Deklaracja LGBT i katolicka histeria

Warszawska deklaracja LGBT stanowi krok w kierunku wdrożenia wieloletnich i przełomowych wręcz badań na temat kulturowych uwarunkowań ludzkiej seksualności – pisze teolog.

Aktualizacja: 15.04.2019 05:10 Publikacja: 14.04.2019 18:15

Deklaracja LGBT i katolicka histeria

Foto: Fotorzepa/ Danuta Matloch

Gdy 18 lutego 2019 roku prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podpisał warszawską deklarację LGBT+ w mediach, zwłaszcza w tych z prawej strony, rozpoczęła się prawdziwa licytacja, kto mocniej dołoży nowemu prezydentowi stolicy. Nawet niektórzy samorządowcy pospieszyli z deklaracjami, że u nich takie rzeczy nie przejdą. Politycy partii rządzącej, z prezesem Jarosławem Kaczyńskim, w różnych tonacjach grzmieli: „wara od naszych dzieci". Nie dziwi więc, że w rozmowie z dziennikarzem Onet.pl Trzaskowski musiał zapewniać: „Nie jestem żadnym antyklerykałem. To PiS próbuje mnie obsadzić w tej roli". I podkreślał, że krytykę, ze strony Kościoła przyjął boleśnie. To poczucie krzywdy jest uzasadnione. Słusznie też wyraża niezrozumienie dla całkowitego wypaczania jego intencji: „Nie rozumiem, jak walkę o wartości – obronę mniejszości, walkę z hejtem i nietolerancją, stanie przy potrzebujących opieki – można zakwalifikować jako spór światopoglądowy". Ja też tego nie rozumiem.

Nawet polscy biskupi w skądinąd stonowanym i koncyliacyjnym tzw. liście społecznym ogłoszonym 14 marca tego roku, a zatytułowanym „O ład społeczny dla wspólnego dobra", przepełnionym troską o jakość życia społecznego, nie potrafili się powstrzymać od krytyki „krzyczącej ideologii", która jest obecna również w naszym społeczeństwie, co napawa biskupów niepokojem. Ukrytym adresatem tej „troski" jest niewątpliwie prezydent Warszawy. Tymczasem to właśnie warszawska deklaracja stanowi pierwszy i konkretny krok w kierunku wdrożenia wieloletnich i przełomowych wręcz badań na temat kulturowych uwarunkowań ludzkiej seksualności.

Zła prasa gender

Tak się składa, że od wielu lat pracuję w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie prowadzą zajęcia najwybitniejsze w kraju ekspertki gender. Ich artykuły są publikowane w prestiżowych czasopismach zajmujących się problematyką genderową. Dzięki nim mam możliwość śledzenia na bieżąco debaty związanej z tą tematyką. Obawiam się, że ludzie, którzy szczególnie powinni się nią zająć (eksperci watykański i polskiego episkopatu), się z nią nie zapoznają. A szkoda. Uważam, że rzecznik episkopatu ks. Paweł Rytel-Andrianik, który chętnie i często wypowiada się na każdy temat, powinien się dowiedzieć, czym ta „niebezpieczna ideologia gender" naprawdę jest. W razie potrzeby służę niezbędną literaturą przedmiotu. Na razie wymienię tylko jeden artykuł autorstwa Elżbiety Karolczuk i Agnieszki Graff „Gender jako »Ebola z Brukseli«: antykolonialna rama i powstanie nieliberalnego populizmu". To niezwykle celna analiza strategii wzbudzania lęków i manipulacji danymi naukowymi, w której celuje Kościół katolicki, i to piórami takich wybitnych teologów jak Joseph Ratzinger.

Zresztą nie tylko w Polsce tematyka gender ma złą prasę. Dokładnie w tym samym czasie, gdy biskupi polscy wyrazili swoje obawy związane z „krzyczącą ideologią", na zbliżonym do Watykanu portalu Vatican Insider pojawiło się obszerne sprawozdanie z wykładu filipińskiego arcybiskupa Bernardito Auza na forum ONZ dotyczące niebezpieczeństwa „ideologii gender" i miałem wrażenie, że czytam nadwiślańskich ideologów typu Tomasza Terlikowskiego lub Dariusza Oko. Podobnie jak niezliczone wywody tych dwóch „ekspertów" od problematyki gender wywód Bernardito jest przykładem absolutnej głuchoty na temat jej właściwego znaczenia. W podobnym duchu wypowiadali się wielokrotnie ostatni papieże, z Franciszkiem włącznie.

Niedawno miałem ze studentami zajęcia poświęcone wyżej wspomnianej deklaracji LGBT+ przyjętej przez prezydenta Warszawy i medialnej wrzawie wokół tej decyzji. Studenci zaskoczyli mnie wyjątkową dojrzałością w ocenie tej deklaracji. W porównaniu z watykańskim zacietrzewieniem byłem doprawdy zbudowany dojrzałością polskich studentów, którzy też myślą o wartościach i rodzinie, ale nie wietrzą wszędzie spisków neomarksistowskiej i lewackiej propagandy wymierzonej w chrześcijaństwo i stabilność polskich rodzin.

