Piotr Zaremba: recenzja książki Smoleńsk. Zapis śmierci

Nie zdradza się pointy książki? Ale co poradzić, gdy ta pointa nie tylko robi silne wrażenie, ale jest "dowodem w sprawie". A tak jest w przypadku książki "Smoleńsk. Zapis śmierci" – pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 03.04.2011 20:48 Publikacja: 03.04.2011 20:31

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Ta książka jest mozaiką, przeglądem najrozmaitszych zdarzeń i epizodów związanych ze smoleńską katastrofą. Ułożonych zgodnie z logiką sugestywnego filmu fabularnego: najpierw sama katastrofa, potem retrospekcja – jak do niej doszło, wreszcie wydarzenia już po. Ta mozaika niesie ze sobą nieustanne zmiany nastrojów: tragedia przeplata się z epizodami groteskowymi, czyjeś życie prywatne nakłada się na politykę. Tym ważniejszy był ostatni akord.

I autorzy wybrali go starannie. To telefoniczna rozmowa Janusza Palikota z politykiem PO z Pomorza Zachodniego Stanisławem Gawłowskim. Palikot odbył ją po przyjeździe na pogrzeb Sebastiana Karpiniuka, jednej ze smoleńskich ofiar. Zapraszając Gawłowskiego na obiad, postanowił się popisać. "Słuchaj, Staszek, a może zjedlibyśmy dziś obiad? A wiesz co będzie dzisiaj w menu? Kuchnia katyńska: kaczka po smoleńsku i krwawa Mary".

Surowy detal

Gawłowski miał odłożyć po tej wypowiedzi swego ówczesnego partyjnego kolegi słuchawkę, za co mu chwała. Ale ja traktuję ją jako przyczynek do debaty o "przemyśle pogardy". I dedykuję to świadectwo już nie politycznego cynizmu (byłby nim publiczny show), ale jakiegoś ponurego defektu Palikotowej natury, wszystkim jego obrońcom. Teatrowi Ósmego Dnia. Kazimierzowi Kutzowi, Cezaremu Michalskiemu i Eustachemu Rylskiemu. Również profesorowi Wojciechowi Sadurskiemu, który źdźbło w oku posmoleńskich radykałów opisuje najbrutalniejszym językiem, a dla takich ekscesów ma pełne wyrozumiałości milczenie. A także, last but not least, liderom PO, którzy złe skłonności winiarza z Biłgoraja hodowali – ku własnej korzyści.

Ten finał robi na tle rozedrganej całości książki piorunujące wrażenie. Wyszedł skądinąd spod pióra ludzi zdystansowanych od wszystkich stron politycznego konfliktu (może tym większa jego siła, jest beznamiętnie opisany i dlatego straszny). Autorzy to dziennikarze "Wprost" – zarówno tego dawnego, jak i obecnego, kierowanego przez Tomasza Lisa. W swojej książce nie spełnią oczekiwań nikogo – ani tych, co przesądzają o zamachu, ani tych, którzy, jak autor innej książki Jan Osiecki, po prostu obsługują rosyjską wersję zdarzeń.

Czy ten dystans wychodzi publikacji na zdrowie? Zacznijmy od tego, że dobrze się ją czyta, jest wciągająca, chwilami prawie urzekająca szorstką wymową szczegółu. Trudno nie zapamiętać męża jednej z zabitych w samolocie kobiet, który rozpoznaje żonę podczas straszliwych prosektoryjnych rytuałów po lakierze do paznokci, bo przed wylotem zachlapała nim kuchenny stół. Słyszeliśmy już sporo takich opowieści. A jednak taki surowy detal wciąż poraża, wciąż robi wrażenie.

Naturalnie forma książki jest zdradliwa. Dziennikarze postanowili użyć modnego obecnie fabularyzowanego języka – czytamy więc dialogi, których nikt przecież nie zapisał. Czasem poznajemy je w sytuacji, kiedy mogły pochodzić zaledwie od jednego świadka, co jest obciążone ryzykiem.

Autorzy nie są zresztą w stanie opowiedzieć w ten sposób wszystkiego. I chwilami ta konwencja trochę im się łamie. Na przykład moskiewska awantura akredytowanego przy MAK Edmunda Klicha z naczelnym prokuratorem wojskowym Krzysztofem Parulskim opisana jest w dwóch wersjach: jednego i drugiego. To oczywiście czyni tę swoistą powieść nieco mniej spójną i przekonującą.

