tak zasłużonej organizacji, jaką jest Monar, odpowiada: „Nie wiem. Ale przypuszczam, że w jakiejś mierze stoi za tym biznes narkotykowy”. Stwierdzenie to trudno uznać za wypowiedziane w dobrej wierze.
Przygotowana przez rząd i skierowana pod obrady parlamentu nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii z pewnością jest potrzebna, a przez środowisko eksperckie oczekiwana. Ma ona bowiem pomóc w realizacji hasła: „leczyć, zamiast karać”, czyli umożliwić organom ścigania traktowanie konsumentów nielegalnych używek nie jako przestępców, ale ofiary narkotyków. Rząd obiecuje również, że ustawa pomoże skuteczniej walczyć ze zjawiskiem dopalaczy oraz znacznie ułatwi zwalczanie handlu nielegalnymi używkami, czemu służyć ma zaostrzenie kar wobec posiadaczy ich większych ilości.
Bez wątpienia obowiązujące przepisy – przewidujące karę więzienia za posiadanie najmniejszych ilości narkotyków – przynoszą więcej szkód niż pożytku. Zamiast ścigać prawdziwych przestępców, policja skupia się na wyłapywaniu młodych ludzi okazjonalnie sięgających po narkotyki. Każdego roku polskie sądy orzekają wobec nich blisko 9 tys. wyroków więzienia. Czyni to nasz kraj europejskim liderem w karaniu za konsumpcję narkotyków więzieniem – rzecz w pozostałych państwach UE niespotykana. Wiele ze skazywanych osób jest uzależnionych, wymaga działań terapeutycznych, nie zaś kar.
W 2008 roku ruszyły prace nad nowelizacją feralnych przepisów. Ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski powołał grupę ekspertów, którzy pracowali pod kierunkiem wybitnego polskiego kryminologa Krzysztofa Krajewskiego. Były to osoby, co do których reputacji, wiedzy i uczciwości nie mamy najmniejszych zastrzeżeń.
Czy Koczurowska rzeczywiście chce nas przekonać na łamach jednego z najbardziej poczytnych dzienników w Polsce, że Piotr Jabłoński (dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii) czy Kajetan Dubiel (wówczas dyrektor Biura Penitencjarnego Służby Więziennej, a obecnie szef więziennictwa polskiego), którzy m.in. brali udział w pracach nad nowelizacją, są na usługach mafii narkotykowej? Albo że ktoś nimi umiejętnie manipuluje?