W ostatnich miesiącach Polska zainwestowała wiele w bezkrytyczne popieranie niemieckich i francuskich scenariuszy antykryzysowych. W zamian nie otrzymaliśmy nic. Angela Merkel i Nicolas Sarkozy nie zgadzają się nawet na obecność przedstawiciela polskiego rządu na szczytach strefy euro. W ostatnich dniach rząd podnosi dramaturgię sporu o krzesło na szczytach strefy euro, by pokazać determinację w walce o narodowe interesy Polski w Unii.
Tajemnica aplauzu
Główną wadą podsuniętego nam traktatu jest dalsza koncentracja władzy nad naszą gospodarką ze strony Paryża, Berlina czy Brukseli oraz brak mechanizmów odbudowy wzrostu. O tym rząd jednak milczy. Tymczasem za parawanem lubianej w Warszawie wspólnotowości Niemcy i Francja przenoszą własne rozwiązania ustrojowe na całą Unię.
To jest tajemnica aplauzu, jaki wywołuje w Brukseli polska – nowa i bezkrytyczna – polityka dotycząca Europy. Jesteśmy wygodnym i bezinteresownym instrumentem realizacji scenariuszy pisanych w Berlinie, Paryżu i Brukseli. Nie może to nie wywoływać zadowolenia tych, którzy na zmianach korzystają. Nawet częstokroć niechętny Polsce lider eurosocjalistów Martin Schulz uważa polską prezydencję za „najlepszą w ostatnich piętnastu latach", uznając też premiera Tuska za dobrego kandydata na socjaldemokratę.
Nasza polityka wobec Brukseli kontrastuje z tym, co słyszymy w europejskich stolicach. W Finlandii premier Jyrki Katainen, chadecki kolega Donalda Tuska, deklarował po grudniowym szczycie w Brukseli, że „nie powinniśmy oddawać budżetowej suwerenności Komisji Europejskiej". Jego minister finansów sprzeciwił się zasadzie głosowań większościowych w europejskich instytucjach stabilizacyjnych (ESM, ESFS). Do renegocjacji uzgodnień szczytu z pozycji socjalistycznych wzywa najwyżej notowany kandydat na prezydenta Francji Francois Holland. Frank Walter Steinmeier, lider opozycji w Niemczech, poddaje szczyt podobnej krytyce. W Irlandii, Austrii, Holandii, Rumunii wiodące siły polityczne wzywają do referendum. W tym samym czasie w Polsce panuje błogi spokój, a każdy, kto zgłasza wątpliwości, posądzany bywa o faszyzowanie.
W naszym kraju debatę o podmiotowości politycznej zamieniamy na dyskusję o pielęgnowaniu lokalnych zwyczajów, czyniąc w ten sposób nie tylko z Polski, ale i z Europy salon Cepelii, gdzie ludzie prześcigają się w znajomości łowickich wycinanek i ludowych zaśpiewek. To myślenie o Polsce jako o europejskim zakątku etnograficznym, którego jedyną rolą jest szeroka i entuzjastyczna zgoda na implementację polityki kreowanej w europejskich centrach.