Nieudany przewrót

Moim zdaniem korzenie dzisiejszej batalii przeciw „niebezpieczeństwu ideologii gender", którą od dziesięcioleci prowadzi Kościół katolicki, sięgają głęboko do XIX-wiecznej traumy związanej z utratą wpływów politycznych przez państwo kościelne z chwilą zjednoczenia Włoch w 1870 roku. Zapewne nieprzypadkowo ten moment w dziejach katolicyzmu rzymskiego zbiegł się z ogłoszeniem dogmatu o nieomylności papieża na soborze watykańskim I. Stało się to pod koniec długiego pontyfikatu Piusa IX (1846–1878). Warto przypomnieć, kim był Giovanni Maria Mastai Ferretti, nim został wybrany na papieża. Od momentu przyjęcia w 1840 roku kapelusza kardynalskiego uważany był za liberalnego duchownego. To właśnie jego liberalne poglądy sprawiły, że w sześć lat później został wybrany na papieża i przyjął imię Piusa IX. W pierwszych latach swego pontyfikatu w istocie dał się poznać z wielu reform łagodzących cenzurę kościelną. Jednak od chwili Wiosny Ludów w 1848 roku przeszedł radykalną zmianę i stał się wręcz uosobieniem konserwatyzmu i rządów autorytarnych.

Zewnętrznym znakiem tej zmiany było nie tylko przeforsowanie (wielu uczestników soboru było jej przeciwnych) przyjęcia wspomnianego dogmatu o nieomylności papieskiej. Pius IX kilka lat wcześniej, w 1864 roku, ogłosił encyklikę „Quanta cura", w której potępił rozdział Kościoła od państwa, laickie nauczania, wolność prasy i sumienia. Do tej encykliki dołączył słynny „Syllabus", w którym wskazał 80 błędnych tez, doktryn i idei, m.in. relatywizm, socjalizm, modernizm, racjonalizm, stwierdzając autorytatywnie wyższość religii nad nauką. Do listy potępionych zagrożeń papież zaliczył też tajne stowarzyszenia, towarzystwa biblijne i liberalne towarzystwa duchownych.

Wspomniane dokumenty nie tylko określiły stosunek papiestwa do nowoczesności, ale też stworzyły atmosferę wzajemnej podejrzliwości i kulturę donosów, która do dzisiaj określa mentalność katolickiego kleru i wielu świeckich katolików. Jak się okazuje, kopernikański przewrót, do jakiego doszło na Soborze Watykańskim II, dzięki deklaracjom o wolności religijnej i o stosunku katolicyzmu do innych religii, który w znacznym stopniu był reakcją zarówno na sobór watykański I, jak i na antymodernistyczną krucjatę Piusa IX i jego następców, nie zdołał się w katolicyzmie zakorzenić. Mentalność antymodernistyczna ma się doskonale.

Mam nieodparte wrażenie, że Kościół nie jest w stanie sam się uzdrowić. Dopiero dziennikarstwo śledcze, które odsłania mechanizmy wypierania, tuszowania i zakłamywania rzeczywistości, często zbrodniczej, w którą ludzie Kościoła bywają uwikłani, zmusza ludzi Kościoła do zmiany postawy. Przykładem książki takie jak „Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie" francuskiego socjologa i dziennikarza Frederica Martela czy „Dzień sądu. Nadużycia, skandale, walka o władzę. Co naprawdę dzieje się w Kościele?" włoskich watykanistów Andrei Tornielliego i Gianniego Valentego. Zapewne niedługo podobne książki zaczną się ukazywać również o polskim Kościele katolickim. Stąd dziwi radykalne odrzucenie (nienazwanej z imienia) próby zdiagnozowania ludzkiej seksualności przez gender studies. Stygmatyzowanie tych badań jako „niebezpieczeństwo ideologii gender" jest drogą do nikąd.

Biskupi, twierdząc, że: „Współcześnie np. jedna z hałaśliwych ideologii również obecna w naszym społeczeństwie podważa binarny podział płci i niezastąpioną rolę rodziny naturalnej, próbując w publicznej debacie, prawie i programach edukacyjnych zastąpić człowieka rzeczywistego jego zideologizowanym obrazem", tak naprawdę wpisują się w rozpoczętą w połowie XIX wieku przez Piusa IX antymodernistyczną krucjatę, która wykopała przepaść między katolicyzmem a nowożytnością. Niestety nasi biskupi tę przepaść tylko pogłębiają.

Autor jest antropologiem kultury, teologiem, historykiem i byłym jezuitą. Wykłada w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW

Gdy 18 lutego 2019 roku prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podpisał warszawską deklarację LGBT+ w mediach, zwłaszcza w tych z prawej strony, rozpoczęła się prawdziwa licytacja, kto mocniej dołoży nowemu prezydentowi stolicy. Nawet niektórzy samorządowcy pospieszyli z deklaracjami, że u nich takie rzeczy nie przejdą. Politycy partii rządzącej, z prezesem Jarosławem Kaczyńskim, w różnych tonacjach grzmieli: „wara od naszych dzieci". Nie dziwi więc, że w rozmowie z dziennikarzem Onet.pl Trzaskowski musiał zapewniać: „Nie jestem żadnym antyklerykałem. To PiS próbuje mnie obsadzić w tej roli". I podkreślał, że krytykę, ze strony Kościoła przyjął boleśnie. To poczucie krzywdy jest uzasadnione. Słusznie też wyraża niezrozumienie dla całkowitego wypaczania jego intencji: „Nie rozumiem, jak walkę o wartości – obronę mniejszości, walkę z hejtem i nietolerancją, stanie przy potrzebujących opieki – można zakwalifikować jako spór światopoglądowy". Ja też tego nie rozumiem.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego trzeba bić na alarm
Opinie polityczno - społeczne
Jan Nowina-Witkowski: Reset sceny politycznej po upadku PiS to szansa dla polskiej prawicy
Opinie polityczno - społeczne
Jan Skoumal: Sezon na Polę Matysiak w sejmowym lesie
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Debata wiceprezydencka w USA daje nadzieję na powrót dobrych obyczajów politycznych
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego Polska nie chce ekshumacji na Wołyniu?