Robert Biedroń, Bolek i lustracja - Skwieciński

W Polsce, jeśli ktoś jest np. za umożliwieniem formalizowania związków niemałżeńskich i swobodą obyczajową, to zarazem musi być przeciw lustracji. Po prostu tak ukształtowały się polskie podziały polityczne – zauważa publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 21.02.2012 17:39

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

W nosie mam, czy Lech Wałęsa był TW "Bolkiem" czy nie – powiedział Robert Biedroń z Ruchu Palikota na Onet.pl. – Z perspektywy lat, jakie minęły od czasów działalności Służby Bezpieczeństwa, nie można dzisiaj bezkrytycznie oceniać tych dokumentów. Nie możemy dzisiaj jednoznacznie zdecydować, czy ktoś był tajnym współpracownikiem, czy nim nie był. Uważam więc działalność IPN i osób szantażujących teczkami za niebezpieczną i niedemokratyczną. Marzę o tym, żeby ktoś miał odwagę zebrać te wszystkie teczki, akta i dokumenty Służb Bezpieczeństwa, opracować je, przeanalizować i spalić. Żeby nikt nigdy nie był już szantażowany w przyszłości przez samozwańczych prokuratorów.

Tych kilka zdań można byłoby łatwo zignorować albo obśmiać. I pewnie bym tak zrobił, gdyby nie fakt, że kilka dni temu Biedroń potrafił nieoczekiwanie wypowiedzieć się w obronie... TV Trwam, zdyskryminowanej przez KRRiT przy podziale miejsc na multipleksie.

– Będę zawsze stał po stronie ojca Rydzyka, kiedy jest nierówno traktowany, wyśmiewany i dyskryminowany. Choć wiemy wszyscy, że ojciec Rydzyk nie jest ideałem – powiedział.

Poseł z Ruchu Palikota dał, moim zdaniem, w ten sposób dowód, że jest człowiekiem uczciwym, potrafiącym w imię swojego rozumienia dobra ogólnego wznieść się ponad idiosynkrazje własnego środowiska. Zasługuje więc na próbę poważnej rozmowy.

Transakcja wiązana

Tym bardziej że zaprezentowana przez niego zbitka poglądów i emocji podzielana jest przez wiele osób. W tym uczciwych i kierujących się dobrą wolą, ale w postrzeganiu wielu spraw zdeterminowanych przez nieszczęśliwie dominującą w Polsce zasadę transakcji wiązanej. Zasada ta w tym konkretnym wypadku polega na tym, że jeśli ktoś jest np. za umożliwieniem formalizowania związków niemałżeńskich, swobodą obyczajową i rozszerzeniem prawa do aborcji, to zarazem musi być przeciw lustracji, mimo że w sensie intelektualnym są to kwestie kompletnie z sobą niezwiązane. Po prostu dlatego, że tak ukształtowały się polskie podziały polityczne. I jedni świadomie chcą zmieścić się w tych ramach, a inni – zwłaszcza młodzi – nieświadomie przejmują całość poglądów dominujących w grupie, która forsuje odpowiadające im elementy światopoglądowe.

A zatem, panie pośle, nie dyskutujmy tu może o tym, czy Wałęsa był rzeczywiście agentem, czy nie. Zajmijmy się może raczej kwestią, czy to w ogóle ma znaczenie. Bo pan powiedział, że nie ma. Proszę wyjaśnić dlaczego? Czy rzeczywiście bez znaczenia jest fakt, że osoba, która odegrała bardzo znaczącą rolę polityczną, podejmując część decyzji determinujących przyszłość kraju (albo, dodajmy, decydując o zaniechaniu ich podjęcia), mogła znajdować się pod wpływem szantażu? Szantażu zwerbalizowanego wobec niej bezpośrednio ("jak pan tak, to my mamy papiery..."), albo dorozumianego ("wiemy, że z panem można się dogadać...")?

– Dobrze – może pan powiedzieć – ale nawet jeśli, to przecież tylko przeszłość.

Tu wyłaniają się dwa pytania. Po pierwsze: jest pan przecież reprezentantem kierunku ideowego podkreślającego ludzkie prawa. Czy nie należy do nich prawo do wiedzy na temat przeszłości? Jeśli należy, to jak szukać tej wiedzy bez uwzględnienia dokumentów Służby Bezpieczeństwa? Oczywiście, nie jako materiału jedynego, jak pan powiedział "traktowanego bezkrytycznie", ale przecież istniejącego i ważnego?

