Chodzi ciągle o te same sprawy, które stały się pretekstem do nagonki na PiS, a sięgają czasów jego dwuletnich rządów. Antykorupcyjne działania partii Jarosława Kaczyńskiego przedstawione zostały jako zamach na prawa człowieka i budowa państwa policyjnego. Samobójcza (wszystko wskazuje na to, że przypadkowa) śmierć Barbary Blidy ogłoszona została zbrodnią PiS, a w szczególności Kaczyńskiego i Ziobry.
Cztery lata polowania nie dały nic. Wywodzący się z establishmentu III RP, a więc generalnie sympatyzujący z PO, wymiar sprawiedliwości nie znalazł żadnego pretekstu, aby postawić przed sądem polityków opozycji. Szef komisji do spraw nacisków, jakich rzekomo dopuszczał się PiS wobec wymiaru sprawiedliwości, Andrzej Czuma (do niedawna poseł PO) kierujący się przyzwoitością ogłosić musiał, że nacisków nie było. Pozbawiony jej Ryszard Kalisz domagał się trybunału dla liderów opozycji z powodu, jak twierdził, wytworzenia przez nich niewłaściwej atmosfery, która doprowadziła do śmierci Blidy.
Wydaje się oczywiste, że żadnego trybunału dla Kaczyńskiego i Ziobry nie będzie. Jednak oficjalna wypowiedź Schetyny mieści się w kampanii delegitymizacji opozycji i sytuuje Polskę bliżej standardów Białorusi niż krajów demokratycznych. W tym samym czasie wicemarszałek Sejmu z tej samej partii Stefan Niesiołowski nawołuje nowego właściciela "Rzeczpospolitej" do wyrzucenia redaktora naczelnego za brak należnych rządowi uczuć. Przy okazji subtelnie proponuje mu pracę w przemyśle pornograficznym. Fakt, że Niesiołowskiego trudno traktować poważnie, zmienia niewiele. Pełnił on ważną funkcję państwową wicemarszałka Sejmu, a powierzenie jej tego typu osobnikowi wiele mówi o stanie, w jakim znajduje się nasz kraj.
Prorządowa celebrytka dziennikarska, która zachęca go do kolejnych ekscesów, domagając się, aby wyliczał "pisowskich lizusów", dopełnia obrazu rzeczywistości III RP pod rządami partii miłości.