Już rok temu, kiedy współuczestniczyłem w opracowywaniu raportu przedstawiającego stan polskojęzycznych szkół na Litwie, doszedłem do wniosku, że są one słabo dofinansowane i wyposażone gorzej niż sąsiednie szkoły litewskojęzyczne. Bierze się to stąd, że szkolnictwo polskojęzyczne jest w większości na utrzymaniu samorządów (zdominowanych przez Polaków), szkolnictwo litewskojęzyczne zaś podlega administracji państwowej (zdominowanej przez Litwinów i mającej większe możliwości finansowe).
W praktyce wygląda to tak, że obok niszczejących "polskich" placówek powstają nowoczesne "litewskie". Te ostatnie też oczywiście są potrzebne. Trudno jednak zrozumieć, dlaczego sponsorowana z budżetu państwa nowoczesność ma być adresowana tylko do ludności litewskiej lub chcącej się lituanizować. Przecież litewscy Polacy też płacą podatki.
Litwini, którzy są autorami reformy oświaty, twierdzą, że ma ona pomóc Polakom w ich dalszej karierze. Co w obywatelskim państwie prawa powinno być ważniejsze: realizowanie przez obywateli własnych aspiracji (nawet jeżeli miałoby to im utrudniać życie) czy uszczęśliwianie ich na siłę przez urzędników i polityków? Nie można również nie zauważyć, że Polacy, mimo że mają pod górkę, a może właśnie dlatego (trudności zazwyczaj hartują charakter), dobrze sobie radzą w późniejszym życiu. Procent absolwentów polskojęzycznych szkół, którzy dostają się na wyższe uczelnie, jest większy niż wskaźnik dla całej Litwy.
Przejęcie przestrzeni publicznej
Problem leży w warstwie symbolicznej. Po dziesięcioleciach obcej dominacji władze dzisiejszej Litwy chcą podkreślenia, że Polacy na Wileńszczyźnie mieszkają w państwie litewskim, że są litewskimi obywatelami, którzy powinni tak jak inni uczyć się języka litewskiego. Rzecz idzie nie o dobro (tak czy
inaczej rozumiane) litewskich Polaków, lecz o symboliczną lituanizację przestrzeni publicznej Wileńszczyzny. Doszło do tego, że w odrestaurowanej katedrze wileńskiej usunięto wszystkie zabytkowe napisy w języku polskim, nie odprawia się tam również polskich nabożeństw. Stąd także opory w uznaniu polskiego – który przecież od wieków jest obecny na Litwie – za język pomocniczy (a nie państwowy) w rejonach zamieszkanych przez Polaków. To samo dotyczy pisowni polskich nazwisk.