A po drugie: czy to naprawdę tylko przeszłość? Czy ewentualne (podkreślam – ewentualne) stwierdzenie faktu nie miałoby wpływu na nasze postrzeganie tego, w jakiej rzeczywistości dziś żyjemy? Na taką, a nie inną konstrukcję naszego wspólnego kraju, skład części jego elit?

I czy gdyby sprawa domniemanej agenturalności Wałęsy była rzeczywiście tylko epizodem z przeszłości, dziś kompletnie nieistotnym, byłaby pana zdaniem w stanie wywoływać takie fale histerii i wściekłej nagonki? Czy wydanie stawiających byłego prezydenta w niekorzystnym świetle – przede wszystkim na tle tej sprawy – książek powodowałoby wysyłanie przez rząd rewizorów na autonomiczne wyższe uczelnie? Realizowanego wspólnymi siłami najważniejszych mediów, establishmentu i "autorytetów" cywilnego linczu? Linczu, w efekcie którego młody historyk, aby przeżyć, musiał pchać wózki w supermarkecie? A tak się stało w wypadku Pawła Zyzaka. Nie musi pan go lubić, ale jego los powinien skłonić pana do refleksji na temat pewnych elementów konstrukcji naszego wspólnego kraju. Prawo do wolności poszukiwań naukowych jest chyba panu bliskie.

Gdzie są te teczki?

Uważa pan "działalność IPN i osób szantażujących teczkami za niebezpieczną i niedemokratyczną", chce pan, aby "nikt nigdy nie był już szantażowany w przyszłości przez samozwańczych prokuratorów". Rozumiem, że chodzi tu o "samozwańczych prokuratorów" z Instytutu albo o osoby ideowo do IPN zbliżone.

Ba, ale przecież Instytut – i wszystkie inne polskie urzędy – dysponuje tylko częścią materiałów dawnych służb. Przypomnę panu, że w latach 1989 – 1990 przez wiele miesięcy funkcjonariusze dekompletowali archiwa, co mogli – wywożąc, co mogli – niszcząc. Te oryginały materiałów zaginionych i kopie zniszczonych gdzie się pana zdaniem znajdują? Czy nie uważa pan za logiczne przypuszczenie, że są w rękach tychże byłych funkcjonariuszy albo osób, które w ten czy inny sposób pozyskały je od nich? Do czego mogą być używane?

Zna pan stopień związków pomiędzy służbami PRL a radzieckimi. Czy więc uważa pan za bajkę o żelaznym wilku twierdzenie, że ich część znajdować się może w sejfach w Moskwie? A nasi obecni sojusznicy? Czy gdy tu załamywał się dawny system, nie skorzystali z okazji, aby wejść w posiadanie interesujących materiałów? Bo na przykład archiwa wywiadu byłej NRD znalazły się... w Waszyngtonie. Czy z punktu widzenia suwerennego państwa można uznać za nieważną możliwość, że tajne materiały, mogące i dziś służyć do szantażu, znajdują się w rękach służb nawet sojuszniczych, ale obcych?

Reasumując – czy naprawdę uważa pan, że rozsądnie jest mieć to wszystko, jak pan się wyraził, w nosie?

Panie pośle, mamy przecież wspólny kraj.

W nosie mam, czy Lech Wałęsa był TW "Bolkiem" czy nie – powiedział Robert Biedroń z Ruchu Palikota na Onet.pl. – Z perspektywy lat, jakie minęły od czasów działalności Służby Bezpieczeństwa, nie można dzisiaj bezkrytycznie oceniać tych dokumentów. Nie możemy dzisiaj jednoznacznie zdecydować, czy ktoś był tajnym współpracownikiem, czy nim nie był. Uważam więc działalność IPN i osób szantażujących teczkami za niebezpieczną i niedemokratyczną. Marzę o tym, żeby ktoś miał odwagę zebrać te wszystkie teczki, akta i dokumenty Służb Bezpieczeństwa, opracować je, przeanalizować i spalić. Żeby nikt nigdy nie był już szantażowany w przyszłości przez samozwańczych prokuratorów.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?