W ujawnionych przez WikiLeaks depeszach z Ambasady USA w Warszawie jest taka ocena polityki zagranicznej PiS: "Ścisła kontrola prezydenta Lecha Kaczyńskiego nad polityką zagraniczną przydusiła jego własne MSZ ze stratą dla efektywności w instytucjach europejskich i ogólnej jakości polityki zagranicznej Polski". Sytuacja ta "wpływa negatywnie na możliwości przewodnictwa w sprawach regionalnych oraz osłabia notowania wśród dyplomatów Unii Europejskiej". Słowa są oględne, ale treść surowa.
Świat wiecznej wojny
Politykę zagraniczną, tak jak wewnętrzną, Prawa i Sprawiedliwości oraz prezydenta Lecha Kaczyńskiego określało widzenie świata przez braci, głównie przez Jarosława. Oskarża on dziś Donalda Tuska, że wywiesił białą flagę, symbol kapitulacji kończący wojnę. Właśnie, dla Kaczyńskiego polityka to wieczna wojna. Wywołał ich wiele w ciągu 22 lat. Z rządem Mazowieckiego, z Wałęsą, z rządami Bieleckiego, Olszewskiego i Suchockiej, z SLD, z Krzaklewskim i AWS, a potem ze wszystkimi. Teraz z Platformą, Tuskiem i Komorowskim – właściwie z obecną Polską. Jego rządy spowodowały zamęt w polityce wewnętrznej, a zagraniczną wprowadził na ślepy tor.
Dziś w Europie nie ma najeżonych bronią armii stojących na granicach. Toczą się różne gry, także spory. Widzenie polityki jako wojny, która trwa, choć na razie bez strzelania, nie pasuje do dzisiejszego czasu. Jeśli zaczyna się ją toczyć, wychodzi się na dziwaka, od którego trzeba się trzymać jak najdalej, dla którego nie warto nic zrobić, nawet słuchać. Tak postrzegano politykę zagraniczną braci Kaczyńskich i ich samych.
Przykry był widok izolacji polskiego prezydenta, któremu w końcu kadencji został jako partner prezydent Gruzji i niewielu więcej. Ale tu akurat jest jedyny plus – sympatia dla Polski i Polaków. To wynik wyprawy Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi w chwili, gdy przez konflikt, jaki wywołał Micheil Saakaszwili, jechały na to miasto rosyjskie czołgi. To była wyprawa w sytuacji wojennej, by dać świadectwo solidarności, i to zaowocowało. Ale to nie Lech Kaczyński zatrzymał rosyjskie czołgi, lecz prezydent Nicolas Sarkozy w imieniu Unii Europejskiej.
By prowadzić politykę jagiellońską – co mieli robić Kaczyńscy – trzeba być Polską jagiellońską, a nie dzisiejszą. Drugim powodem porażki PiS i prezydenta Kaczyńskiego w stosunkach z zagranicą było przesadne wyobrażenie o randze Polski w regionie i Europie. Opierano się na tym, że jesteśmy krajem dużym i ludnym. I za to miało się nam należeć miejsce przy głównym stoliku na kontynencie. To popularne myślenie także wśród innych partii i wielu Polaków.