Mateusz Matyszkowicz: PiS,PO i katastrofa smoleńska

Aby zdobyć nowych wyborców, PiS musiałby opowiedzieć o tragedii z 10 kwietnia innym językiem. Pokazać, że dotykające Polski katastrofy, klęski i kryzysy są przejawem jednej i tej samej choroby, to znaczy atrofii państwa – uważa publicysta

Aktualizacja: 28.06.2011 19:41 Publikacja: 28.06.2011 19:36

Mateusz Matyszkowicz

Mateusz Matyszkowicz

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Red

Według kolejnych sondaży wzrasta przewaga Platformy Obywatelskiej nad Prawem i Sprawiedliwością. Potwierdza to także ostatni sondaż "Rzeczpospolitej". Trudno jednak określić, w jakim stopniu mamy tu do czynienia z trendem długookresowym, a na ile jest to przejściowe wahnięcie, po którym wróci czas zbliżania się obu partii w sondażach.

Zwolennicy tezy, zgodnie z którą ma to być trend krótkookresowy, podkreślają wzmożoną aktywność medialną Platformy w ostatnich tygodniach – hucznie obchodzone dziesięciolecie i spektakularne transfery. Ci zaś, którzy doszukują się w tych wynikach trwalszych tendencji, podkreślają umiejętność Platformy i przede wszystkim jej szefa Donalda Tuska w kreowaniu dominującej narracji i w przykrywaniu kłopotliwych informacji sterowanymi przez siebie wydarzeniami.

Jedni i drudzy kładą zatem nacisk na wpływ elementów bardziej z dziedziny infotainment niż rzeczywistych działań politycznych, różnią się zaś w określeniu trwałości tych przedsięwzięć.

Cztery lata bez wspomnień

Teza o postpolitycznym charakterze działalności rządu Tuska jest nienowa i już banalna. Jest jednak coś, co umyka najczęściej uwadze komentatorów – tych, którzy komentują politykę z dnia na dzień, z informacji na informację. To prawda, że Tusk jest sprawny w kreowaniu przekonań obywateli. Tej sprawności brakuje jednak konsekwencji.

Te już prawie cztery lata rządów Platformy nie pozostawią po sobie jednej opowieści ani jednego obrazu. Nie pozostawią ich nawet kilku, a to dlatego, że każda z kreowanych opowieści ulega szybkiej dezaktualizacji. Z jednej strony daje to elastyczność działań, z drugiej jednak rodzi liczne zagrożenia, z których dwa warto tu wymienić.

Po pierwsze, taka nieustanna transformacja nie sprzyja budowaniu pozycji marki i tego, co wydaje się bardzo liczyć w polityce, czyli lojalności. Przeciętny wyborca PO nie ma na dłuższą metę dostatecznych powodów do przywiązywania się do swojego ugrupowania. Dopóki Tuskowi udaje się nadrabiać zaległości (i jak ostatnio nawet powiększać grono swoich zwolenników), dopóty wszystko jest dobrze.

Jednak przy silnym wahnięciu sceny politycznej sytuacja PO może się okazać katastrofalna – Tuskowi będzie trudno utrzymać przy sobie twardy elektorat, tę gwarancję przetrwania najcięższych czasów, bo zwyczajnie go nie ma. To błąd podobny do tego, jaki popełnił SLD, gdy osiągnął swoją największą potęgę po 2001 r. za cenę utraty jednolitego wizerunku. Zakończyło się to całkowitą utratą wpływów po aferze Rywina i niebezpiecznym zbliżeniem się partii do granicy progu wyborczego.

Po drugie, częste zmiany narracji sprzyjają powstawaniu szczelin. Jest ten moment, gdy poprzednia opowieść jest nieaktualna, a nowa jeszcze nie zdołała się utrwalić. Gdy jedno wydarzenie nie ma jeszcze swojej interpretacji – ten moment staje się okazją do przebicia się opozycji z własną interpretacją.

Wydaje się, że w ocenie szans opozycji – czy to PiS, czy SLD, czy PJN – na przekonanie opinii publicznej do własnej wizji spraw publicznych najważniejszy jest wymieniony wyżej drugi punkt. To wykorzystanie owej szczeliny jest okazją do uruchomienia ruchu, który ściągnie na PO zagrożenie z punktu pierwszego, czyli całkowitą utratę wpływów.

Dotychczas to się nie udało nikomu. Partia Tuska tymczasem rośnie i nadaje ton.

Nowe narzędzia

Dzieje się tak pomimo spektakularnych klęsk rządu w przygotowaniach do Euro 2012 (a co za tym idzie i co jest tu najważniejsze: w planowanych inwestycjach infrastrukturalnych), pomimo porażek w prowadzeniu śledztwa smoleńskiego i wreszcie dzieje się tak, jakby opinii publicznej nie interesowało, że dochodzi do naruszeń swobód obywatelskich.

Ci, którzy mówili, że popierając PO, stają po stronie wolności i szybkich autostrad, jakoś nie tracą rezonu ani zapału, nie palą się ze wstydu. Przypomnienie porażek rządu jest jak puszczenie bąka w salonie, zbyte milczeniem, jak coś, czego się nie komentuje, bo człowiekowi bywałemu w świecie nie wypada. A przecież wolność, autostrady, stadiony i sprawnie zarządzane państwo miały być wyróżnikiem rządów Platformy. Nie zostało z tego nic, podobnie jak z marzeń o podatku liniowym.

