Ostatnio głośno się zrobiło o listach poparcia, jakie świat artystyczny napisał w obronie „Krytyki Politycznej" i jej nazywanego centrum kultury lokalu w Warszawie przy zbiegu Świętokrzyskiej i Nowego Światu. Ten olbrzymi wpływ „Krytyki Politycznej" na ten świat odbieram bardzo pesymistycznie. Świadczy to o tym, że znaczna część naszych elit mentalnie nie wyrosła z Polski komunistycznej. Na szczęście znaczna, a nie cała, bo jednak ta druga strona zachowała w sobie siłę oraz pewną konstrukcję intelektualną i etyczną.
Te listy smucą mnie tym bardziej, że podpisali je ludzie, którzy w poprzednim systemie bardzo często odważnie występowali przeciwko władzy komunistycznej. Dziś okazuje się, że tamta władza głęboko jednak wdarła się w świadomość tych luminarzy kultury i sztuki, a także artystów.
Granica dialogu
Zauważmy jednak, że na środowisko „Krytyki Politycznej" można patrzeć z kilku stron. Z jednej strony jest to ciekawa propozycja spojrzenia na współczesny konflikt kulturowy. Chodzi o tę jego część, w której to środowisko odwołuje się do autentycznych ideałów socjalistycznych, rzecz jasna tylko i wyłącznie tych, które nie kojarzą się z praktyką totalitarnego państwa komunistycznego.
To jest właśnie granica, poza którą nie może być żadnego dialogu. Bo jak tu dialogować z gestapo czy z NKWD? Jak rozmawiać z miłośnikami obozów koncentracyjnych czy gułagów? Tu po prostu musi być koniec jakiejkolwiek dyskusji i po to między innymi są ustalenia prawne, które chronią społeczeństwo przed koniecznością toczenia polemiki z kimś takim. A „Krytyka Polityczna" w części swoich działań i przemyśleń zdradza, niestety, akceptację dla praktyki komunistycznej.
Znaczna część naszych elit mentalnie nie wyrosła z Polski komunistycznej. Na szczęście znaczna, a nie cała