Janusz Palikot, aborcja i edukacja seksualna

W debacie na temat edukacji seksualnej nie chodzi o realizację propagandowych haseł polityków i aktywistów mniejszości seksualnych, ale określenie tego, jak mamy wychowywać dzieci – uważa duchowny katolicki

Publikacja: 02.11.2011 18:44

ks. Jacek Prusak SJ

ks. Jacek Prusak SJ

Foto: Tygodnik Powszechny

Red

Określenie książki o aborcji ("Duża książka o aborcji") mianem podręcznika dotyczącego seksualności dla nastolatków jest tak samo kuriozalne, jak domaganie się, aby została ona zatwierdzona w tym charakterze przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Tytułu książki nie dobiera się arbitralnie. Poza akcentem reklamowym zdradza on intencje autora. Seksuolodzy – nie mylmy ich jednak z aktywistami Palikota – podkreślają, że seksualność jest zjawiskiem wieloaspektowym, obejmującym wiele cech i czynności człowieka. W tytule książki Szczuki i Bratkowskiej nie ma o tym mowy, jej treść podporządkowana jest bowiem nie edukacji seksualnej, tylko proaborcyjnej. O tym pisałem już wcześniej ("Zaprzeczenie edukacji seksualnej", "Rz", 30 września; "Logika brzucha", "Rz", 28 października).

Prezerwatywy i marihuana

Gusta czytelników nie są ani jedynym, ani wyłącznym kryterium uznania jakiejś książki za podręcznik, tak jak nie są nim peany stronniczych recenzentów, np. Wandy Nowickiej, która jako prawa ręka Palikota będzie się domagać od przyszłej minister edukacji wprowadzenia książki swoich koleżanek na listę lektur zalecanych do lekcji edukacji seksualnej w szkołach. Swój chwali swego – przecież to oczywiste.

Oprócz aspektu merytoryczno-dydaktycznego, który oceniają specjaliści, rolą podręczników jest współtworzenie tego, co społeczeństwo uznało za prawomocne i prawdziwe w sferze wartości. Jak pokazują badania socjologów, w 2010 roku liczba ankietowanych popierających zakaz aborcji przewyższyła liczbą przeciwników takich przepisów. Palikotowi i "jego kobietom" to bardzo przeszkadza. Demagogicznie przesądził więc, że to nie rodzice uczniów, tylko jego partia ma prawo wypowiadać się w imieniu Polaków za edukacją seksualną w szkole, a MEN ma być poddane jego gustom literackim.

Książka Szczuki i Bratkowskiej jest tak skonstruowana, aby czytelnik wchłonął laicki model seksualności uważany przez autorki za najlepszy, gdyż zachęca młodych ludzi do "bezpiecznego seksu" – dostarczając im równocześnie informacji, jak chronić się przed niechcianą ciążą i AIDS. Gdy słucham wypowiedzi feministek Palikota, przypomina mi się świadectwo pewnej psycholog, która cieszyła się z tego, że jej studiujący syn lubiany jest przez dziewczyny, bo często przyprowadzał je do domu. I była z niego dumna, bo sprzątając po nim pokój, znajdowała zużyte prezerwatywy. Co za edukacja seksualna! Gdyby jednak antykoncepcja nie zadziałała – dziewczyna będzie wiedzieć, co ma zrobić. "Duża książka o aborcji" rozpisuje się o tym w detalach. Palikot dorzuciłby działkę marihuany na ustabilizowanie nastroju – to kolejna rzecz, do jakiej się zobowiązał. Jeszcze tylko wódka dla nieletnich i będziemy mieli "złote lata" w społeczeństwie uwolnionym od moralności chrześcijańskiej.

Waga edukacji

Spory dotyczące edukacji seksualnej w USA pokazują, że wartości są ważniejsze od informacji, ale nawet konserwatywne środowiska religijne akceptują potrzebę nauczania wiedzy z zakresu ludzkiej seksualności. Fakty są bowiem takie, że to seks przeżywany poza trwałym związkiem (małżeństwem) jest przyczyną licznych problemów społecznych, a nie brak wiedzy seksualnej ze strony zainteresowanych. Wychowywanie jest trudniejsze, niż instruowanie, jak się zabezpieczyć.

Jest jeszcze powściągliwość, która nie jest pruderyjna, choć nie jest łatwa. "Nowoczesna" edukacja seksualna jednak ją przemilcza albo ośmiesza, a jest to jedyny rodzaj dyscypliny wychodzącej poza zniewolenie. "Idea bycia ze sobą" to coś więcej niż "bezpieczny seks" i znacznie mniej niż "bycie dla siebie". W debacie na temat edukacji seksualnej nie chodzi o realizację propagandowych haseł polityków i aktywistów mniejszości seksualnych, ale określenie tego, jak mamy wychowywać dzieci, jakie wartości im wskazywać, i kto jest za to odpowiedzialny.

Edukacja szkolna, na każdym swym poziomie, nie jest nigdy procesem neutralnym. Szkoły są pierwszymi instytucjonalnymi "narzędziami" powielania wspólnot, kształtowania postaw obywatelskich i tożsamości narodowej. Parafrazując MacIntyre'a, można powiedzieć, że edukacja jest jednym z najważniejszych dyskursów, poprzez które społeczeństwo mówi o sobie samym. Warto pozostać krytycznym wobec tego, co głoszą zwolennicy laickiego humanizmu w kwestii edukacji seksualnej, i nie dać sobie wmówić, że na drodze do emancypacji stoi Kościół. Nie wystarczy powtarzać "nie zróbcie sobie krzywdy", żeby społeczeństwu było lepiej, bo to mit, że seksualność jest wyłącznie sprawą "prywatną". Spór o edukację seksualną nie jest konfesyjny, ale etyczny. Ma jednak wymiar metafizyczny – bo nie sposób uciec w nim przed pytaniem o sens życia, a także religijny – bo trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, przed jakim autorytetem "zegnie się kolano". Sprawa jest naprawdę poważna.

Autor, jezuita, jest publicystą związanym z "Tygodnikiem Powszechnym"

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?