Przez ostatnie 60 lat my też tacy byliśmy – komentował jeden z niemieckich dyplomatów wystąpienie Bronisława Komorowskiego na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie. Polski prezydent przez prawie godzinę przekonywał Niemców, że Europa nadal jest ważna i należy w nią inwestować. Dwa dni później tygodnik „Der Spiegel" ogłosił na swojej okładce, że Unia Europejska jako projekt polityczny oraz euro są już martwe, a teraz musimy stawić czoła ekonomicznym konsekwencjom tego krachu.
Podobne nastroje panują w innych, nie tylko bogatych krajach UE. Prezydencja, która miała ułatwić rządowi Donalda Tuska reelekcję, będzie znacznie trudniejsza, niż się wcześniej spodziewano.
Ekstrasy i cuda
Jeszcze niedawno plan na pierwszą polską prezydencję w UE (i być może ostatnią, bo nie wiadomo, co będzie z Unią po 2020 r.) był dość prosty. Polska pokazuje, że ma sprawną administrację, a setki imprez w regionach kraju i Brukseli przebiegają bez zakłóceń i budują pozytywny wizerunek państwa.
Do tego dochodzą ekstrasy: nowy układ warszawski, czyli podpisanie w Warszawie traktatu o akcesji Chorwacji do UE, wyciągnięcie Ukrainy z rosyjskiej strefy wpływów, czyli doprowadzenie do ukraińsko-unijnego porozumienia o strefie wolnego handlu, oraz wielki szczyt Partnerstwa Wschodniego w Warszawie pod koniec września, na którym europejscy przywódcy będą deklarować powstanie Europy o dwóch silnych płucach.
Tusk musi się spodziewać, że w różnych stolicach pojawią się głosy rozczarowania polską prezydencją, które łatwo trafią do krajowej opinii publicznej