Tajemnicze wątki

Jednocześnie można by rzec, że ta mimo wszystko powściągliwość bywa chwalebna. Krzymowski i Dzierżanowski pozostają dziennikarzami dbającymi o wiarygodność. Oni nie opiszą jak Osiecki kłótni między zabitym kapitanem Protasiukiem i także zabitym generałem Błasikiem, skoro nie można jej udokumentować, więcej – skoro są wątpliwości, czy w ogóle do niej doszło. Tam, gdzie mamy do czynienia z gąszczem przypuszczeń – tak jest zwłaszcza w przypadku domniemanych motywów pilotów, roli generała Błasika i wreszcie prezydenta na pokładzie – poprzestają na podsumowaniu poszlak, które często nie są jednoznaczne.

To ma też swoje wady. Ostrożność dziennikarska nie owocuje przełomowymi odkryciami. Autorzy raczej porządkują naszą wiedzę. Dodają sporo, ale głównie w dziedzinie smaczków, kontekstu, tła, charakterystyki postaci. Dwie historie: o Monice Olejnik na kolacji ze współpracownikami prezydenta zaraz po tragedii i kardynale Dziwiszu mówiącym "dureń" o Bronisławie Komorowskim, już zdążyły wywołać sensację i narobić bohaterom kłopotów.

Czasem padają odpowiedzi na mnożące się wersje: na przykład raz potwierdzana, raz dementowana opowieść o polskich BOR-owcach broniących Rosjanom na lotnisku dostępu do ciała prezydenta okazuje się częściowo prawdziwa. Chyba po raz pierwszy pojawia się całościowa próba wyjaśnienia okoliczności wyboru przez rząd konwencji chicagowskiej jako podstawy dochodzenia. Z czytelną informacją, jaka była (a była zerowa) wiedza Tuska o różnych możliwościach w tamtym momencie.

Czasem jednak książka wywołuje poczucie zawodu: gdy autorzy sygnalizują sensacyjne wątki, ale za nimi nie idą. Opisana na początku historia o polskim pracowniku ambasady, który asystował rosyjskim funkcjonariuszom w zatrzymaniu polskiego kamerzysty i zachęcał do zniszczenia jego nagrań, brzmi tajemniczo. Internauci zdążyli już obwołać tego człowieka, Grzegorza Cyganowskiego, podejrzaną postacią. I trudno im się właściwie dziwić, tyle że Krzymowski i Dzierżanowski nie sygnalizują, co dalej próbowali z tą historią zrobić.

To zresztą dotyczy nie tylko niedokończonych opowieści, ale i ocen. Jaką rolę odegrał per saldo Edmund Klich? Dlaczego Tusk nie zadbał o odpowiednie potraktowanie zwłok prezydenta na lotnisku (ten akurat zarzut ludzi z PiS brzmiał wiarygodnie)? Dlaczego nie zabezpieczono lepiej terenu? Etc.

Pozdrowienie od prezydentowej

Widzimy tylko niektóre elementy układanki. Pewne poczucie niedosytu może wywołać niedookreślenie politycznego tła: polsko-rosyjskich relacji. Może książka powinna się kończyć później, niż się kończy – brakuje solidnego opisu wojny związanej z raportem MAK. Tak jest jedynie surowym sprawozdaniem z pierwszych tygodni. Ale to mało czy dużo?

To sprawozdanie potwierdza moje intuicje – mnóstwo bałaganu i po rosyjskiej, i po polskiej stronie, chwilami państwo w stanie zapaści. Czy coś więcej? Nie wiemy. Mnie jednak książka ta urzekła jeszcze z jednego powodu. Jest w niej wywiad, jaki Marcin Dzierżanowski przeprowadził z Marią Kaczyńską dwa dni przed jej śmiercią.

To rozmowa będąca czymś w rodzaju testamentu zmarłej prezydentowej lub może raczej jej pozdrowieniem dla nas. Muszę przyznać, że po tym wszystkim, co nas spotkało w ostatnim roku, trudno się bez końca wzruszać. A jednak tego tekstu bez wzruszenia przeczytać się nie da. Napisanie: "To była mądra kobieta", tchnie kiczowatym banałem. Tylko co powiedzieć?

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?