Polityka zagraniczna PO i PiS - Waldemar Kuczyński

By prowadzić politykę jagiellońską – co mieli robić bracia Kaczyńscy – trzeba być Polską jagiellońską, a nie dzisiejszą – zauważa publicysta

Aktualizacja: 11.09.2011 19:50 Publikacja: 11.09.2011 19:47

Waldemar Kuczyński

Waldemar Kuczyński

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

W ujawnionych przez WikiLeaks depeszach z Ambasady USA w Warszawie jest taka ocena polityki zagranicznej PiS: "Ścisła kontrola prezydenta Lecha Kaczyńskiego nad polityką zagraniczną przydusiła jego własne MSZ ze stratą dla efektywności w instytucjach europejskich i ogólnej jakości polityki zagranicznej Polski". Sytuacja ta "wpływa negatywnie na możliwości przewodnictwa w sprawach regionalnych oraz osłabia notowania wśród dyplomatów Unii Europejskiej". Słowa są oględne, ale treść surowa.

Świat wiecznej wojny

Politykę zagraniczną, tak jak wewnętrzną, Prawa i Sprawiedliwości oraz prezydenta Lecha Kaczyńskiego określało widzenie świata przez braci, głównie przez Jarosława. Oskarża on dziś Donalda Tuska, że wywiesił białą flagę, symbol kapitulacji kończący wojnę. Właśnie, dla Kaczyńskiego polityka to wieczna wojna. Wywołał ich wiele w ciągu 22 lat. Z rządem Mazowieckiego, z Wałęsą, z rządami Bieleckiego, Olszewskiego i Suchockiej, z SLD, z Krzaklewskim i AWS, a potem ze wszystkimi. Teraz z Platformą, Tuskiem i Komorowskim – właściwie z obecną Polską. Jego rządy spowodowały zamęt w polityce wewnętrznej, a zagraniczną wprowadził na ślepy tor.

Dziś w Europie nie ma najeżonych bronią armii stojących na granicach. Toczą się różne gry, także spory. Widzenie polityki jako wojny, która trwa, choć na razie bez strzelania, nie pasuje do dzisiejszego czasu. Jeśli zaczyna się ją toczyć, wychodzi się na dziwaka, od którego trzeba się trzymać jak najdalej, dla którego nie warto nic zrobić, nawet słuchać. Tak postrzegano politykę zagraniczną braci Kaczyńskich i ich samych.

Przykry był widok izolacji polskiego prezydenta, któremu w końcu kadencji został jako partner prezydent Gruzji i niewielu więcej. Ale tu akurat jest jedyny plus – sympatia dla Polski i Polaków. To wynik wyprawy Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi w chwili, gdy przez konflikt, jaki wywołał Micheil Saakaszwili, jechały na to miasto rosyjskie czołgi. To była wyprawa w sytuacji wojennej, by dać świadectwo solidarności, i to zaowocowało. Ale to nie Lech Kaczyński zatrzymał rosyjskie czołgi, lecz prezydent Nicolas Sarkozy w imieniu Unii Europejskiej.

By prowadzić politykę jagiellońską – co mieli robić Kaczyńscy – trzeba być Polską jagiellońską, a nie dzisiejszą. Drugim powodem porażki PiS i prezydenta Kaczyńskiego w stosunkach z zagranicą było przesadne wyobrażenie o randze Polski w regionie i Europie. Opierano się na tym, że jesteśmy krajem dużym i ludnym. I za to miało się nam należeć miejsce przy głównym stoliku na kontynencie. To popularne myślenie także wśród innych partii i wielu Polaków.

Jeśli chodzi o obszar i liczbę ludności, to wyglądamy nieźle. Ale to za mało. Liczba ludności nabiera znaczenia w połączeniu z zamożnością. Gdybyśmy mieli PKB na głowę takie jak Niemcy, to z 38 milionami mieszkańców bylibyśmy w politycznej czołówce Unii Europejskiej, nawet nie należąc do strefy euro. Niestety, mnożąc ludność przez przeciętne bogactwo Polaka, jesteśmy na poziomie 16-milionowej Holandii. Co nie znaczy, że mamy jej wagę. Holandia to w UE ważny płatnik netto, więcej wnosi do unijnej kasy, niż z niej czerpie. My jesteśmy jednym z głównych beneficjentów netto, krajem, który o wiele więcej z unijnej kasy bierze, niż do niej wkłada.