Czy zatem do obywateli lepiej dociera straszenie agentami w kominiarkach, którzy mieliby ich nawiedzać w czasie rządów PiS, niż faktyczne informacje o funkcjonariuszach, którzy wpadają do mieszkania autora strony internetowej, i o rosnącej liczbie podsłuchów w czasie obecnych rządów? Skąd się bierze ta niemożność opozycji do przeforsowania własnej narracji – czy jest ona zawiniona?

Mówi o sile mediów, które są sprzymierzone przeciw PiS. To interpretacja najłagodniejsza dla głównej partii opozycyjnej – uwalnia ją bowiem od winy za obecny stan rzeczy. Z drugiej strony jest to interpretacja fatalna. Jeśli jest prawdziwa, przełamanie się przez ten stworzony mur niechęci graniczy z niemożliwością. Potrzebny byłby wstrząs – ale czy można sobie wyobrazić wstrząs większy od Smoleńska?

Nie zamierzam podawać w wątpliwość faktu niechęci głównych mediów – to akurat jest dość oczywiste. Ta niechęć nie jest nawet ukrywana – główne media lubują się w epatowaniu antypisowskością. Pytaniem jest, na ile ta niechęć ma rzeczywistą moc perswazyjną i w jakim stopniu wpływa na rosnący dystans między głównymi partiami? I wreszcie, czy PiS dobrze wykorzystuje alternatywne źródła komunikacji, jak choćby Internet – narzędzia, w których jest coraz silniejszy i powoli uzyskuje za ich pomocą zdolność kreowania opinii. Do tego dochodzą niezależne od PiS i nieuwikłane w partyjną walkę inicjatywy medialne, które wprawdzie nie służą w roli przekaźników linii partyjnej, ale z pewnością pluralizują przekaz opinii.

Nowe narzędzia są szansą, ale czy w pełni wykorzystaną? I czy wreszcie jest możliwe przełamanie dominujących opowieści, kiedy się nie ma do dyspozycji najbardziej masowego środka komunikacji, jakim jest telewizja?

Jak połączyć wątki

Gdyby trzeba było wskazać największą słabość przekazu partii Kaczyńskiego, to jest nią brak koordynacji między poszczególnymi wątkami. Z jednej strony sprawa smoleńska – podtrzymywanie pamięci i prace komisji Macierewicza. Z drugiej – punktowe propozycje programowe, jak choćby programy skierowane do młodych i do przedsiębiorców. Do tego dochodzi codzienna reaktywna praca. PiS chce podtrzymywać temat smoleński, ale też boi się zostania partią jednego tematu.

Jak się wydaje, przekaz smoleński adresowany jest przede wszystkim do twardego elektoratu. Pozostałe propozycje – do szerszych grup społecznych. Pierwszy przekaz jest skuteczny – twarda grupa zwolenników się utrzymuje. Ten drugi przynosi różne efekty, najczęściej jest to labilne – tak jakby brakowało jeszcze czegoś, jakby trudno było wyborcom przejść na drugą stronę mocy.

Dlaczego jest trudno? Bo nawet największa nieudolność Platformy i najciekawsze propozycje programowe dla szerokich grup społecznych nie zapewnią jeszcze napływu elektoratu – tego elektoratu, który musi pokonać sporą psychologiczną trudność, jaką jest całkowita zmiana linii frontu w warunkach quasi-wojennych.

Tak naprawdę, jeśli PiS chce pozyskać szersze grupy społeczne, musi je przekonać nie tylko do programu gospodarczego, ale także do własnego stanowiska w sprawie Smoleńska. Na PiS nie zagłosuje ktoś, kto wprawdzie zgodzi się z programem ekonomicznym tej partii, ale retorykę smoleńską uzna za szaleństwo.

Klucz jest zatem w rękach PiS i polega na opowiedzeniu spraw państwa jednym językiem – pokazaniem, że dotykające Polski katastrofy, klęski i kryzysy są przejawem jednej i tej samej choroby, to znaczy atrofii państwa. Atrofii, która bierze się z braku zaufania i przede wszystkim z braku wiary, że państwo polskie w ogóle istnieje. Że przez ostatnie 20 lat nie wypełniono luki po poprzednim państwie, które na szczęście upadło, i że wreszcie ów kryzys zarówno umożliwił Smoleńsk, jak i utratę podmiotowości Polski w relacjach ze wschodnimi i zachodnimi partnerami, i wreszcie to osłabione państwo nie jest w stanie sprostać podstawowym problemom społecznym. Wygra ten, kto odpowiednio połączy te wątki.

Wykorzystać szczeliny

Innymi słowy, słabe państwo nie zdołało skutecznie zapobiec temu, co stało się w Smoleńsku (czy to był zamach, czy awaria, czy też błąd), ale to słabe państwo nie potrafi także budować autostrad, dywersyfikować dostaw surowców i wreszcie nie jest zdolne do należytej obsługi przedsiębiorcy. Przełożenie tego na język pojedynczego obywatela i wykorzystanie szczelin to wyzwanie, przed którym stoi opozycja. Jeśli temu nie podoła, czekają nas kolejne lata efektownych rządów opowiadaczy "Baśni z tysiąca i jednej nocy". A tu potrzeba autora "Niekończącej się historii".

Autor jest filozofem i publicystą  "Teologii Politycznej". Ostatnio wydał  "Śmierć rycerza na uniwersytecie"

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?