Władysław Bartoszewski, oceniając wojowniczą politykę PiS, powiedział, że jak się nie jest panną ładną ani zbyt posażną, to przynajmniej powinno się być sympatyczną. Wywołał oburzenie, a to była trafna przenośnia. Może z dodaniem, że z czasem ładniejemy i zamożniejemy.

Polityka powinna się opierać na trzeźwej ocenie tego, jaką się ma siłę perswazji i przetargu. Nie ma państwa zdolnego załatwić wszystko, co go obchodzi, tak, jak by chciało. Nawet Stany Zjednoczone wywieszały białą flagę, choćby w Wietnamie, ale może być i Afganistan. Im się ma skromniejszą pozycję, tym bardziej trzeba uważać, by aspiracje nie wyrosły zbytnio ponad możliwości, bo wtedy przychodzą porażki, a nawet śmieszność. Nie śladem Jagiełły, lecz jak w piosence o powstaniu styczniowym, chadzali chłopcy w bój bez broni – można rzec o polityce braci Kaczyńskich.

Powrót na ziemię

Obecny rząd odrzucił styl wojowniczy i przywrócił politykowanie z zagranicą oparte na realnej ocenie możliwości. Coś zyskano, czegoś nie. Bardzo ważne było przyznanie przez prezydenta i premiera Federacji Rosyjskiej, że mord katyński jest dziełem Związku Sowieckiego. To istotny krok w zdzieraniu z Rosji stalinizmu. I parę konkretów: zakopanie gazociągu na głównym podejściu do Świnoujścia, co daje dostęp do portu statkom zdolnym wpłynąć na Bałtyk; zniesienie embarga na żywność, co się PiS nie udało, czy odblokowanie Cieśniny Pilawskiej.

Nie przerwano budowy gazociągu północnego, bo tego nikt z Warszawy i spoza niej by nie dokonał, gdy inwestycję przyjęły dwa główne państwa w Europie. Nikt nie zmusiłby Rosji do upokorzenia przez oddanie Polsce – czy komukolwiek – śledztwa w sprawie Smoleńska prowadzonego u niej i przy oskarżeniach o mord na polskim prezydencie. I nie znalazłby się nikt poważny na świecie, kto by dołączył do Polski w próbie zrobienia Rosji czegoś takiego. Pani Anna Fotyga, sądząc inaczej, żyje w kręgu "porażających" majaczeń.

Donald Tusk nie wywiesił białej flagi. Porzucił w stosunkach z Niemcami, Rosją i Brukselą ton wojenny. On i rząd pokazali się jako ci, którzy chcą o sprawach Polski, Unii i Europy rozmawiać, a w rozmówcach widzą partnerów, a nie wrogów. Przywrócono polityce styl zbieżny z dominującym w Unii i na kontynencie. Włączono Polskę po dwóch latach rosnącej izolacji do europejskiego dialogu jako kraj, z którym daje się rozmawiać i porozumiewać, a nie szarpać. To jedyna droga, na której można zrobić najwięcej dobrego dla kraju. Ile tego będzie, zależy od talentu tych, którzy go reprezentują i w jego imieniu zasiadają do gry, bywa – ostrej. Ale nie do wojny. Być może mogło być lepiej, ale od czterech lat nie jest źle.

Autor jest ekonomistą i publicystą. Był ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, doradzał także premierom Włodzimierzowi Cimoszewiczowi i Jerzemu Buzkowi

W ujawnionych przez WikiLeaks depeszach z Ambasady USA w Warszawie jest taka ocena polityki zagranicznej PiS: "Ścisła kontrola prezydenta Lecha Kaczyńskiego nad polityką zagraniczną przydusiła jego własne MSZ ze stratą dla efektywności w instytucjach europejskich i ogólnej jakości polityki zagranicznej Polski". Sytuacja ta "wpływa negatywnie na możliwości przewodnictwa w sprawach regionalnych oraz osłabia notowania wśród dyplomatów Unii Europejskiej". Słowa są oględne, ale treść surowa.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?